Ten rok wyborczy w samorządzie adwokackim i radcowskim chyba wszystkim już dał się we znaki. Zamiast merytorycznej dyskusji mamy brutalną walkę o władzę. Nikogo nie dziwi już, że kandydaci korzystają z narzędzi marketingowych, aby zostać zauważonym czy zaistnieć jako kandydat na konkretną funkcję. Niemniej wszyscy powinniśmy sobie zadać pytanie jako samorządowcy, czy prowadzenie kampanii w stylu kampanii wyborczych politycznych jest słuszne, do czego to zmierza i czy o to chodzi w pracy na rzecz samorządu. Czy musimy korzystać z niechlubnych wzorów, czy jednak powinniśmy zastanowić się, czy warto myśleć o swoim elektoracie, jak politycy myślą o swoich wyborcach. Przecież powinniśmy uznać, ze członkowie naszych korporacji są inteligentni, wyciągają wnioski i nie dadzą się manipulować. Cóż za naiwność.
Ale przecież nie po to tworzyliśmy samorząd, aby rywalizować o funkcje, które sobie sami ustanowiliśmy, ale po to, aby coś zrobić dla konkretnej grupy ludzi wykonujących wspólny zawód. Głośno szafujemy hasłami: demokracja, zasady prawa, szacunek, niezależność, samostanowienie, poszanowanie dla ustaw, uchwał organów samorządu, ale czy mamy świadomość, że masa członków naszych korporacji nas obserwuje i choć czynnie nie bierze udziału w życiu samorządu, to również nas ocenia. I proszę wierzyć, jest to surowa ocena. Bo tylko tak można ocenić prowadzenie twardej gry politycznej w oderwaniu od oceny dotychczasowej pracy na rzecz samorządu konkretnych ludzi w celu zbudowania lojalnej koterii politycznej. Ktoś powie, ale to już jest polityka, tak było, jest i będzie. I zapewne ma rację, ale nie jesteśmy partiami politycznymi i nie rozmawiamy o kandydowaniu do parlamentu.
Nie mówimy o ideach, nie rozmawiamy o wartościach, a ten, kto to czyni, uchodzi za naiwniaka. Trudno mi się z tym pogodzić. Czas, kiedy idealizm zaczyna śmieszyć, jest początkiem końca tego, co dotychczas wszyscy zbudowaliśmy. Mam przekonanie, że nie jestem jedyna. Uważam, że samorząd powinien być daleki od klientelizmu, technokracji i manipulacji, bo to obraża inteligencję nas wszystkich. I że są rzeczy, których robić po prostu nie wolno.
Zajmujemy się wyborami, a nie reagujemy na rzeczy ważne. Brakuje mi protestu naszego samorządu w sprawie zapowiedzi ministra sprawiedliwości powrotu do zasad ustalenia kosztów zastępstwa sprzed grudnia 2015 r. Przecież przygotowywaliśmy ten projekt i przekonywaliśmy wspólnie z adwokaturą polską, że jest potrzebny. Wprawdzie adwokaci wycofali się z rozmów nad ostatecznym projektem rozporządzeń, ale teraz jako jedyni wystąpili w obronie tych stawek.
Brakuje mi również merytorycznego głosu w sprawie zmiany wizji funkcjonowania Krajowej Rady Sądownictwa, brakuje mi ogólnie wizji, jaka jest rola naszego samorządu. Mam wrażenie, że spoczęliśmy na laurach.