Mam dwie wiadomości dla wypoczywających na wakacjach rodaków. Pierwsza jest dobra: nie będzie w Polsce zamachów islamskich radykałów. Druga jest zła: nie będzie ich, bo nie są potrzebne, albowiem dżihadyści osiągnęli już u nas swoje cele.
Elementarzem wiedzy o terrorystach jest to, że ich celem nie są bezpośrednie ofiary, lecz ci, którzy zobaczą efekty zamachów i przerażą się ich skalą oraz okrucieństwem. To umysły widzów są prawdziwym obiektem, w który uderzają terroryści. Chodzi o wywarcie wpływu na postawy i myślenie tych, którzy krwawe widowisko obserwują w swoich domach. Bezpośrednie ofiary są tylko przymusowymi aktorami, biorącymi udział w barbarzyńskim spektaklu. Jego rzeczywistymi odbiorcami są ci, którzy oglądają go na swoich telewizorach lub czytają o nim w prasie, siedząc wygodnie w swoim fotelu.
Sparaliżowani strachem
W Polsce jedynymi realnymi zamachowcami okazali się Brunon Kwiecień, który chciał za pomocą tony nawozów sztucznych wysadzić w powietrze Sejm, oraz niedorajda z Wrocławia, zdolny do sprokurowania eksplozji garnka w tramwaju. Oto skala realnych zagrożeń terrorystycznych w naszym kraju.
Ale Polacy są sparaliżowani strachem przed gwałtami i mordami, które staną się ich udziałem, jeśli tylko wpuści się do nas siedem tysięcy uchodźców. Czyli po jednej rodzinie na gminę. Biorąc pod uwagę, że według szacunków policji dochodzi u nas do dwustu (sic!) gwałtów dziennie, a w tygodniu Polacy mordują trzech swoich rodaków, to skala tego przerażenia zagrożeniami ze strony muzułmanów musi dziwić. Nie przeszkadza to jednak temu, że szczycący się swoją legendarną ponoć odwagą oraz wielowiekową tradycją tolerancji naród polski odmawia w swej masie przyjęcia jakichkolwiek imigrantów, zwłaszcza jeśli mieliby nie być chrześcijanami.
I to właśnie jest zwycięstwo bojowników ISIS. To, że uciekający przed nimi zwykli ludzie nie mają gdzie się skryć i muszą pozostawać pod ich rządami. Że coraz częściej mówi się o zderzeniu cywilizacji i odmawia się muzułmanom zdolności do życia w demokracji (choć setki milionów wyznawców Allaha żyje w niej obecnie – w 230-milionowej Indonezji, wielu krajach azjatyckich, w Albanii, Bośni i Hercegowinie, a także w krajach europejskich oraz w USA). Że jedynym rozwiązaniem problemu wydaje się wielu chrześcijanom krucjata religijna i konwersja „muslimów" na „właściwą wiarę". Że wreszcie jako najlepsze wyjście uważa się wojnę Zachodu ze światem islamu.