Bądźmy szczerzy – dla przyszłości Europy nie miało znaczenia to, czy szefem Rady Europejskiej pozostanie Donald Tusk czy też jednak zastąpi go ktoś inny. A właśnie wyborami „prezydenta" Unii ekscytowaliśmy się przez ostatnie dni. Przy okazji prawie nie zauważając wydarzenia o fundamentalnym dla europejskiego projektu wydarzeniu, czyli deklaracji wielkiej czwórki dotyczącej zgody na Europę dwóch prędkości.
Mówiąc o wielkiej czwórce i jej oświadczeniu, mam na myśli, co oczywiste, deklarację przywódców Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii po spotkaniu w Wersalu. To właśnie wówczas padły słowa o tym, że jest zgoda tych państw na pomysł, o którym wiele się dyskutowało na europejskich salonach w ciągu ostatniej dekady.
Wspólne stanowisko
Tyle że do tej pory zgody politycznej na Europę dwóch prędkości nie było. Coś jednak się stało, że obecnie się ona pojawiła. Warto zadać sobie trzy następujące pytania: dlaczego stało się to akurat teraz? Czy jest to dobre dla Europy? I w jaki sposób decyzja ta wpłynie na przyszłe losy Polski?
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest następująca: bo nie da się już dalej żyć w ułudzie, że wszystkim krajom członkowskim przyświecają te same cele i te same wartości. Po prostu – w ostatnich latach stało się jasne, że czegoś innego chcą Belgowie, Szwedzi, Niemcy czy Francuzi, a czegoś innego Polacy, Węgrzy oraz Brytyjczycy.
Ci ostatni co prawda sami rozwiązali swój problem nieprzystawalności do unijnego mainstreamu, ale pozostali członkowie z tym się borykają. Co innego w różnych krajach uważa się za dobre, pożyteczne, sensowne i europejskie. Pojawiły się też fundamentalne różnice w podejściu do zasadniczych kwestii. I nie ma co udawać, że jest inaczej.