Ogłoszony właśnie zamiar likwidacji sądów rejonowych i spłaszczenia struktury sądownictwa należy do najcięższego kalibru i zdecydowanie przebija nawet zapowiadane wcześniej zmiany organizacyjne w sądach, reformy stanowisk funkcyjnym czy wprowadzenie czegoś na wzór sędziego pokoju i wielu innych.
Z oceną zasadności takich reform zawsze jest problem. Z jednej strony stan polskiego wymiaru sprawiedliwości i bezdyskusyjne pogorszenie funkcjonowania sądów wskazują, że innej drogi nie ma. I coś z tym w końcu trzeba zrobić.
Z drugiej strony przerażają złe doświadczenia, jeśli chodzi o wcześniejsze reformowanie wymiaru sprawiedliwości. Tego rodzaju reform były w ostatnich latach dziesiątki, a ich skutek marny. Bo zapowiadane z pompą przepisy, które miały usprawnić Temidę, okazywały się niewypałem i zamiast pomóc sądom, jeszcze bardziej komplikowały ich sytuację, wprowadzając chaos i zamieszanie. Ot, choćby słynna likwidacja małych sądów.
Były też działania pokazujące dużą niestabilność polskiego systemu prawnego i brak kontynuacji reform. Przygotowywana przez kilka lat reforma procedury karnej została zawrócona przez nowy rząd po niespełna pół roku obowiązywania. Nigdy nie dowiemy się nawet, jakie byłyby jej efekty.
Te złe doświadczenia z przeszłości sprawiają, że kolejne szeroko zakrojone zmiany mogą budzić obawy, że ich autorzy pójdą w ślad poprzedników.