To ludzie wydreptali niezawisłość sądów - Aneta Łazarska o wetach prezydenta

Sędziowie powinni wyciągnąć wnioski z tej lekcji demokracji i wsłuchać się w głos ludu

Aktualizacja: 24.07.2017 19:52 Publikacja: 24.07.2017 17:32

Uczestnicy protestu zorganizowanego przed Sądem Rejonowym w Przemyślu, 21 bm. Protestujący wyrażali

Uczestnicy protestu zorganizowanego przed Sądem Rejonowym w Przemyślu, 21 bm. Protestujący wyrażali swoją dezaprobatę dla ustawy w sprawie reformy Sądu Najwyższego.

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Od czarnej środy w parlamencie trwa batalia o niezawisłe sądy w Polsce. Mimo powagi sytuacji i społecznych protestów politycy nie cofnęli się nawet o krok we wprowadzaniu ustaw praktycznie znoszących niezależność Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Pełną napięcia sytuację przecięły w końcu tak bardzo wyczekiwane społecznie weta prezydenckie.

Prezydent w końcu zrozumiał, że w konstytucji, inaczej niż w polityce, nie ma kompromisów. Nie większość polityczna określa, kto może być nadal sędzią, lecz Konstytucja RP, w której wyraźnie zapisano, że „sędziowie są nieusuwalni", a „władza sądownicza odrębna i niezależna". Prezydent, podpisując ustawy o KRS i SN, złamałby obie te zasady, akceptując upolitycznienie sądów oraz czystkę w Sądzie Najwyższym.

Nie łam, to nie będziesz łamany

Prezydent, podpisując ustawy, nie tylko mógł „się ubrudzić", jak powiedział sędzia Adam Strzembosz. Każda decyzja dotycząca usunięcia sędziego w stan spoczynku byłaby sygnowana jego imieniem i nazwiskiem. Obciążałaby go nie tylko prawnie, ale i moralnie. W ten sposób stałby się politycznym zakładnikiem partii, albowiem z obranej drogi nie miałby już odwrotu. Każde zaś złamanie konstytucji otwierałoby drogę do kolejnych wyłomów, nie wyłączając możliwości reformy statusu urzędu prezydenckiego. Bo próby takiej zmiany, mając na uwadze okazaną nielojalność prezydenta wobec rządzącej większości, wykluczyć nie można.

Demokracja, jak powiedział Abraham Lincoln, to rząd ludu, sprawowany przez lud i dla ludu. Prezydent wsłuchał się w głos ludu, wszystkich jego przedstawicieli, doradców i miał odwagę powiedzieć „nie" dla kierunku forsowanych, niekonstytucyjnych zmian. Zgłoszenie przez niego weta w tej sytuacji jest aktem przyzwoitości i roztropności. Zresztą przeforsowanie nawet na siłę zmian personalnych w SN wcześniej czy później doprowadziłoby do jeszcze większego konfliktu i społecznego niezadowolenia. Poza uchwaleniem ustaw trzeba byłoby je zrealizować, usunąć konkretnych sędziów, powołać nowych. Jedno jest pewne: zmiany te odbywałyby się nie w zaciszu politycznych gabinetów, lecz w atmosferze społecznego protestu i eskalacji społecznej frustracji.

Prezydent jednak wbrew euforii elit władzy sądowniczej i środowisk sędziowskich nie był konsekwentny.

Nie zawetował ustawy o ustroju sądów powszechnych, która tak znacząco rozszerza kompetencje ministra sprawiedliwości, że czyni go praktycznie najwyższym zwierzchnikiem sądów. Jego uprawnienia do nadzoru nad sądami i tak były już bardzo szerokie, a teraz uzyskuje kolejny potężny mechanizm bezpośredniego ręcznego sterowania nimi za pośrednictwem podległych mu prezesów sądów za pomocą rozbudowanej machiny nadzoru administracyjnego. Prezydent stanął zaś w obronie sędziowskich elit, a nie sądów rejonowych, okręgowych czy apelacyjnych, a więc tych najbliższych obywatelowi. To te sądy i sędziowie będą musieli bezpośrednio mierzyć się z politycznym oddziaływaniem na sądy. A to decyzje tych sądów jak dotąd były podejmowane pod największym politycznym naciskiem.

Gorzka lekcja demokracji

Zachowano więc status quo elit sędziowskich kosztem niezależności sądów powszechnych. Zgodnie z uchwalonymi przepisami minister sprawiedliwości uzyska kompetencję do arbitralnego, jednoosobowego powoływania i odwoływania prezesów sądów: apelacyjnych, okręgowych i rejonowych, z jednoczesnym zupełnym pozbawieniem samorządu sędziowskiego wpływu na te decyzje. Trudno zrozumieć, dlaczego prezydent zatrzymał się w połowie drogi. Czy nie rozumie, że jedynie same mechanizmy z art. 37 § 3 i 4 prawa o ustroju sądów powszechnych, zgodnie z którymi prezes sądu uchyla czynności administracyjne niezgodne z prawem, naruszające sprawność postępowania sądowego lub z innych przyczyn niecelowe, oraz że w razie stwierdzenia uchybienia sprawności postępowania sądowego prezes sądu może zwrócić na nie uwagę na piśmie i żądać usunięcia skutków tego uchybienia, zapewniają szerokie możliwości oddziaływania na decyzje sędziów przez prezesów sądów podległych bezpośrednio ministrowi?

Trudno nie pokusić się o gorzką refleksję nad stanem polskiej demokracji i parlamentaryzmu. Obecne wydarzenia – łatwość, z jaką udało się rządzącym zaledwie w ciągu kilkunastu godzin znieść zasadę niezależności sądownictwa – pokazują, że polski naród demokracji się nie nauczył. Okazuje się bowiem, że demokracja w Polsce istnieje na tyle, na ile pozwala na to wola politycznej większości. Gorzka to refleksja o polskim społeczeństwie i naszych politykach oraz sędziach, którzy myślą wyłącznie o swoich partykularnych interesach.

Ta łatwość, z jaką politycy uchwalali niekonstytucyjne zmiany, bez cienia refleksji i zawahania, będzie wielkim wstydem polskiego parlamentaryzmu i polskich polityków. Przez 28 lat wolnej Polski zachłysnęliśmy się wolnością. Znaczna część Polaków powinna mieć jednak w pamięci czasy totalitarnego PRL. Demokracja i niezawisłość sądów idą w parze i trzeba ich nieustannie bronić niczym niepodległości. W okresie PRL obrona niezawisłych sądów, udział w demonstracji były okupione więzieniem, dziś obywatele mogą bez żadnych przeszkód demonstrować i sprzeciwiać się niekonstytucyjnym zmianom.

Jako sędzia czuję się jednocześnie współodpowiedzialna za stan polskiego narodu, a przynajmniej tę jego część, która nie zrobiła nic, aby niekonstytucyjnym zmianom zapobiec. To również sędziowie, podobnie jak i polskie elity intelektualne, nawet w sytuacji wielkiego zagrożenia zasady niezawisłości sędziowskiej przez ostatnie dwa lata niewiele uczyniły, aby przemówić do obywateli. Zamiast wyjść do zwykłych ludzi i rozmawiać o roli sądów w społeczeństwie, elity sędziowskie organizowały zjazdy i ekskluzywne kongresy w zamkniętym, wąskim gronie.

Nasza wielka porażka

Tymczasem ludzie nie chcą już oglądać sędziowskich VIP-ów, słuchać o ich przywilejach. Chcą spojrzeć w twarz swojemu sędziemu z rodzinnego miasteczka, w którego rękach może znaleźć się jego najważniejsza życiowa sprawa. Swoją postawą, umacnianiem wizerunku nadzwyczajnej, zamkniętej i doskonałej kasty ułatwiliśmy politykom przejęcie sądów przy biernej akceptacji naszego społeczeństwa. I to jest wielka porażka nas, sędziów. Zapomnieliśmy, że niezawisłość sędziowska nie jest dana raz na zawsze. Naszym obowiązkiem było edukowanie społeczeństwa poprzez wyroki, ale i codzienną społeczną działalność, mówienie, jaką funkcję pełnią niezawisłe sądy w społeczeństwie. To samo było obowiązkiem elit społecznych, intelektualnych czy naukowych: nauczyć kolejne pokolenia młodych Polaków historii i konstytucji. Naszym obowiązkiem moralnym było nauczyć te właśnie przyszłe pokolenia prezydentów, premierów, polityków, prawników, urzędników, że niezależne sądy są fundamentem państwa prawa.

Jest jeszcze drugi wniosek, który powinny wyciągnąć elity sędziowskie. Otóż środowisko musi się samo pilnie zreformować. W debacie publicznej padło mnóstwo głosów krytycznych, zarzucających poza niską efektywnością oderwanie sądów od rzeczywistości. W istocie główny zarzut pod adresem sądów jest taki, że kurczowo trzymają się litery prawa, zamiast sprawiedliwie orzekać. Sędziowie powinni wyciągnąć również wnioski z tej lekcji demokracji, wsłuchać się w głos ludu oczekującego od nich urzeczywistnienia poprzez wyroki zasad sprawiedliwości społecznej. W przeciwnym razie sądy i sędziowie nigdy nie będą mieć realnej władzy w społeczeństwie.

Obecne wydarzenia pokazały, że mimo licznych gwarancji konstytucyjnych los polskich sądów jest w istocie w rękach elit politycznych. Tymczasem jedynym bezinteresownym strażnikiem niezawisłości sędziowskiej okazało się samo społeczeństwo, które apolitycznie i pokojowo broniło swoich sądów. A te będą niezawisłe i niezależne, jeśli polskie społeczeństwo będzie chciało je takie mieć. Społeczeństwo nie będzie jednak broniło niesprawiedliwych sędziów, którzy nierzetelnie prowadzą postępowania sądowe, naruszając prawa i godność obywateli.

Jeszcze jeden apel

Apeluję więc do pana prezydenta o trzecie weto i niegodzenie się na upolitycznienie decyzji o wyborze i odwoływaniu prezesów sądów powszechnych. To sądy powszechne i ich sędziowie są najbliżej zwykłego obywatela.

Autorka jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie

Od czarnej środy w parlamencie trwa batalia o niezawisłe sądy w Polsce. Mimo powagi sytuacji i społecznych protestów politycy nie cofnęli się nawet o krok we wprowadzaniu ustaw praktycznie znoszących niezależność Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Pełną napięcia sytuację przecięły w końcu tak bardzo wyczekiwane społecznie weta prezydenckie.

Prezydent w końcu zrozumiał, że w konstytucji, inaczej niż w polityce, nie ma kompromisów. Nie większość polityczna określa, kto może być nadal sędzią, lecz Konstytucja RP, w której wyraźnie zapisano, że „sędziowie są nieusuwalni", a „władza sądownicza odrębna i niezależna". Prezydent, podpisując ustawy o KRS i SN, złamałby obie te zasady, akceptując upolitycznienie sądów oraz czystkę w Sądzie Najwyższym.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Prof. Pecyna o komisji ds. Pegasusa: jedni mogą korzystać z telefonu inni nie
Opinie Prawne
Joanna Kalinowska o składce zdrowotnej: tak się kończy zabawa populistów w podatki
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?