Komisja Europejska jest znudzona naszym wyciąganiem ręki po euro

Kształt budżetu Unii Europejskiej na kolejne siedem lat, zaproponowany ostatnio przez Komisję Europejską, jest nie tylko wyrazem jej rozczarowania polityką rządów państw naszej części kontynentu, ale także zadekretowaniem nowego podziału UE na co najmniej dwie prędkości.

Publikacja: 05.06.2018 19:01

Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej

Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej

Foto: AFP

Tyle tylko, że nie będzie on miał charakteru geograficznego, a raczej polityczno-ideologiczny.

Rewanż za uchodźców

Po części rację mają ci, którzy pomysł obcięcia środków z Funduszu Spójności, a także Wspólnej Polityki Rolnej, wiążą z polityką polskiego rządu. Nie da się ukryć, że jest to forma rewanżu za zupełny brak solidarności z krajami Zachodu w momencie, gdy one owej solidarności się domagały. Mowa tu, co oczywiste, o kryzysie uchodźczym i reakcji na niego gabinetu PiS. Ale nie tylko jego, bo mniej czy bardziej jawnie, ale niechętne stanowisko w tej materii przyjęła większość rządów naszego regionu. Okazało się, że jedynym, w czym potrafiły zgodzić się państwa Grupy Wyszehradzkiej, był właśnie opór wobec przyjmowania na swoje terytoria jakichkolwiek uchodźców.

Z tej perspektywy nie da się ukryć, że projekt budżetu Unii przygotowany przez Komisję jest rewanżem za tamten brak wsparcia i solidarności. Teraz przyszedł moment na retorsje, – a te znajdą swój wyraz właśnie w rozdziale środków na różnego rodzaju fundusze.

Na skutek przyjętego algorytmu najbardziej ucierpią właśnie państwa naszego regionu i trudno udawać, że dzieje się to przez przypadek. Ale to oznacza, że Bruksela reaguje w ten sposób nie tylko na to, co robi rząd PiS w Warszawie, ale także na działania Orbana, Babisa i reszty liderów Europy Środkowej i Wschodniej. Niedzielne zwycięstwo w Słowenii antyimigranckiej partii świadczy o tym, że w tym myśleniu jest jakaś logika.

Jeśli mam rację, to znaczy, że jest gorzej, niż można było przypuszczać, bo działania Komisji nie tylko „karzą" hybrydową dyktaturę nad Wisłą, ale także inne państwa regionu, widząc w nich jakąś inną Europę. Inną, to znaczy gorszą – populistyczną, antyuchodźczą, nietolerancyjną, ksenofobiczną, zapóźnioną i nieprzestrzegającą „wartości europejskich".

O ile do tej pory żelazną zasadą było zakopywanie rowów dzielących Zachód od Wschodu i pakowanie do naszego regionu miliardów euro na spójność, o tyle być może w nowej perspektywie budżetowej ten paradygmat zostanie zastąpiony innym – podziałem na tych, którzy bez względu na położenie geograficzne prą do dalszej i głębszej integracji, oraz na tych, którzy wzdrygają się przed tym, bajdurzą o „Europie ojczyzn" i marzą o demokracjach suwerennych i nieliberalnych. Wydaje się, że „brukselczycy" zdają się mówić: nie chcecie naszych wartości? Dobrze, ale nie dostaniecie w takim razie naszych pieniędzy.

Polska nie jest, wbrew temu, co mówił publicznie premier Morawiecki, płatnikiem netto w UE. Sprawa ma się dokładnie odwrotnie – jest państwem najwięcej czerpiącym z Funduszu Spójności. Dlatego takie myślenie brukselskiej centrali musi nas niepokoić. To są poważne kwoty, które tracimy w wyniku polityki naszego rządu. Co więcej, obecna władza na razie zdobyła się jedynie na zapowiedź weta, co pokazuje całą mizerię jej unijnej polityki – zamiast od wielu miesięcy walczyć zakulisowo o to, by propozycja KE była dla nas jak najlepsza, rząd odpuścił tę nudną i mało spektakularną robotę i czekał na propozycję Brukseli, którą od razu zakwestionował i postraszył wetem.

Buńczuczne filipiki

Dokładnie tak działa większość europosłów PiS w Parlamencie Europejskim – najpierw nie pracują oni na poziomie komisji i delegacji, a potem wygłaszają buńczuczne filipiki na sali plenarnej, które już jednak niczego nie dają, oprócz samozadowolenia oraz popularności na prawicowych portalach.

Ten modus operandi, jak widać, przejęła także polska dyplomacja. Nie uczestniczyła w zakulisowych rozgrywkach wokół projektu budżetu, a jej głównym celem była dyskredytacja Tuska i Bieńkowskiej. Sprawa jednak jest ważniejsza, niż się dzisiaj wydaje, bo może chodzić nie tylko o pieniądze. Straty na polu finansowym mogą być ogromne, ale nie one niepokoją najbardziej. O wiele groźniejsze jest to, co nie zostało zapisane, ale co widać zza tej propozycji – to de facto podział Unii na co najmniej dwie prędkości.

Jeśli przyjrzeć się wnikliwiej projektowi przedstawionemu przez Komisję, to wyłania się obraz UE innej niż ta, którą znaliśmy do tej pory. Ma to być obszar integracji gospodarczej, ale także monetarnej, aksjologicznej oraz politycznej i militarnej. To już nie ma być organizacja, w której wszystko wybaczało się mniejszym i biedniejszym – i pompowało się w ich kierunku strumień euro. Dziś o pieniądze trzeba się będzie bić, aplikować, starać się.

Projekt zakłada większą dyskrecjonalność centrali w przyznawaniu środków, konieczność posiadania know-how do ich absorpcji. Zmniejszeniu ulegają twarde i prymitywne fundusze, które raz przyznane, musiały trafić do beneficjentów. W nowej perspektywie wypierać je będą narzędzia bardziej subtelne, wymagające od państw i beneficjentów większej umiejętności poruszania się wśród przepisów i na salonach.

Tego ostatniego nie da się zrobić, krzycząc z mównicy sejmowej epitety pod adresem Unii, wygrażając jej lub obiecując rechrystianizację. To zła wiadomość dla polskiego rządu. I innych rządów w naszej części kontynentu. Projekt budżetu jest ze strony Komisji zapowiedzią podziału Unii na co najmniej dwie prędkości i wprowadzeniem nowego, mało widocznego, oraz przekraczalnego muru berlińskiego.

Kurtyna bardziej plastikowa

To nie ma być żelazna kurtyna, lecz raczej coś bardziej subtelnego, sieciowego, mglistego, ale wcale nie mniej realnego. Można będzie ten mur przekraczać, ale do tego będzie potrzebna wola polityczna i chęć współuczestniczenia w procesach integracji, a nie tylko ich kwestionowanie i moralne obrzydzenie na progresywizm zepsutego Zachodu. Czas żebractwa połączonego z moralnym wyzywaniem darczyńców kończy się.

Pomysł Komisji jest wyrazem zniecierpliwienia na dotychczasowe reguły gry. Znudziło się „brukselczykom" wysłuchiwanie połajanek oraz ciągłe wyciąganie ręki do nich po kolejne transze unijnych środków w ramach rekompensaty za Jałtę oraz heroizm półwiecza życia w realnym socjalizmie.

Jeśli chcemy odwrócić ten trend, musimy przewartościować dotychczasową politykę unijną, bo zaczyna ona przynosić realne straty finansowe liczone w miliardach euro oraz, co jeszcze gorsze, trwały podział UE i wepchnięcie nas do „grey zone", szarej strefy, między Zachodem a Rosją. Co zawsze kończyło się dla nas tragicznie.

Autor jest doktorem politologii na Uniwersytecie Śląskim

Tyle tylko, że nie będzie on miał charakteru geograficznego, a raczej polityczno-ideologiczny.

Rewanż za uchodźców

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam
Wydarzenia
Kalendarium Powstania Warszawskiego