Jarosław Kaczyński uchodzi wśród swoich antagonistów za populistę, który zbudował pozycję najmocniejszego polityka w Polsce na składaniu społeczeństwu licznych obietnic i obudzeniu w nim silnych zbiorowych namiętności. Problem polega jednak na tym, że trudno prezesa PiS utożsamić z najbardziej mrocznymi tradycjami europejskiej historii. Kaczyński wielokrotnie dawał bowiem do zrozumienia, że optuje za prymatem państwa nad narodem, a z polskich nurtów politycznych najbliżej jest mu do sanacji. Ta zaś bądź co bądź wywodziła się z lewicy niepodległościowej.
Nie kierować się mitami
Ale to, że ideowe korzenie przedstawiciela żoliborskiej inteligencji sięgają PPS, nie oznacza bynajmniej, że tak samo jest z partią, której szefuje. W PiS nie brakuje bowiem polityków sytuujących się na prawo od Kaczyńskiego – chodzi tu przede wszystkim o kręgi związane z Radiem Maryja. Niemniej to były szef rządu kształtuje praktykę polityczną swojej formacji, więc decyduje również o jej charakterze ideowym.
Pozornie Kaczyński rzeczywiście zachowuje się jak polityk, który czuje się spadkobiercą Józefa Piłsudskiego. I nie chodzi tu wyłącznie o afirmację – toutes proportions gardée – rządów twardej ręki. Prezes PiS, zwłaszcza od czasów katastrofy smoleńskiej, nie stroni od mającej swoje źródła w polskim romantyzmie retoryki heroiczno-martyrologicznej – typowej dla środowisk kultywujących zrywy niepodległościowe.
Jednocześnie Kaczyński ma – tak jak Piłsudski – negatywne zdanie na temat polskiego nacjonalizmu. Pięć lat temu, upatrując w nim wizji państwa jednolitego etnicznie, religijnie i kulturowo, zarzucił mu „nieumiejętność rozwiązania problemów mniejszości narodowych", a zarazem wytknął, że nacjonalizm ów poniósł „porażkę intelektualną, polityczną i moralną". Takie postawienie sprawy świadczy o tym, iż były premier paradoksalnie ma więcej wspólnego z endecją niż sanacją.
Żeby lepiej to pojąć, trzeba przede wszystkim odkłamać ruch polityczny, na czele którego stał Roman Dmowski. W roku 2011 Kaczyński stwierdził, że nacjonalizm nad Wisłą cechowało irracjonalne myślenie prowadzące do mistycyzmu narodowego. Tyle że oznajmiając coś takiego, prezesowi PiS chyba nie chodziło o koncepcję głoszoną przez Dmowskiego.