Włodzimierz Chróścik o propozycji obniżenia stawek adwokacko-radcowskich

Włodzimierz Chróścik | Nigdzie w Polsce nie da się prowadzić sprawy przez dwa lata za 120 zł. W takim okresie w Warszawie tyle wydajemy na parkomaty pod sądem. Nie mogę się zgodzić z argumentem, że podwyższenie stawek zamknęłoby obywatelom drogę do sądu.

Aktualizacja: 29.06.2016 12:48 Publikacja: 29.06.2016 10:19

Włodzimierz Chróścik

Włodzimierz Chróścik

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Rz: Jak się panu podobają propozycje nowych stawek dla pełnomocników sądowych?

Włodzimierz Chróścik: Nie mamy szczęścia do tych stawek. Wprawdzie tuż przed wyborami parlamentarnymi je podwyższono, ale nieznacznie. Nie można było tamtej zmiany uważać za wyjście naprzeciw postulatom radców prawnych i adwokatów. Teraz też nie można być zadowolonym, bo przecież stawki mają być obniżone. Niemniej mam nadzieję, że wraz z adwokatami usiądziemy do jednego stołu z ministrem sprawiedliwości i wreszcie wypracujemy sensowną koncepcję. I tu nie chodzi nawet o obniżanie czy podwyższanie konkretnych kwot. Trzeba wypracować system, który stanowiłby uczciwe odzwierciedlenie nakładu pracy prawnika w trakcie procesu sądowego. Nigdzie w Polsce nie da się prowadzić sprawy przez dwa lata za 120 zł. W takim okresie w Warszawie tyle wydajemy na parkomaty pod sądem. Nie mogę się zgodzić z argumentem, że podwyższenie stawek zamknęłoby obywatelom drogę do sądu. Przecież to nie nasz klient ponosi te koszty. Jeśli ktoś wygrywa sprawę, to te pieniądze zwraca mu jego przeciwnik procesowy. Zresztą już w ramach systemu bezpłatnej pomocy przedsądowej można się zorientować, jakie są szanse na wygraną w sądzie.

Może minister uległ mitowi bogatego radcy czy adwokata, który i tak sobie poradzi?

Robimy wiele, by udowodnić, że to mit, zwłaszcza w odniesieniu do młodych koleżanek i kolegów, w szczególności pracujących poza dużymi miastami. Ale przechodząc od mitów do faktów, stawki wciąż są zbliżone do tych wprowadzonych rozporządzeniem z 2002 r. Przez 14 lat wartość złotego jednak trochę zmalała.

Jest jakiś wspólny z palestrą plan na nowy system?

Do pewnego momentu w tej sprawie współpracowaliśmy z adwokatami. Mam nadzieję, że się uda wrócić do tej współpracy. Ale ważne jest też to, by rozmowy z ministrem sprawiedliwości odbyły się w cywilizowanej atmosferze. To znaczy, żebyśmy spokojnie wypracowali kompromisowe rozwiązania, a nie tylko coś zaopiniowali w 48 godzin.

Po raz drugi został pan dziekanem izby warszawskiej. Jakie ma pan plany na kolejną kadencję?

Duże poparcie w wyborach odbieram jako akceptację dotychczasowych działań. To jednak także duże zobowiązanie. Chcemy kontynuować regionalną kampanię promocji zawodu, chyba największą w dotychczasowej historii samorządu radców prawnych. To już nie tylko billboardy, ale też akcja promocyjna w mediach lokalnych. Zamierzamy promować zawód także wśród młodzieży – mamy program lekcji o prawie w trzech segmentach wiekowych: w szkołach podstawowych, w gimnazjach i w szkołach ponadgimnazjalnych. Aby te lekcje były zrozumiałe, skonsultowaliśmy się z psychologami dziecięcymi i pedagogami, dzięki czemu zweryfikowaliśmy nasze koncepcje takich lekcji. My chcieliśmy opisać np. głośne zbrodnie i to, jak zostały osądzone, a sprawcy ukarani. Psychologowie wskazali jednak, że nie tędy droga – trzeba raczej wyjaśnić, co to w ogóle jest sąd, jak do niego trafia konkretna sprawa i jak się w nim toczy.

I dobrze. Już się bałem, że będziecie epatowali młodych warszawiaków detalami z działalności różnych Trynkiewiczów czy Kajetanów P.

Gdy się wychodzi do ludzi z naszego prawniczego kręgu, to warto sprawdzić, czy nasze widzenie świata jest takie jak przeciętnego człowieka, który może przecież być naszym klientem. Zresztą mamy wśród osób zaangażowanych w pracę warszawskiego samorządu sporo młodych ludzi, którzy wnoszą powiew świeżości nie tylko w postrzeganie spraw sądowych. Bardzo liczę na współpracę z nimi.

No właśnie, młodzi – co oni mogą uzyskać od samorządu?

Myślę, że sporo. Robimy dla nich to, czego kiedyś nie robiono. Utworzyliśmy dla nich kreatory stron internetowych kancelarii. Wydajemy też różne poradniki omawiające praktyczne aspekty pracy radcy. Na przykład z instrukcją, jak się zachować, gdy u radcy prawnego dojdzie do przeszukania. To zwykle jest około szóstej rano, a wtedy nie ma czasu na szukanie odpowiedzi, jak postąpić, w bazach przepisów. Poza tym uruchamiamy w izbie specjalny całodobowy dyżur specjalisty od tych spraw – w razie potrzeby każdy radca prawny może tam zadzwonić się i się skonsultować. Bo tu czas się bardzo liczy. Inny poradnik opisuje wszystkie formalności związane z rozpoczęciem działalności gospodarczej, bo przecież założenie własnej kancelarii jest też startem biznesu. Przeprowadziliśmy też szkolenia dotyczące stosowania kas fiskalnych. Takie działania będą kontynuowane, w końcu nie chcemy się ograniczać do dokonywania wpisów na listę radców prawnych i prowadzenia aplikacji.

Młody radca trafia do wielkiej międzynarodowej kancelarii i niemal od pierwszego dnia jest uczony marketingu swoich usług i technik sprzedaży. Czy samorząd da coś podobnego tym, którzy nie pracują u gigantów?

Idziemy w tym kierunku. Ostatnio nawiązaliśmy współpracę z wielką firmą rekrutującą pracowników. Efektem będą szkolenia dotyczące technik poszukiwania pracy i zdobywania klienta. Z własnego doświadczenia wiem, że trzeba nauczyć się biznesu i odpowiedniej komunikacji z klientem – językiem biznesowym, a nie prawniczym. Przecież jeśli klient nas rozumie, to jest już połowa sukcesu. Z drugiej strony – wciąż mamy do czynienia ze słabą w naszym społeczeństwie znajomością systemu wymiaru sprawiedliwości i roli profesjonalnych pełnomocników. Dlatego też będziemy kontynuować naszą akcję promocji zawodu. Myślę, że takie działania moglibyśmy podejmować wspólnie z samorządem adwokatów.

To będzie wreszcie porządny serial telewizyjny o prawnikach, inspirowany przez wasze samorządy?

Gdyby go oprzeć tylko na faktach, byłby pewnie bardzo nudny. Praca prawnika jest znacznie bardziej monotonna, niż w „Prawie Agaty" albo „Sędzi Annie Marii Wesołowskiej".

„Czas Honoru" też przekłamywał prawdę o cichociemnych, a powiedział sporo o ich działalności. Co drugi amerykański film ma sceny w sądzie.

Gdyby znalazł się chętny producent, to dostarczymy mu dobrego materiału. Na pewno uda się znaleźć kompromis między wartką akcją a prawdą o pracy w kancelarii i w sądzie.

Proszę spojrzeć w swoją szklaną kulę i powiedzieć, jak będzie wyglądał zawód radcy prawnego za dziesięć lat. Czy dojdzie do połączenia z adwokaturą?

Mam nadzieję, że jeśli w ogóle do niego dojdzie, to nie w wyniku odgórnych działań, ale dobrowolnej decyzji obu samorządów. Różnic między naszymi zawodami jest coraz mniej. Myślę, że będzie się zacieśniała współpraca na różnych polach, zwłaszcza że większość kolegów i koleżanek ma staż zawodowy krótszy niż dziesięć lat i podchodzą do sprawy pragmatycznie, bez dawnych uprzedzeń. Patrząc zaś ogólnie na zawód – myślę, że w ciągu dekady rynek stanie się jeszcze bardziej dojrzały. Będzie wiele nowych obszarów działalności, które będą wynikały z rozwoju różnych rodzajów działalności do obsługi. Przecież już dziś są takie nisze jak np. prawo mody, związane m.in. z ochroną wzorów użytkowych w przemyśle odzieżowym. Poza tym, myślę, że w 2026 r. zawód radcy prawnego będzie bezkonkurencyjny na rynku prawniczym. Stanie się to dzięki rozpoznawalności tego zawodu i jego profesjonalizmowi.

A nieco wcześniej – będzie pan kandydował na prezesa samorządu radcowskiego?

Tak jak dotychczas, będę dla niego pracował ile sił.

—rozmawiał Paweł Rochowicz

Włodzimierz Chróścik jest radcą prawnym, wybrany ponownie na dziekana Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie

Rz: Jak się panu podobają propozycje nowych stawek dla pełnomocników sądowych?

Włodzimierz Chróścik: Nie mamy szczęścia do tych stawek. Wprawdzie tuż przed wyborami parlamentarnymi je podwyższono, ale nieznacznie. Nie można było tamtej zmiany uważać za wyjście naprzeciw postulatom radców prawnych i adwokatów. Teraz też nie można być zadowolonym, bo przecież stawki mają być obniżone. Niemniej mam nadzieję, że wraz z adwokatami usiądziemy do jednego stołu z ministrem sprawiedliwości i wreszcie wypracujemy sensowną koncepcję. I tu nie chodzi nawet o obniżanie czy podwyższanie konkretnych kwot. Trzeba wypracować system, który stanowiłby uczciwe odzwierciedlenie nakładu pracy prawnika w trakcie procesu sądowego. Nigdzie w Polsce nie da się prowadzić sprawy przez dwa lata za 120 zł. W takim okresie w Warszawie tyle wydajemy na parkomaty pod sądem. Nie mogę się zgodzić z argumentem, że podwyższenie stawek zamknęłoby obywatelom drogę do sądu. Przecież to nie nasz klient ponosi te koszty. Jeśli ktoś wygrywa sprawę, to te pieniądze zwraca mu jego przeciwnik procesowy. Zresztą już w ramach systemu bezpłatnej pomocy przedsądowej można się zorientować, jakie są szanse na wygraną w sądzie.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Adam Glapiński przed Trybunałem Stanu. Jakie jest drugie dno
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Podwójna waloryzacja? Wiem, że nic nie wiem