Obecny układ figur sprzyja Polsce, tym bardziej, że rosną szanse na zwycięstwo niemieckiej chadecji. Popiskiwania o sankcjach, czy innych formach karania Warszawy za łamanie praworządności nie będą miały dużego wpływu na naszą pozycję. Można je zmarginalizować, gdy w relacjach z innymi państwami i instytucjami międzynarodowymi zrezygnujemy ze słownych szarż i zajmiemy się... polityką zagraniczną, czyli budowaniem bezpieczeństwa i siły państwa polskiego w oparciu o twarde oraz niekwestionowane zalety. Mamy ich niemało.
Nie będzie federalizacji
Bez wyraźnego powodu los ciągle sprzyja Polsce. Nic nie zagraża spójności NATO, Stany Zjednoczone uznały rewizjonistyczną postawę Rosji za zagrożenie ładu międzynarodowego i chcą mu przeciwdziałać. Unia Europejska przetrwała kryzys zadłużeniowy, rozumnie przygotowuje się na Brexit.
Pomimo deklaracji nowego prezydenta Francji oraz ciągot Komisji Europejskiej nie będzie szybkich zmian w kierunku federalizacji UE, ponieważ kontestują je Niemcy – najpotężniejsze państwo Wspólnoty, co pokazało ostatnie spotkanie kanclerz Merkel z prezydentem Macronem. Dopóki Paryż nie postawi gospodarki na nogi i nie zmieni radykalnie podejścia do zadłużania państwa, jego oferta przywrócenia francusko-niemieckiego duopolu w UE nie zostanie przez Berlin przyjęta. Sanacja Francji zaś potrwa, o ile w ogóle się powiedzie.
W polityce zagranicznej oprócz twardych filarów siły, takich jak zdrowa gospodarka, armia, wysoka jakość klasy rządzącej, istotną rolę odgrywa także pozycjonowanie. Francja w oczach niemieckich polityków jawi się obecnie jako część kłopotliwego południa, a nie zdrowej ekonomicznie północy.
A jak wygląda pozycjonowanie Polski? Postanowiliśmy prezentować się jako państwo broniące idei Europy narodów, suwerenności, tradycyjnej moralności. Tak też jesteśmy postrzegani w UE. Wybraliśmy pole aksjologiczne do samookreślenia i na tymże polu jesteśmy atakowani – za łamanie europejskich wartości. To pozycja zapewne korzystna na użytek polityki wewnętrznej, ale mało efektywna na zewnątrz.