Znowu głośno jest o kwestii niezależności sądów, zwłaszcza w kontekście zaskakujących koncepcji ustrojowych zgłaszanych przez przedstawicieli partii rządzącej. Warto więc zastanowić się, czy są realne zagrożenia dla niezależności sądownictwa i czy niezależny od polityków wymiar sprawiedliwości jest w ogóle obywatelom do czegokolwiek potrzebny. Konstytucja jasno stanowi zasadę trójpodziału władzy. Uznaje za wartość podstawową traktowanie sądów i trybunałów jako władzy odrębnej i niezależnej od innych (art. 173). Według konstytucji sąd ma być też „niezależny i niezawisły", co jest dla obywateli gwarancją sprawiedliwego procesu (art. 45 ust. 1).
Czy zatem możemy spać spokojnie i nie martwić się kwestią niezależności sądów? Gdy przyjrzymy się stosunkom władzy wykonawczej i sądowniczej, a zwłaszcza próbom wpływania polityków na działalność sądownictwa, okazuje się, że postulat niezależności sądów jest dla z nich tylko sloganem. Politycy, zwłaszcza z partii w danym momencie rządzącej, zwykle pragną mieć wpływ na całokształt funkcjonowania państwa, w tym na teoretycznie niezależny wymiar sprawiedliwości. Obrońcami niezależności sądów stają się natomiast chętnie po przejściu do opozycji. Niezawisłość sędziów i niezależność sądów niewątpliwie uwiera polityków, zwłaszcza tych zajmujących gabinety w siedzibie Ministerstwa Sprawiedliwości.
Stąd prawdziwa karuzela kolejnych „racjonalizatorskich" pomysłów, którymi można pochwalić się przed mediami, niezależnie od tego, czy w rezultacie przyniosą jakikolwiek skutek. Pod tym pretekstem m.in. zlikwidowano sądy w małych miejscowościach, by niedługo później je przywrócić. Wcześniej stawiano na tworzenie sądów grodzkich, a po kilku latach je zlikwidowano. Zmierzano ku koncepcji urzędu sędziego jako „korony zawodów prawniczych", by wrócić do aplikacji sądowej i asesury. Raz dobre były sądy małe, bliżej obywatela, innym razem duże. I tak naprawdę po paru latach już nikogo nie obchodzi, że te pseudoreformy niczego nie poprawiły, a często wręcz pogorszyły sytuację wymiaru sprawiedliwości, zaś ich autorzy chodzą nadal z podniesioną głową.
W kwestii zwiększenia nadzoru polityków nad sądami istnieje najwyraźniej porozumienie ponad podziałami i właściwie główne partie polityczne – będąc przy władzy – są zgodne, że wpływ polityków na sądy powinien być większy.
Jasno obrany kurs
Politycy partii właśnie rządzącej idą w tej kwestii jeszcze dalej. Niepokojące pomysły pojawiły się w styczniu, podczas przedstawienia najważniejszych kierunków planowanych „reform". Upolitycznienie KRS, nie wiedzieć czemu zwane „demokratyzacją", poprzez wybór sędziów do Rady przez Sejm, zwiększenie wagi głosów polityków w KRS, nowe zasady postępowań dyscyplinarnych, mające na celu zapewnienie politykom wpływu na usuwanie sędziów z zawodu – jednoznacznie wskazują na zamiary rządzących. W ten sposób politycy mogliby uzyskać wreszcie upragniony pośredni wpływ na treść orzeczeń.