Nikt chyba się nie spodziewał, że mijające wakacje tak wiele zmienią w polskiej polityce, i nikt chyba nie ma wątpliwości, że po wakacjach nic nie będzie w niej już takie samo. Konstatując tę zmianę, warto odnotować, że wraz z nią, powróciła dobrze znana i żywa w czasie politycznych zawirowań mocna nuta dystansu wobec partii politycznych.
Przypomnijmy. Komentatorzy lipcowych demonstracji podkreślili, że dynamiki nabrały one po ich wyraźnym odpartyjnieniu. Obserwatorzy kibicujący politycznemu usamodzielnianiu się prezydenta Andrzeja Dudy słusznie zwracają z kolei uwagę, że jedną z jego głównych przyczyn jest nadmierne upartyjnienie politycznego programu „dobrej zmiany". Wreszcie ci, którzy – tak jak Michał Szułdrzyński – trafnie konstatują pewną dekompozycję władzy w obozie Zjednoczonej Prawicy, jednego z jego powodów szukać mogą w umieszczeniu ośrodka decyzyjnego nie w rządzie czy parlamencie, ale w siedzibie rządzącej partii.
Nie brak więc komentarzy rekomendujących nie tylko potrzebę nowych liderów polskiej polityki, ale także jej generalnego odpartyjnienia. Nie brak też głosów, na rzecz częściowego przynajmniej zastąpienia partii politycznych przez ruchy miejskie, stowarzyszenia obywatelskie, wspólnoty samorządowe czy wolne media.
Historia pewnego rozczarowania
Tego rozczarowania sposobem działania naszych partii i tkwiącym w nim marzeniem o zupełnie innej, odpartyjnionej polityce, nie sposób oczywiście zbyć wzruszeniem ramion. W jakimś sensie dostrzec je można już u progu transformacji, w społecznym niezadowoleniu z tempa ówczesnych reform, które przełożyło się na niezwykły wynik wyborczy Stana Tymińskiego w I turze wyborów prezydenckich w roku 1990. Potem, mniej lub bardziej, szukać go można w politycznych sukcesach Samoobrony, Ruchu Palikota, Kukiz'15, a w jakimś sensie także Nowoczesnej czy Platformy w pierwszym okresie jej działania.
Przy wszystkich istotnych odmiennościach, we wszystkich tych przypadkach, głębokiemu rozczarowaniu części wyborców politycznym status quo, towarzyszyło przekonanie o nadmiernym oderwaniu się partii politycznych od oczekiwań wyborców, i zasklepieniu w wewnętrznym świecie niezrozumiałych rytuałów i wojenek. W efekcie pojawiało się właśnie pragnienie innych polityków i innej, mniej partyjnej, polityki, które obok politycznych debiutantów, próbowali zresztą zaspokajać, także politycy w partyjnych grach dobrze zaprawieni. Przykładem tego ostatniego są właśnie pierwsze lata Platformy.