Sprawa łaski dla Kamińskiego: nie ma sporu kompetencyjnego między prezydentem a SN

Mówienie o sporze kompetencyjnym między prezydentem a Sądem Najwyższym to nadużycie

Aktualizacja: 31.07.2017 20:12 Publikacja: 31.07.2017 18:09

Andrzej Duda i Mariusz Kamiński

Andrzej Duda i Mariusz Kamiński

Foto: Fotorzepa / Jerzy Dudek / Robert Gardziński

Justyn Piskorski, doktor habilitowany, prawnik, ekspert powiązanego z Prawem i Sprawiedliwością Instytutu Sobieskiego, w przytoczonej przez „Rzeczpospolitą" wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej stwierdził, że spór kompetencyjny między prezydentem Rzeczypospolitej a Sądem Najwyższym jest oczywisty, a „podważanie jego istnienia jest typowym dla prawników szwindlem etykietami".

Nie ma dyskusji, są nieuprzejmości

Tę uwagę odnotowałem z niejakim zażenowaniem, bo zarówno ja, który nie dostrzegam w zakresie objętej wnioskiem i marszałka Sejmu, i prokuratora generalnego sporu kompetencyjnego pomiędzy prezydentem i Sądem Najwyższym, jak i pan Justyn Piskorski oferujący pogląd odmienny, jesteśmy prawnikami. A dyskusja prawnicza polegająca na zarzucaniu szwindlu osobom argumentującymi inaczej jest zaprzeczeniem jakiegokolwiek dyskursu. Dyskusja poprzez wykluczenie polemisty w najlepszej sytuacji jest bowiem jedynie przedstawieniem własnych poglądów bez woli skonfrontowania ich z kontrargumentami. A w najgorszej sytuacji to jedynie stek nieuprzejmości względem oponentów.

Przyjęcie, że orzekając obecnie w indywidualnej sprawie dwójki oskarżycieli posiłkowych i kilku oskarżonych, Sąd Najwyższy znajduje się w sporze kompetencyjnym z prezydentem RP, wydaje się nadużyciem.

Nie wiadomo, o co chodzi autorowi

Sąd Najwyższy po prostu bada sprawę wniesioną mu do rozpoznania w wyniku kasacji, jakie złożyli podsądni, korzystając ze swoich uprawnień procesowych. Autor komentowanej wypowiedzi powołuje się na art. 86 ustawy o TK, zapomina jedynie podać, jakie postępowania powinny zawiesić organy dotknięte rzeczonym sporem kompetencyjnym. W tym miejscu unika przejścia do konkretu, a bez konkretu nie da się omówić tematu obligatoryjnego zawieszenia postępowania. No bo nie wiadomo, czy autorowi chodzi o zawieszenie wszystkich postępowań pomiędzy organami będącymi w sporze kompetencyjnym – nie wiadomo, czy wszystkich spraw w Sądzie Najwyższym, czy też tylko karnych? I nie wiadomo, czy wszystkich postępowań u prezydenta, czy też tylko w sprawach stosowania prawa łaski? A może chodzi o to konkretne prawo łaski, które zastosował mniej lub bardziej skutecznie prezydent w sprawie Mariusza Kamińskiego i innych oraz o uchwałę składu siedmiu sędziów Sądu Najwyższego, która już została podjęta? [SN uznał, że prawo łaski może być stosowane wyłącznie wobec prawomocnie skazanych – dopisek redakcji]. Pytanie, jak można zawiesić coś, co już zostało dokonane, pozostaje jednak bez odpowiedzi. Czy też może chodzi o zawieszenie rozpoznawania kasacji w indywidualnej sprawie podsądnych, którzy wnieśli kasacje? I znowu nie znajdziemy podpowiedzi, w jaki sposób prezydenckie prawo łaski miałoby pozbawiać oskarżycieli posiłkowych ich prawa do wniesienia kasacji czy też apelacji.

Gdyby iść w ślad za komentowaną wypowiedzią, to sądy nie miałyby prawa, po ewentualnej abolicji indywidualnej ujętej w formę prezydenckiego prawa łaski, w ogóle orzekać, czy to w kwestii umorzenia postępowania karnego wywołanego wcześniejszymi apelacjami oskarżonych, czy też w kwestii rozpoznania kasacji oskarżycieli posiłkowych. To zaś zanegowałoby uprawnienia stron do kontroli orzeczeń sądowych wydanych w wyniku mniej lub bardziej prawidłowego odniesienia się do prezydenckiego aktu łaski. To wcale nie musi się sprowadzać do całkowitego uwolnienia od kary, ale może być jej modyfikacją, np. poprzez warunkowe zawieszenie jej wykonania.

Tak jak mam daleko idące wątpliwości, czy można prezydentowi odmawiać prawa stosowania łaski przed uprawomocnieniem się orzeczenia skazującego, tak w żaden sposób nie widzę wchodzenia w kompetencje prezydenta przez to, że Sąd Najwyższy chce (i musi) rozpoznać kasacje wniesione przez osoby poszukujące sprawiedliwości, tak jak ją rozumieją, co my, prawnicy, nazywamy poszukiwaniem ochrony prawnej. Sąd jest od sądzenia, a jeżeli to robi, nawet gdy się orzeczenia nie podobają tym lub innym, to nie wkracza w czyjekolwiek kompetencje.

W buty sądu

Jeżeli natomiast ktokolwiek kiedykolwiek wkroczył w cudze kompetencje, to rzeczywiście zdarzyło się to w sprawie Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników. Było to oświadczenie prezydenta, że umarza postępowanie karne w owej sprawie, czym ewidentnie jako przedstawiciel władzy wykonawczej wkroczył w sferę kompetencji władzy sądowej. Zapewne dokładnie ten – bardzo niezgrabny – fragment jego oświadczenia pokazał największe ryzyko istniejące w abolicji indywidualnej udzielanej w formie prawa łaski. Mianowicie zastępowania sądów w wykonywaniu ich konstytucyjnych obowiązków przez przedstawiciela władzy wykonawczej, jakim jest prezydent, i bardzo utrudnił Sądowi Najwyższemu podjęcie uchwały o innej treści.

Jak więc można by było wybrnąć z sytuacji zaistniałej wokół Mariusza Kamińskiego?

Życie ze skazą

Rozwiązanie procesowe wydaje się proste, acz wymaga pochylenia głowy. Nie wiem, czy oskarżeni będą do tego gotowi. Bezdyskusyjne jest to, że wolą prezydenta było uwolnienie Mariusza Kamińskiego i jego kolegów od odpowiedzialności karnej, tak aby mógł pełnić powierzone mu obowiązki ministerialne. Trudno się spodziewać, aby prezydent tę wolę zmienił. W świetle wspomnianej uchwały siedmiu sędziów Sądu Najwyższego należy przewidywać, że SN w innym składzie, badając w sierpniu kasacje oskarżycieli posiłkowych w sprawie Mariusza Kamińskiego, zapewne uchyli orzeczenie sądu drugiej instancji i przekaże mu sprawę do ponownego rozpoznania, a samo toczenie się postępowania może uniemożliwić mu dostęp do informacji niejawnych. Gdyby jednak, np. na rozprawie przed Sądem Najwyższym lub późniejszej przed sądem drugiej instancji, oskarżeni złożyli osobiste oświadczenia o cofnięciu swoich apelacji od wyroku sądu pierwszej instancji, to sądowi nie pozostałoby nic innego, niż umorzyć postępowanie wywołane ich apelacjami. To zaś skutkowałoby niezwłocznym uprawomocnieniem się wyroku sądu pierwszej instancji, co oczywiste, bardzo niekorzystnego dla oskarżonych. Prezydent mógłby zaś jeszcze tego samego dnia ponowić prawo łaski i na zawsze zamknąć sprawę karną byłych szefów CBA zaangażowanych w prowokację wobec Andrzeja Leppera. Tyle że w dalszej działalności publicznej Mariusz Kamiński musiałby funkcjonować ze skazą co prawda ułaskawionego, jednak skazanego. Nie wiem, czy jest na to gotów.

Autor jest łódzkim adwokatem

Justyn Piskorski, doktor habilitowany, prawnik, ekspert powiązanego z Prawem i Sprawiedliwością Instytutu Sobieskiego, w przytoczonej przez „Rzeczpospolitą" wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej stwierdził, że spór kompetencyjny między prezydentem Rzeczypospolitej a Sądem Najwyższym jest oczywisty, a „podważanie jego istnienia jest typowym dla prawników szwindlem etykietami".

Nie ma dyskusji, są nieuprzejmości

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?