Pokój w Europie i Europa jako polityczna jedność nie są już pewnikami – stwierdził minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier w niedawnym wywiadzie prasowym. Kiedy parę lat temu to samo mówili politycy polscy, nie chciano słuchać. Wojna, powrót do plemiennych lojalności wydawały się mitami z odległych epok. Głos Niemca ma jednak wagę, bo oznacza, że najsilniejszy kraj kontynentu widzi potrzebę przebudowy europejskiego gmachu i to on nada jej kierunek. Z Polską albo bez Polski.
Kontynent kontra Atlantyk
Nie możemy być przedmiotem nadchodzących zmian, musimy wraz z Niemcami stać się ich podmiotem, by przyszła Unia respektowała naszą rację stanu. Chcemy tego czy nie, stajemy właśnie przed największym wyzwaniem geopolitycznym od wejścia do sojuszu północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej.
Po opuszczeniu Unii przez Wielką Brytanię mapa polityczna Europy się zmieni. UE bez Albionu to twór kontynentalny z dominującą polityczną i ekonomiczną, choć już nie militarną, pozycją Niemiec. W sposób naturalny geopolityka będzie go pozycjonować albo przeciw, albo przynajmniej obok świata anglosaskiego.
To nie pierwsza próba zjednoczenia, poprzednie podjęli Napoleon i Hitler. W obu wypadkach „Kontynent" był wrogi „Atlantykowi". Trendy geopolityczne cechują się trwałością i nie można ich lekceważyć, bo „teraz jest inaczej". Wcale nie jest. Wielce prawdopodobny staje się zatem powrót podziału północnej hemisfery na anglosaski Atlantyk, kontynentalną Europę i rosyjski Wschód.
W nowej, kontynentalnej Europie z kolei wraca widmo tandemu niemiecko-francuskiego jako ośrodka decyzyjnego. Centralne instytucje unijne zapewne pozostaną i zachowają omnipotencję egzekwowania unijnych norm, ale nierozsądnie byłoby przypuszczać, że będą miały realną władzę polityczną. Ta pozostanie przy najsilniejszych narodach.