Marek Migalski: Opozycja podała władzy pomocną dłoń

Spokój służy rządzącym, niepokoje – ich przeciwnikom.

Aktualizacja: 04.01.2017 14:07 Publikacja: 03.01.2017 19:24

Marek Migalski: Opozycja podała władzy pomocną dłoń

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Gdy kadencja jakiejś partii rządzącej przebiega w ciszy i porozumieniu między ugrupowaniami parlamentarnymi, działa to na jej korzyść. Jeśli natomiast czas sprawowania przez nią władzy upływa na zamieszkach ulicznych i awanturach sejmowych, to wówczas szanse na odnowienie przez rządzących swojego mandatu spadają. Z natury rzeczy zatem każda opozycja jest zainteresowana niepokojami społecznymi i politycznymi, a każda władza stabilizacją i ciszą.

Dlatego gdy zaczął się ostatni kryzys na Wiejskiej, wydawało się, że PiS jest w nie lada kłopocie. Zaczęło się od ataku na prawa mediów, co zjednoczyło przeciwko rządowi prawie wszystkie tytuły prasowe i stacje telewizyjne (prócz tych w oczywisty i bezwstydny sposób służących interesom władzy). Następnie marszałek Marek Kuchciński zupełnie bezsensownie i niepotrzebnie wykluczył z obrad posła Michała Szczerbę.

Żeby dopełnić smutnego obrazu formacji rządzącej, zdecydowała się ona brnąć w konflikt i przeniosła obrady do Sali Kolumnowej, gdzie bez zachowania najmniejszych nawet standardów demokratycznych (a może nawet z naruszeniem prawa – jeśli wziąć pod uwagę ubezwłasnowolnienie posłów opozycji i praktyczne uniemożliwienie mediom relacjonowanie głosowania) docisnęła kolanem ustawę budżetową. Przy okazji ujawniono nagrania, na których widać było chamsko zachowujących się posłów PiS, blokujących przedstawicielom opozycji dostęp do sali i do aktywnego uczestnictwa w obradach parlamentu. Na koniec wreszcie wyciekły informacje, że mogą być poważne problemy ze stwierdzeniem quorum, bowiem dwojga posłów-sekretarzy powołanych do tego zadania, nie było wówczas nawet w Sejmie.

Walka na pół gwizdka

I już wydawało się, że PiS znalazło się w najpoważniejszym kryzysie politycznym od czasu powołania gabinetu Beaty Szydło, gdy na pomoc tej ekipie przyszła... opozycja. Nigdy bowiem w polskiej polityce nie jest tak beznadziejnie, by nie można było liczyć na to, że konkurencja poda nam pomocną dłoń. Tradycji stało się zadość i w tym przypadku. Opozycji wystarczyło bowiem jedynie złożyć życzenia świąteczne rodakom, zapowiedzieć, że wróci się do blokady mównicy 11 stycznia i ładnie rozjechać się do domów na wigilie. Ale nie – posłowie PO i Nowoczesnej ogłosili strajk i trwałą okupację sali sejmowej. Nikt dziś nie rozumie, po co w niej siedzą aż do następnego posiedzenia. Nie pokusili się o wyjaśnienie opinii publicznej sensu tej akurat formy protestu – oprócz ogólnych zapewnień, że to dla ratowania demokracji i walki z kroczącym autorytaryzmem.

Ale to dopiero było początek kłopotów. Bo jak już się zaczął turnus, to rozpoczęły się także kolonijne zachowania. Posłowie PO, z nudów chyba, zaczęli szperać w notatkach i rzeczach pozostawionych przez posłów z PiS. Powiedzieć, że to nieeleganckie, to mało powiedzieć.

Ale jeszcze gorzej było, gdy okupujący zaczęli – wciąż chyba z nudów – zamęczać internetową widownię poczuciem humoru. A to wymyślano „Dekalog demokracji" (święta okazały się dla posłów PO idealnym czasem na wariacje na temat dekalogu), a to jedna z posłanek dzieliła się na FB zdolnościami wokalnymi i satyrycznymi. Wszystko to zaczynało trącić hipokryzją – bo albo się na poważnie walczy z zagrożeniem dla demokracji, ale zachowuje się jak w zieloną noc na obozie harcerskim.

Izolacja, nie integracja

Te działania zupełnie rozmijały się z nastrojami społecznymi – Polacy, skoncentrowani na religijno-rodzinnym przeżywaniu świąt, widzieli na ekranach telewizyjnych dziwnie zachowujących się polityków protestujących w niejasnej sprawie. Zamiast iść śladem wyznaczonym przez Sławomira Nitrasa, który z zaproszenia (a potem niewpuszczenia) na wigilię jego rodziny stworzył wzbudzająca sympatię, a nawet współczucie, narrację, posłowie PO i Nowoczesnej coraz bardziej izolowali się od większości wyborców.

Kropkę nad i postawił Ryszard Petru, który dał się 2 stycznia sfotografować wraz z jedną z posłanek Nowoczesnej na pokładzie samolotu zmierzającego na Maderę. Pomijając nieinteresujący mnie, i pewnie wybaczalny dla elektoratu Nowoczesnej, wątek obyczajowy tej historii, to jednak dekonstruuje ona ową demokratyczną gorączkę, którą Polaków chcieli zarazić politycy opozycji. Jeśli bowiem naprawdę nasze prawa są zagrożone, a demokracja upada pod ciosami pisowskiego reżimu, to lider jednej z partii opozycyjnej chyba nie powinien wylatywać na słoneczne wakacje ze swoją podwładną. Zwłaszcza jeśli inne posłanki tej formacji wciąż okupują budynek przy Wiejskiej.

Bez pomysłu i szczęścia

Jarosław Kaczyński był przed świętami w fatalnej sytuacji – sam na własne życzenie i na skutek charakterystycznego dla siebie sposobu uprawiania polityki znalazł się w pułapce, z której nie było dobrego wyjścia. Brnięcie w konflikt i zaostrzanie go skazywało PiS na rządzenie w atmosferze chaosu i wrzenia, co – jak już wspomniałem – prawie nigdy nie służy rządzącym. Prezes mógł też wycofać się z podjętych wcześniej działań, ale byłoby to trochę przyznaniem się do winy i błędów oraz do zmiany modus operandi właściwego Kaczyńskiemu.

Okazało się jednak, że żadne z tych rozwiązań nie będzie potrzebne – opozycja samodzielnie, przez nikogo nie przyciskana, postanowiła ośmieszyć siebie oraz prowadzone przez sobie działania. Kolejny już raz się okazało, że w polityce jak się nie ma pomysłu, to warto mieć przynajmniej szczęście. Ta mądrość dotyczy obozu rządzącego. Partii opozycyjnych zaś powiedzenie, że największym wrogiem każdego z nas jest on sam.

Autor jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Gdy kadencja jakiejś partii rządzącej przebiega w ciszy i porozumieniu między ugrupowaniami parlamentarnymi, działa to na jej korzyść. Jeśli natomiast czas sprawowania przez nią władzy upływa na zamieszkach ulicznych i awanturach sejmowych, to wówczas szanse na odnowienie przez rządzących swojego mandatu spadają. Z natury rzeczy zatem każda opozycja jest zainteresowana niepokojami społecznymi i politycznymi, a każda władza stabilizacją i ciszą.

Dlatego gdy zaczął się ostatni kryzys na Wiejskiej, wydawało się, że PiS jest w nie lada kłopocie. Zaczęło się od ataku na prawa mediów, co zjednoczyło przeciwko rządowi prawie wszystkie tytuły prasowe i stacje telewizyjne (prócz tych w oczywisty i bezwstydny sposób służących interesom władzy). Następnie marszałek Marek Kuchciński zupełnie bezsensownie i niepotrzebnie wykluczył z obrad posła Michała Szczerbę.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam
Wydarzenia
Kalendarium Powstania Warszawskiego