Ojczyznę kochać trzeba i szanować, nie deptać flagi i nie pluć na godło" – śpiewał Muniek Staszczyk z zespołem T. Love. Miłość do ojczyzny nie spędzała mi snu z powiek, pamiętam jednak, że Polska i jej osiągnięcia w świecie były ważne w moim życiu. Był to czas, gdy na półkach sklepowych stał głównie ocet, a większość innych towarów wydawano na kartki. Mój tata przynosił wtedy z pracy kalendarze kieszonkowe.
Sprawiedliwie było nie jeść bananów
Planowanie życia w tym wieku nie wymagało specjalnej organizacji, a tym bardziej kalendarza – te jednak, zapewne z dużym wysiłkiem zdobywane przez rodzica, miały walor nadzwyczajny: zawierały dane statystyczne i informacje o kraju. Kładłem je na półce i w chwilach wolnych od odrabiania lekcji, lektury gazetowych wydań powieści Karola Maya oraz stania w kolejkach za deficytowymi towarami, takimi jak mleko i chleb, czytałem o tym, jaką potęgą jest nasz kraj.
Trzecie miejsce w wydobyciu węgla, drugie w produkcji statków. Zawsze w czołówce, jeśli nie świata, to Europy, a jeśli nie całej, to przynajmniej socjalistycznej. Może w ilości samochodów odstawaliśmy, jednak autorzy danych statystycznych skrzętnie wskazywali, że jeśli idzie o auta w firmach państwowych – to znów jesteśmy (prawie) liderem.
Poczucie dziecięcej dumy z osiągnięć kraju rozbudowywały akademie patriotyczne, izba pamięci w klasie do historii, upamiętniająca martyrologię i waleczność narodu polskiego oraz Zbigniew Boniek strzelający trzy bramki drużynie Belgii w pamiętnych Mistrzostwach Świata w Hiszpanii.
Pamiętam, że kiedyś sąsiad -marynarz przywiózł banany. Trzeba było mi tłumaczyć, jak się je obiera ze skórki i je. A ja i tak przez chwilę wierzyłem, że skoro na Kubie i w Afryce nie ma jabłek, to normalne, że w Polsce nie ma bananów i na tym właśnie polega sprawiedliwość dziejowa.