Można się zżymać na sędziowskie zarobki, że wysokie, że przekraczają średnią krajową aż trzykrotnie i więcej, że „sędziowska emerytura" bardzo odbiega od tej, którą dostaje zwykły obywatel. W takich porównaniach łatwo obudzić społeczne oburzenie, udowadniać wcześniej postawione tezy kolejnym przykładem, że to samo zło. Takie stawianie sprawy jednak, populistyczne i banalnie łatwe, jest nie do końca uczciwe.
Sędziów się lubi lub nie, trudno jednak zbić tezę, że to szczególny zawód. Dojście do niego wymaga wielu lat edukacji, odpowiednich cech osobowościowych. Można zatem śmiało powiedzieć, że są to ludzie wysoko wykwalifikowani, a takim płaci się więcej niż przeciętnemu Kowalskiemu. Zwłaszcza że dość często decydują o najważniejszych życiowych sprawach – rodzinnych, majątkowych etc.
Nie chciałbym, aby takie sprawy rozstrzygał zadłużony frustrat, bo być może jego frustracja odbiłaby się na wydawanych orzeczeniach. Zarobki na odpowiednim poziomie dają zatem poczucie stabilności i bezpieczeństwa, które w tej profesji jest niezwykle potrzebne.
A co do głośnego wywiadu prof. Małgorzaty Gersdorf: wnioskuję, że przydałby się jej doradca medialny z prawdziwego zdarzenia, jeżeli chce być głosem sądownictwa w sporze z władzą polityczną. Wszystko można dosadnie powiedzieć, dobierając odpowiednie słowa, tymczasem to już druga wypowiedź pierwszej prezes SN (po odmowie udostępnienia służbowych kart płatniczych), która nie tylko wskazuje, że jest oderwana od rzeczywistości, prozy życia, a ono toczy się także poza Warszawą, ale także że podobny stan ducha prezentuje cała sędziowska populacja.
****