Kremlowska gra islamem

Rozpad ZSRR, owocujący tzw. paradą suwerenności, umożliwił Rosji grę problemami etnicznymi, które przerodziły się w serię wojen domowych i konfliktów między państwami poradzieckimi.

Aktualizacja: 02.12.2017 09:59 Publikacja: 30.11.2017 18:48

Foto: AFP

Islamskie odrodzenie religijne nastąpiło jeszcze w czasach Związku Radzieckiego i miało swój udział w rozpadzie imperium. Współczesna Moskwa początkowo wykorzystała muzułmański renesans, po czym wpadła w pułapkę własnych manipulacji, sama pogrążając się w chaosie konfliktów na północnym Kaukazie. Jedno nie ulega wątpliwości: wbrew rozpowszechnionej opinii rozpad czerwonego imperium wcale nie był bezkrwawy.

Towarzysze muzułmanie

Aby zrozumieć geopolityczną grę, do jakiej po rozpadzie ZSRR natychmiast przystąpiła Rosja, trzeba głębiej sięgnąć do historii imperium w jego samodzierżawnej i totalitarnej odsłonie. Lub nawet wcześniejszych, zważywszy, że gigantyczna przestrzeń zwana Eurazją była wymarzonym polem imperialnych eksperymentów. Rosję poprzedzały w tym dziele Państwo Chińskie i Kaganat Chazarski, ten ostatni z panującą religią judaistyczną. Po nich pałeczkę przejęły chanat tatarsko-mongolski i mocarstwo Tamerlana, a więc narody i grupy etniczne wyznające islam. Odpryskiem muzułmańskiego kalifatu eurazjatyckiego był również sułtanat osmański, z którym Rosja stoczyła krwawe boje o palmę imperialnego pierwszeństwa.

Moskwa zdominowała Eurazję dopiero w XVII–XIX w. Nieprzerwany wzrost włączał w Rosję nie tylko kolejne terytoria, narody i grupy etniczne, ale także całe kultury i religie. Proces ekspansji dotykał w podstawowym stopniu obszary rdzennie muzułmańskie lub zislamizowane. Na rubieży XX w. imperium miało już wielokonfesyjny charakter, przejawiając z tego powodu rodzaj tolerancji wyznaniowej. Oznacza to, że prawosławne chrześcijaństwo posiadało status religii panującej, ale istnienie wielomilionowych rzesz katolików, a także muzułmanów, konfucjanistów oraz buddystów nie pozwalały na otwartą dyskryminację. Wręcz przeciwnie, Petersburg, kierując się politycznym wyrachowaniem, gwarantował lokalną swobodę wyznaniową jako fundament wewnętrznej stabilności imperium.

Nie było mowy o masowych prześladowaniach z powodów wyznaniowych, bo te zapoczątkował dopiero bolszewicki pucz. Komuniści, zagarnąwszy władzę, doprowadzili olbrzymi kraj do stanu agonalnego. Sięgnęli zatem początkowo po hasło religijnej tolerancji, aby przeciągnąć na swoją stronę narody, które, korzystając z chaosu wojny domowej, pragnęły się usamodzielnić państwowo. Za liberalnymi z pozoru sztandarami bolszewików kryły się jednak bagnety rewolucji, czyli terror i militarna reintegracja imperium, w imię obłędnej ideologii marksistowskiej. A ta ustami swojego proroka Włodzimierza Uljanowa Lenina głosiła, że religia to opium dla ludu. Tym niemniej już 20 grudnia 1917 r. rada komisarzy ludowych, czyli bolszewicki rząd, wydała odezwę „Do pracujących towarzyszy muzułmanów całej Rosji i Wschodu". W dokumencie podpisanym przez Lenina i Józefa Stalina jakoś mało było odniesień do Koranu, a wiele do walki klasowej z imperializmem, tak jakby muzułmanie chodzili do meczetów studiować twórczość Karola Marksa.

Jak twierdzi dziennikarz i obrońca praw człowieka Oleg Panfiłow, najważniejsze okazały się bolszewickie obietnice swobody wyznania oraz wolności narodowej i kulturalnej. Przeczy to nieco współczesnej nam opinii, że na początku XX w. narody islamskie Rosji nie miały świadomości państwowej i zdolności do politycznej samoorganizacji. A przecież od 1905 r. w Dumie istniała partyjna frakcja Związku Muzułmanów złożona z deputowanych reprezentujących Turkiestan, Przed- i Zakaukazie oraz Powołże i Krym. W 1918 r. nowi władcy Kremla wsparli również militarnie islamski Azerbejdżan w wojnie z Armenią o Górski Karabach, co z kolei przeczy tezie o odwiecznej przyjaźni Rosjan z Ormianami. Takimi metodami w latach 1920–1924 Moskwa podporządkowała sobie ponownie wszystkie republiki kaukaskie oraz całą Azję Środkową. A potem już bez ideologicznych manipulacji przystąpiła do rozprawy ze wszystkimi religiami, a więc także z islamem.

Wyniki były wstrząsające, bo w przedrewolucyjnej Rosji funkcjonowało ok. 25 tys. meczetów a 20 lat później zostało mniej niż tysiąc. I na nic zdał się wiernopoddańczy telegram zjazdu muzułmanów ZSRR do Stalina, w którym zapewniali, że pod jego światłym przewodnictwem cały świat islamski pragnie zjednoczyć swoje wysiłki w celu walki z imperializmem. Ale pomimo zniszczenia świątyń i publicznego palenia Koranu z islamem było trudno walczyć. Dużo trudniej niż z prawosławiem, judaizmem czy katolicyzmem. Rzecz w tym, że we wszystkich religiach podstawą kultu były budowle sakralne. W islamie obrządek jest dużo prostszy, wystarczy dywanik i miejsce do modlitwy oraz rytualnych ablucji. Ponadto w odróżnieniu od szyitów, sunnici, a 90 proc. rosyjskich muzułmanów wyznaje islam tej konfesji, nie przywiązują wagi do hierarchii duchownej. Dlatego mimo rozstrzelania większości przywódców religijnych i powołania przez NKWD Centralnego Zarządu Duchownych, czekiści byli bezradni. Oficjalnie islamu nie było, a jednocześnie pomimo represji był wszędzie.

Przeciwdziałanie islamskiemu odrodzeniu

Pierwsze dostrzegalne problemy zaczęły się wkrótce po śmierci Stalina. W 1954 r. areopag władzy, czyli komitet centralny KPZR wydał dyrektywę o ogromnych niedociągnięciach w naukowo-ateistycznej propagandzie i środkach poprawy sytuacji. W dokumencie nakazano intensywne przeciwdziałanie islamskiemu odrodzeniu religijnemu, jakie nastąpiło na skutek złagodzenia terroru państwowego wobec religii. Partyjny okólnik zabraniał zwracania meczetów wspólnotom muzułmańskim, podobnie jak zakazywał wznoszenia nowych świątyń. Z kolei w latach 60. zwyciężyło „liberalne" podejście, a jego przejawem była zgoda na otwarcie medresy w Taszkiencie oraz Instytutu Kształcenia Duchownych w Duszanbe. Zezwolono także po raz pierwszy na ograniczony druk oraz kolportaż Koranu.

Sytuacja zmieniła się kardynalnie w 1978 r. po zwycięstwie rewolucji islamskiej w Iranie, a stała się jeszcze bardziej złożona rok później, po zbrojnej interwencji ZSRR w Afganistanie. Zresztą jeśli chodzi o przyczyny, to oba wydarzenia są ze sobą ściśle związane. Zgodnie z dzisiejszą wiedzą ówczesny Kreml wystraszył się nie na żarty przekształceniem Iranu w muzułmańskie państwo teokratyczne, które odgrażało się eksportem rewolucji islamskiej do ZSRR. Wizja muzułmańskiej rewolty w Azji Środkowej i na zawsze niepokornym Kaukazie, nazywanym nie bez przyczyny miękkim podbrzuszem imperium, stała się strasznym snem KPZR i KGB. A w ten sposób jednym z czynników przesądzających o udzieleniu „internacjonalistycznej" pomocy kabulskim wasalom. W 1981 r. biuro polityczne KPZR wydało dyrektywę pod skomplikowanym tytułem „O przeciwdziałaniu próbom wykorzystania czynnika islamskiego w celach wrogich wobec ZSRR", od czego sytuacja nie zaczęła się poprawić. Dwa lata później KGB otrzymało partyjny rozkaz „izolacji szczególnie reakcyjnych przywódców i duchownych muzułmańskich". Rzecz w tym, że do pierwszej fazy okupacji Afganistanu użyto dywizji sformowanych z mieszkańców radzieckiej Azji Środkowej, a więc muzułmanów.

Kremlowscy przywódcy byli oderwani od rzeczywistości, sądzili bowiem, że komunistyczny ateizm zindoktrynował skutecznie społeczność islamską, podczas gdy było dokładnie odwrotnie. Przecież już w latach 60. XX w. w radzieckich republikach Tadżykistanu i Uzbekistanu dochodziło do religijnych protestów ulicznych. Problem radykalnego islamu w Dolinie Fergańskiej również wtedy miał miejsce. Podczas tzw. breżniewowskiego zastoju, a więc w latach 70. islamskie odrodzenie religijne nabrało cech społecznego ruchu protestacyjnego wobec niewyobrażalnej korupcji miejscowych elit władzy i narastających nierówności ekonomicznych, których nie mogła już przykryć usychająca ideologia komunistyczna. Skutek był taki, że dywizje muzułmańskie trzeba było szybko wycofać z Afganistanu, bo żołnierze zamiast walczyć ze współwyznawcami, bratali się z wrogiem i sami eksportowali do ojczyzny islam jako remedium na problemy socjalne.

Największy cios zadała jednak klęska militarna w starciu z mudżahedinami, która islamskiemu renesansowi wyznaniowemu i społecznemu nadała cech rewolty politycznej. Na co złożyła się aż nazbyt udana dywersja Zachodu. Nie bez przyczyny ówcześni funkcjonariusze CIA podkreślają, że kluczowym posunięciem było przyciągnięcie do Afganistanu arabskich „najemników". Ci zaś byli nikim innym tylko wahabitami, czyli islamskimi fundamentalistami. Wraz z rozpoczęciem w ZSRR pieriestrojki dziwnie szybko odnaleźli się w muzułmańskich regionach imperium, głosząc potrzebę świętej wojny z niewiernymi i zjednoczenia islamu w ponadnarodowym kalifacie. Jak twierdzą byli funkcjonariusze, KGB zajęte próbami ratowania państwa przed narodowościowym rozpadem nie było w stanie zlokalizować i zlikwidować islamskiego zagrożenia.

Manipulacje i ich skutki

W końcowym okresie istnienia ZSRR stanął więc przed groźbą wybuchu islamskiej rewolty w Azji Środkowej i na Kaukazie. Drugim widmem był panturkizm, czyli możliwość oderwania muzułmańskich regionów imperium pod postacią świeckiej konfederacji republik, w których wzorem Turcji islam posłuży miejscowym elitom władzy jako pretekst do separacji od Moskwy. Na przełomie lat 80. i 90. XX w. cała uwaga słabnącego centrum była przełączona na Azję i Afganistan. Po czym rozpadające się imperium (a właściwie jego spadkobierca – Rosja) podjęło decyzję o wycofaniu się z Azji. Trzeba pamiętać, że początek lat 90. to było apogeum słabości Moskwy, która borykała się z groźbą dezintegracji terytorialnej i ekonomicznej, a elity nękane były sporem konstytucyjnym o kształt przyszłej władzy. Rosyjska decyzja o separacji, choć chwilowa, została bardzo źle przyjęta przez miejscowe klany rządzące, a nawet potraktowana jako przejaw postkolonialnej zdrady. Trudno się temu dziwić, ponieważ lokalni postkomuniści znaleźli się nagle sam na sam z etniczno-islamską opozycją inspirowaną przez Pakistan, Iran oraz Afganistan. I poradzili sobie bardzo różnie.

Kazachstan nie dał się od początku zepchnąć z kursu na Rosję, czemu sprzyjały rozliczne interesy gospodarcze i militarne Moskwy w tym kraju, co pozwoliło szybko ustabilizować sytuację wewnętrzną. Uzbekistan obrał drogę bezwzględnej wojskowej i policyjnej rozprawy z opozycją islamską, aż do fizycznej eliminacji oponentów i pacyfikacji Doliny Fergańskiej. Posłużył temu pokaźny arsenał poradziecki oraz bezwarunkowa lojalność miejscowych struktur KGB i MSW. Natomiast Tadżykistan przeżył w latach 1992–1994 niezwykle krwawą wojnę domową pomiędzy klanami etnicznymi. Osią podziału była przynależność do komunistycznych elit partyjnych i aparatu represji oraz udział w demokratycznej i islamskiej opozycji. W wyniku wojny kraj został zrujnowany gospodarczo. Na skutek pogromów mniejszości narodowych, których dokonywały obie strony, zginęło ponad 60 tys. osób, a Tadżykistan opuścili wszyscy Rosjanie, szerzej: Słowianie i Żydzi. Konflikt udało się zażegnać dzięki militarnej interwencji Rosji i Uzbekistanu. Tadżykistan do dziś nie może samodzielnie funkcjonować, z czego od lat korzysta Moskwa uprawiająca wobec całej Azji Środkowej politykę „dziel i rządź". To w Moskwie są celowo tolerowane środowiska opozycyjne wobec aktualnych władz narodowych. Z groźbą ich politycznego wykorzystania do destabilizacji wewnętrznej, o czym boleśnie przekonał się Kirgistan podczas kolejnych zamachów stanu inspirowanych przez Kreml.

Inaczej wyglądała sytuacja na północnym i południowym Kaukazie, bo Rosja nigdy nie zamierzała rezygnować z kontroli nad tymi regionami. Choć początkowo kaukascy muzułmanie skorzystali na wewnętrznych problemach Moskwy, a raczej walnie pomogła im konkurencja polityczna pomiędzy Michaiłem Gorbaczowem i Borysem Jelcynem, którego popularność i kariera nabierały w tym czasie obrotów. Z chwilą gdy Jelcyn został prezydentem jeszcze socjalistycznej republiki rosyjskiej, zaczął bardzo aktywnie wykorzystywać lokalne separatyzmy do podważenia siły politycznej oponenta i zniweczenia prób odnowy imperium. Dlatego na przełomie lat 80. i 90. XX w. pierwszym ruchem elit islamskich była własna rewolta wymierzona w kontrolowane przez Moskwę organizacje i duchownych. Na Kaukazie Północnym oraz w Tatarstanie i Baszkotorstanie rząd dusz przejęli mufti (duchowni) nowego pokolenia, którzy skorzystali z jelcynowskiego hasła „bierzcie w swoje ręce tyle władzy, ile zdołacie".

Odrodzeniu duchowemu towarzyszyło nieodłączne odrodzenie etniczne, które z kolei doprowadziło do tzw. parady suwerenności. Poszczególne republiki narodowościowe i autonomiczne seryjnie wypowiadały Moskwie posłuszeństwo, w nadziei na wynegocjowanie uprzywilejowanych zasad współżycia w nowej federacji. Monetą przetargową i najpoważniejszym argumentem była groźba wyjścia z ZSRR, a następnie z republiki rosyjskiej, czyli pełna niepodległość. Początkowo Jelcyn wspierał taką politykę, czego przykładem było oficjalne przyzwolenie na rozwiązanie narodowościowej Republiki Czeczeńsko-Inguskiej przekształconej w dwa odrębne organizmy. Władze rosyjskie wsparły nawet proces przejęcia władzy przez miejscowe ruchy narodowe, na czele z byłymi generałami armii radzieckiej Dżocharem Dudajewem i Rusłanem Auszewem. Reakcją był proces nacjonalizacji elit postkomunistycznych, który ogarnął wkrótce pozostałe republiki kaukaskie oraz Tatarów i Baszkirów. Z chwilą upadku Gorbaczowa, Jelcyn zorientował się jednak, że utracił kontrolę nad wydarzeniami etnicznymi i odrodzeniem islamskim, czego wyrazem było powołanie Konfederacji Narodów Kaukazu, której reprezentanci zapowiedzieli podjęcie próby organizacji własnej państwowości.

Nowy Kreml rozpoczął więc kolejny etap manipulacji, jakim było wzajemne skierowanie etnicznych antagonizmów przeciwko niepodległościowym aspiracjom poszczególnych republik regionu. W latach 1991–1993 Kaukazem wstrząsnęła seria konfliktów narodowościowych i terytorialnych na czele z wojną gruzińsko-abchasko-osetyjską. Moskwa wsparła w niej początkowo Tbilisi, ponieważ i Abchazja, i Osetia Południowa były sygnatariuszami Konfederacji. Następnie Jelcyn zmienił swoją politykę o 180 stopni, a wśród przyczyn leżała próba skierowania czeczeńskiej aktywności separatystycznej w koryto wzajemnych konfliktów z pozostałymi grupami etnicznymi. Oddziały złożone z bojowników tej narodowości uczestniczyły aktywnie w konflikcie gruzińskim oraz, co jest faktem mniej znanym, w rozgrywającym się równolegle konflikcie azersko-ormiańskim o Górski Karabach. Nie jest także tajemnicą fakt ogromnej pomocy szkoleniowej i zbrojeniowej udzielanej Czeczenom przez rosyjskie siły zbrojne, a szczególnie GRU – wywiad wojskowy.

Oczywistym pozostaje także fakt, że grupa wpływowych doradców Jelcyna miała własne plany wobec Czeczenii. Republika stała się swego rodzaju szarą strefą gospodarczą i tranzytową, poprzez którą realizowano korupcyjne interesy o wartości miliardów dolarów. Jedną z głównych form biznesu był nielegalny eksport ropy naftowej do Turcji, drugim zaś równie nielegalny eksport broni z przepastnych magazynów poradzieckich. O ile w pierwszym segmencie swoją obecność zaznaczył ówczesny oligarcha Borys Bieriezowski, o tyle beneficjentem sprzedaży broni był ówczesny minister obrony Rosji, gen. Paweł Graczow oraz grupa wysokich wojskowych. Jak głoszą dzisiejsze szacunki, w latach 1992–1997 wartość czeczeńskiego przemytu wyniosła ok. 25 mld dolarów. Problem polegał jednak na postępującej dezintegracji Czeczenii oraz jej kryminalizacji. Władza Dudajewa stawała się coraz bardziej iluzoryczna, a biznesowe i polityczne konflikty, jakie rozsadzały miejscowe elity, oczyściły pole dla innych radykałów, tym razem islamskich. Ciągłe walki o władzę i rosyjskie próby zamachów stanu wymusiły na Dudajewie przyjęcie wyciągniętej ręki fundamentalistów arabskich, a dokładniej wahabitów z Arabii Saudyjskiej i Kataru.

„Wepchnęliście nas w islam" – zarzucał Moskwie Dudajew po kolejnym nieudanym puczu zorganizowanym przez Kreml jesienią 1994 r. Dla przeciwwagi wobec klanowych grup wpływu, opowiadających się za pozostaniem w Federacji Rosyjskiej, Dudajew rozpoczął proces integracji narodowej, opierając się na prawie szariatu. Dopuścił także do szerokiej działalności muzułmańskich fundacji dobroczynnych będących przykrywką dla islamizacji Czeczenii, Dagestanu, Inguszetii i Kabardo-Bałkarii. Akceptacja islamskich porządków stała się bardzo powszechna w wyniku dwóch wojen rosyjsko-czeczeńskich w latach 1994–2004. Muzułmańskie zasady sprawiedliwości, równości i solidarności stały się jedyną alternatywą dla zwykłych mieszkańców Kaukazu, którzy znaleźli się pod władzą skorumpowanych klanów rządzących terrorem z nadania Moskwy. I tak rosyjskie manipulacje i brudne interesy stały się urodzajną glebą dla radykalnego islamu, który dziś pomimo klęski kaukaskiej niepodległości opanował właściwie cały region. Sytuacja grozi powszechnym wybuchem zbrojnym, z chwilą gdy Kreml zaprzestanie opłacania daniny lokalnym klanom.

Islamskie odrodzenie religijne nastąpiło jeszcze w czasach Związku Radzieckiego i miało swój udział w rozpadzie imperium. Współczesna Moskwa początkowo wykorzystała muzułmański renesans, po czym wpadła w pułapkę własnych manipulacji, sama pogrążając się w chaosie konfliktów na północnym Kaukazie. Jedno nie ulega wątpliwości: wbrew rozpowszechnionej opinii rozpad czerwonego imperium wcale nie był bezkrwawy.

Towarzysze muzułmanie

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL