Marcin Luter: Rewolucjonista mimo woli

31 października 1517 r. Marcin Luter miał zawiesić na drzwiach kościoła w Wittenberdze swoje tezy o odpustach. Miał, ale nie wiadomo, czy zawiesił. Zarówno historia początków reformacji, jak i życiorys jej twórcy pełne są mitów, niedomówień i zwyczajnych zmyśleń.

Aktualizacja: 28.10.2017 19:30 Publikacja: 26.10.2017 17:09

Nikt nie kwestionuje rzecz jasna, że tezy Lutra powstały. Nie da się też zaprzeczyć, że wywołały wielką dyskusję i rozpoczęły proces kształtowania się swoistego niemieckiego buntu antyrzymskiego, który ostatecznie przekształcił się w ruch religijny i doprowadził do rozbicia jedności Kościoła, powstania nowych wspólnot wyznaniowych, a w dalszej perspektywie do wojen religijnych, a nawet powstania nowoczesnych narodów. To niewątpliwe fakty historyczne. Nie oznacza to jednak, że tezy zostały do czegokolwiek przybite. Część historyków wprost podkreśla, że w owym kościele nie ma miejsca, w którym mogłyby one zawisnąć, a do tego byłoby to niezgodne z ówczesną praktyką naukową i teologiczną. Tezy naukowe (a taki charakter miało 95 tez na temat odpustów) rozsyłało się do innych ośrodków akademickich, ewentualnie wywieszało na uniwersytetach, ale nie przybijało się ich na drzwiach. Marcin Luter zaś w 1517 r. nie był rewolucjonistą, który zamierzał odrzucać zastane zasady, ale naukowcem i mnichem, któremu przeszkadzały niewątpliwe nadużycia w handlu odpustami. Obraz przybijania tez jest niewątpliwie bardzo plastyczny, stąd świetnie nadaje się na mit założycielski reformacji, ale nie oznacza to, że jest prawdziwy, a jedynie tyle, że został świetnie wykorzystany przez ówczesnych i późniejszych autorów hagiografii Lutra, a także apologetów reformacji.

Luter na sejmie w Wormacji, gdzie wezwano go, by odwołał swoją naukę.

Luter na sejmie w Wormacji, gdzie wezwano go, by odwołał swoją naukę.

Wikipedia

Wydobywanie Lutra

Ilość takich mitów, którymi przykryta jest prawdziwa biografia Marcina Lutra, jest ogromna. Powodów jest przynajmniej kilka. Po pierwsze, sam reformator z lubością opowiadał wciąż odmienne historie dotyczące własnego dzieciństwa, młodości, motywów wstąpienia do zakonu i wystąpienia z niego. Jego życiorys był dla niego samego materiałem uzasadniającym pewne decyzje, ale także częścią własnej „świętej" historii proroka (za którego sam się uważał), stąd pewne kwestie naświetlał on odmiennie. Luter (a w zasadzie Luder, bo takie było prawdziwe nazwisko reformatora) sam z upodobaniem tworzył więc mity dotyczące swojej historii. Po drugie, i to zapewne równie ważne, mity takie tworzyli też jego ówcześni zwolennicy. Żywot doktora Marcina Lutra miał być uzasadnieniem reformacji, a jego postępowanie wzorem dla kolejnych pokoleń luteranów. Katolicy, i to trzeci powód, dla którego tak wiele jest w życiorysie reformatora luk i nieścisłości, również mieli swoje powody, by przedstawiać go w gorszym świetle, stąd wiele pomówień i zwyczajnych kłamstw w ich materiałach. Nie oznacza to jednak, że wszystkie z nich trzeba odrzucić, bo nie ma wątpliwości, że luteranie dla odmiany pewnych znanych im informacji nie włączali w życiorysy, by nie zaszkodzić dobrej sławie Lutra.

I wreszcie sprawa ostatnia, to znaczy wykorzystywanie reformatora do uzasadnienia późniejszych od niego idei. Swojego Lutra mieli i oświeceniowi myśliciele, dla których był on – zupełnie wbrew własnym intencjom – kimś, kto wprowadzał światło rozumu w ciemne wieki średniowiecza; i liberalni protestanci, którym uzasadniał on odrzucanie kolejnych dogmatów (on sam zapewne dostałby w takiej sytuacji szału i paskudnymi słowami ich zwymyślał); i niemieccy nacjonaliści, dla których był ojcem dumy z narodu niemieckiego; i antysemici... Listę można by ciągnąć długo. Lutra na własne potrzeby mieli także pietyści, metodyści oraz wiele innych ruchów i nurtów teologicznych, które przedstawiały go w taki sposób, by zaspokoić własne potrzeby. W efekcie reformator pozostaje jedną z najbardziej zmistyfikowanych postaci historii chrześcijaństwa, a jego prawdziwe oblicze trzeba nieustannie wydobywać spod zwałów kłamstw, niedopowiedzeń, mitów, hagiografii itd.

Dodatkową trudnością jest fakt, że cała historia tamtego okresu do niedawna pisana była z perspektywy oświeceniowych historyków, którym zależało głównie na potępieniu Kościoła katolickiego i dla których każdy, kto się mu sprzeciwiał, był bohaterem prawdziwego postępu. Taka perspektywa sprawiała, że historycy i publicyści nie byli w stanie dostrzec, że w wielu kwestiach Marcin Luter był raczej człowiekiem przeszłości niż przyszłości, że w porównaniu z hiszpańskimi reformatorami chrześcijaństwa miał niewielkie pojęcie o wielkości świata i że wreszcie jego niemiecki nacjonalizm (w ówczesnym, a nie nowoczesnym znaczeniu tego słowa) sprawiał, że nie był on w stanie wznieść się ponad własne uprzedzenia wobec Żydów, czym różnił się od jemu współczesnych Hiszpanów. Ci ostatni bowiem, gdy wyznawca judaizmu przyjmował chrześcijaństwo, umożliwiali mu pełną karierę kościelną – mógł zostać nawet arcybiskupem. Luter zaś dla nawróconych na ewangelicyzm Żydów miał zarezerwowane najwyżej stanowisko kościelnego. Uświadomienie sobie tego wymaga jednak wyjścia poza oświeceniowe mity i dostrzeżenia, że reformacja nie była zjawiskiem politycznym czy naukowym, ale religijnym. Wcale nie wpisywała się w prosty sposób w proces modernizacji, a często była mu przeciwna.

Luter pali bullę papieską, w której Leon X potępił jego poglądy i uznał go za heretyka.

Luter pali bullę papieską, w której Leon X potępił jego poglądy i uznał go za heretyka.

Wikipedia

Prorok, a nie tylko uczony

Odmienność perspektyw tamtego czasu od tego, co często serwuje nam współczesna historiografia (a często działalność mitotwórcza), doskonale pokazuje samoświadomość Lutra. Dla większości współczesnych nam historyków – niezależnie od tego, czy są to katolicy, protestanci czy osoby niezwiązane bezpośrednio z żadną z tych tradycji religijnych – pozostaje on przede wszystkim wielkim reformatorem chrześcijaństwa i uczonym biblistą, który z oryginalnej egzegezy Pisma Świętego wyciągnął wnioski dotyczące ówczesnego Kościoła. Sam Marcin Luter jednak, choć niewątpliwie bardzo cenił sobie swój tytuł doktorski, miał zupełnie inne samorozumienie, postrzegając siebie jako „proroka", któremu Bóg osobiście powierzył zadanie odnowienia chrześcijaństwa. Takie postrzeganie nie było zresztą szczególnie oryginalne. W średniowieczu (a reformacja Lutra jest wydarzeniem średniowiecznym do bólu, choć także prowadzącym ku nowoczesności) wielu zakonników, którzy odkrywali na nowo pewne prawdy czy zdobywali sobie posłuch, było traktowanych niemal jak prorocy, a inni wprost wskazywali, że niebawem ma nadejść epoka Ducha Świętego, gdzie właśnie prorocy napełnieni duchem będą prowadzić Kościół. Luter wpisywał się w ten schemat myślowy, choć nie do końca jest jasne, na ile świadomie.

Ten prorocki element jego rozumienia własnego zadania doskonale widać w zmianie nazwiska. Pierwotnie bowiem doktor Marcin nosił chłopskie nazwisko Luder, ale gdy wszedł w ostry konflikt najpierw o odpusty, a później o rozumienie ludzkiej natury, a także usprawiedliwienie z wiary, zaczął w latach 1517–1519 podpisywać swoje listy do przyjaciół nazwiskiem (pseudonimem) Eleutherios. „(...) nowe imię Ludra należy traktować jako odzwierciedlenie misji jego właściciela: Eleutherios to człowiek wolny, wyzwolony i jednocześnie wyzwoliciel" – wskazuje niemiecki biograf Lutra Heinz Schilling. Ostatecznie Luter, świetnie czujący opinię publiczną, zrozumiał, że tego rodzaju grecki pseudonim nie jest zrozumiały dla zwyczajnych ludzi, więc pozostawił jego wspomnienie, zastępując w swoim pierwotnym nazwisku literę „d" dwugłosem „th" (w języku polskim jedynie „t"). Miało to być wspomnienie wolnościowego, ale i prorockiego charakteru jego misji.

Ów profetyczny charakter myślenia Lutra widać jednak także w jego podejściu do innych reformatorów. Gdy przyjmowali oni odmienne rozumienie Pisma Świętego (a warto uświadomić sobie, że istotą rewolucji reformacyjnej było przyznanie ludziom prawa do całkowicie samodzielnego interpretowania Pisma Świętego, bez pośrednictwa Kościoła czy teologii), Marcin Luter zazwyczaj jasno podkreślał, że prawo do jednoznacznego interpretowania Pisma Świętego ma on sam, ale inni już nie, i że opiera się ono na szczególnym darze, objawieniu Boga, który otrzymał, by zreformować Kościół, odnowić go i przemienić w duchu swoiście rozumianej przez niego Ewangelii.

To nie miał być rozłam

Prorok jednak (i to także warto przypomnieć) zazwyczaj nie przychodzi do wspólnoty, aby stworzyć nową, dokonać podziału organizacyjnego, ale by tchnąć nowego ducha w starą wspólnotę. I dokładnie tak swoją rolę rozumiał młody, pobożny augustiański mnich, brat Marcin Luder, gdy zaczynał swój spór o odpusty. Co ciekawe, choć reformator doktor Luter stworzył własne struktury kościelne, zreformował ustrój kościelny, obrządek, to nigdy nie chciał podziału. Był bowiem głęboko przekonany, że Kościół powinien być jeden, a on miał jedynie przywrócić mu formę, jaką nadał mu Jezus Chrystus.

Trudno zresztą, by człowiek średniowiecza myślał inaczej. Kościół, państwo, codzienność były wówczas ściśle zjednoczone, a dla ówczesnych ludzi sytuacja, w której w jednym państwie istnieją dwa różne Kościoły, dwie różne konfesje, była nie do pomyślenia. Luter myślał dokładnie tak samo i dlatego próbował narzucić swoje poglądy wszystkim. Gdy część jego współpracowników szła dalej niż on sam i na przykład wywoływała – w imię tak sławionej przez niego wolności – chłopskie powstania, Marcin Luter gromił ich za rozbijanie jedności i wyzywał od najgorszych, a władze państwowe nawoływał do zrobienia z nimi porządku. I wcale nie chodziło tylko o to, że możliwość głoszenia reformacyjnej teologii opierała się na łasce książąt, którzy z powstań nie byli zadowoleni, ale także o to, że zdaniem Lutra rozbijanie jedności obozu reformacyjnego przez „nieodpowiedzialne" myślenie anabaptystów było działaniem szatana, który chciał rozbić jedność Kościoła...

Głęboka i szczera nienawiść Lutra do papieża (określanego nie tylko mianem antychrysta, ale i wieprza) po części także brała się z głębokiego przekonania, że papież przeszkadza mu w reformie Kościoła powierzonej przez samego Boga i w ten sposób niszczy jedność Kościoła Chrystusowego. Można oczywiście uważać, że takie myślenie dowodzi wielkiego ego (by nie powiedzieć pychy), ale nie sposób nie dostrzec, że tak właśnie postrzegał siebie Luter. A wspierali go w takim myśleniu już wtedy głęboko antyrzymscy niemieccy właściciele feudalni, którzy chcieli się uwolnić od nakładanych przez Rzym podatków czy wprost od zależności teologicznej.

Nowoczesny publicysta

„Antyrzymski resentyment", jak określał postawę części (także współczesnych) elit niemieckich Hans Urs von Balthasar, nie był jednak jedynym źródłem sukcesu Lutra. W jednej sprawie był on bowiem niewątpliwie niezwykle nowoczesny. Było to posługiwanie się „nowymi mediami". Nowymi, rzecz jasna, jak na tamte czasy. Obecnie zapewne Luter byłby liderem w posługiwaniu się Twitterem, Facebookiem czy Instagramem, a jego plakaty wisiałyby w pokojach nastolatek czy nastolatków, jak obecnie wiszą plakaty gwiazdek popu. I nie jest to przesada. Tak się bowiem składa, że poza wsparciem politycznym istotnym elementem sukcesu Lutra było zastosowanie przez niego druku i obrazu do propagowania swoich idei. Tysiące zapisanych stron natychmiast drukowano w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, które trafiały do rąk nie tylko intelektualistów, ale także piśmiennej szlachty oraz coraz lepiej wykształconych mieszczan czy chłopów.

Do jednych Luter zwracał się niezłą, ale wcale nie nadzwyczajną łaciną, a do drugich jędrnym, pełnym mocnych obrazów, czasem brutalnym czy wręcz wulgarnym językiem niemieckim (i to w takiej jego formie, która była zrozumiała dla większości Niemców, niezależnie od tego, w jakim regionie mieszkali). Jednych przekonywał za pomocą długich tekstów teologicznych (także niestroniących od ostrych porównań, których nie powstydziliby się obecnie ani Stefan Niesiołowski, ani Dominik Tarczyński), innych za pomocą krótkich listów, często uzupełnionych obrazami Łukasza Cranacha. Teksty te rozchodziły się lotem błyskawicy. Posługując się opisem Marshalla McLuhana, można powiedzieć, że reformator był jednym z pierwszych, którzy zaczęli łowić ludzi nie na wędkę słowa mówionego czy ręcznie przepisywanego, ale w sieci druku. Oczywiście później naśladowali go także autorzy kontrreformacyjni, ale trzeba przyznać, że niewielu udało się osiągnąć poziom umiejętności językowych i retorycznych Marcina Lutra.

Nie ma jednak co ukrywać, że wiele z tych tekstów nie zostałoby odpowiednio odczytanych w naszych czasach. Luter miał bowiem nie tylko ogromny temperament, ale i bardzo ostre pióro. Swoim adwersarzom nie szczędził obelg, złośliwości i chętnie ich obrażał. Jego teksty pełne są obrzydliwych (i nieczęsto spotykanych nawet w naszych czasach) antyżydowskich sformułowań. Swoich przeciwników, także w obozie reformacyjnym, często mieszał z błotem. Jeśli mimo to cieszył się sympatią, to z kilku powodów. Po pierwsze, w kontakcie osobistym (a w tamtych czasach reformacja dotyczyła stosunkowo niewielkiej przestrzeni Niemiec i Szwajcarii, wszyscy się zatem znali osobiście) był uroczym kompanem i gospodarzem, który potrafił godzinami zabawiać ludzi. Po drugie zaś, taki był ówczesny styl komunikacji, który Luter co najwyżej zradykalizował, ale bynajmniej go nie stworzył. Wulgarne uwagi świetnie były też przyswajane przez prostszych zwolenników reformacji, którzy później wprowadzali je w życie.

Nowy sposób komunikacji teologicznej i duszpasterskiej, którego – co do tego nie ma wątpliwości – Luter był ojcem i prekursorem, wcale nie oznacza, że także w innych kwestiach Luter był rzeczywiście bardzo nowoczesny. Jego postrzeganie moralności było niezwykle konserwatywne, wizja społeczna także, a misje były dla niego tematem czysto teoretycznym, ponieważ w odróżnieniu od współczesnych mu Hiszpanów niewiele wiedział o odkryciach geograficznych. On sam zresztą uważał, że posłany jest przede wszystkich do „swoich ukochanych Niemców", a nie do całego świata.

Nie jest też prawdą, że bez reformy, a później reformacji Marcina Lutra Kościół katolicki nigdy by się nie zreformował. Jeszcze zanim Luter zaczął wydawać swoje pisma, w Hiszpanii tamtejsi dominikanie Antonio de Montesinos (ok. 1475–1540) i Bartolome de Las Casas (1474–1566) zaczęli otwarcie wzywać do przemyślenia tego, co jest istotą chrześcijaństwa, a kilkanaście lat później arcybiskupi Hernando de Talavera, Pascual de Ampudia czy Francisco Jimenez de Cisneros przeprowadzili głęboką reformę (w duchu nowoczesności) hiszpańskiego katolicyzmu, która nie tylko nadała mu ogromny impet misyjny (jakiego ze świecą szukać wśród ówczesnych ewangelików), ale i uczyniła Hiszpanię odporną na protestanckie reformy.

Zaskoczeniem dla wielu może być także to, że przedstawiani w czarnych barwach papieże epoki Lutra to często ludzie o głębokiej kulturze i w odróżnieniu od niego samego zwolennicy renesansu. Zbiórka środków z odpustów (warto mieć jednak świadomość, że papieże również nie wspierali nadużyć, przeciw którym protestował Luter, były one raczej efektem walki o skuteczność i marketingu odpustowego) posłużyła choćby do budowy bazyliki św. Piotra czy do zamówienia wielu wspaniałych zabytków i dzieł sztuki. Dla Lutra to było niedopuszczalne, ale warto o tym wiedzieć. I pamiętać, że choć nie brakowało wśród papieży tamtych czasów ludzi dalekich od ideału świętości, to często byli oni o wiele bardziej nowocześni i otwarci na reformy niż Luter. Impuls do zmiany nie pochodził zaś tylko z Niemiec.

Świat bez Lutra?

Niezależnie od tych uwag nie da się ukryć, że ruch zapoczątkowany przez Lutra doprowadził do bardzo głębokich zmian, i to na wielu polach. Po pierwsze została rozbita jedność Kościoła zachodniego. Reformacja, u której podstaw leżała bezdyskusyjna teza św. Augustyna, że to łaska i wiara prowadzą do zbawienia, a uczynki co najwyżej są ich potwierdzeniem, stopniowo radykalizowała ten element myślenia tak bardzo, że odeszła od wspólnej wschodnim i zachodnim chrześcijanom wizji Kościoła, sakramentów czy wspólnoty świętych. Działo się to również za sprawą rozwoju teologicznego samego Marcina Lutra, a także – nawet gdy on sam tego nie dostrzegał – na skutek zawartych w jego myśleniu indywidualistycznych, antywspólnotowych elementów. Jeśli to nie Kościół i jego tradycja mają być źródłem reformowania Kościoła, ale intuicje Marcina Lutra, to dlaczego jego osobiste intuicje mają być lepsze od intuicji Zwingliego, Münzera czy Kalwina? A skoro tak, to znika fundament jedności wiary. Pismo Święte nim nie jest, bo każdy ma je interpretować osobiście, a nie w duchu jedności z Kościołem. Efektem są tysiące wyznań i wspólnot protestanckich. Ich powstanie oraz polemika z nimi zmieniły także Kościół katolicki, który na prawie trzysta lat nabrał cech mocno kontrreformacyjnych.

Nie ma też wątpliwości, że działania Lutra doprowadziły do powstania nowoczesnej tożsamości narodowej. Nacjonalizm niemiecki (na dobre i na złe) nie ukształtowałby się, gdyby nie teksty Marcina Lutra, jego tłumaczenie Biblii na język niemiecki i wreszcie jego działania konfesyjne. Nie byłoby także wieków wojen wyznaniowych ani ukształtowania się w ich wyniku pojęcia tolerancji i oświecenia. Historia Europy i jej współczesność byłyby więc zupełnie inne. „Historia niebyła" nie jest wprawdzie tematem szczególnie popularnym wśród historyków, ale tylko dzięki próbie wyobrażenia sobie, jak wyglądałby nasz świat bez skutków działalności Marcina Lutra, możemy sobie uświadomić, jak wielkie było jego znaczenie. Dobre i złe, bo reformator był postacią niezwykle skomplikowaną.

Nikt nie kwestionuje rzecz jasna, że tezy Lutra powstały. Nie da się też zaprzeczyć, że wywołały wielką dyskusję i rozpoczęły proces kształtowania się swoistego niemieckiego buntu antyrzymskiego, który ostatecznie przekształcił się w ruch religijny i doprowadził do rozbicia jedności Kościoła, powstania nowych wspólnot wyznaniowych, a w dalszej perspektywie do wojen religijnych, a nawet powstania nowoczesnych narodów. To niewątpliwe fakty historyczne. Nie oznacza to jednak, że tezy zostały do czegokolwiek przybite. Część historyków wprost podkreśla, że w owym kościele nie ma miejsca, w którym mogłyby one zawisnąć, a do tego byłoby to niezgodne z ówczesną praktyką naukową i teologiczną. Tezy naukowe (a taki charakter miało 95 tez na temat odpustów) rozsyłało się do innych ośrodków akademickich, ewentualnie wywieszało na uniwersytetach, ale nie przybijało się ich na drzwiach. Marcin Luter zaś w 1517 r. nie był rewolucjonistą, który zamierzał odrzucać zastane zasady, ale naukowcem i mnichem, któremu przeszkadzały niewątpliwe nadużycia w handlu odpustami. Obraz przybijania tez jest niewątpliwie bardzo plastyczny, stąd świetnie nadaje się na mit założycielski reformacji, ale nie oznacza to, że jest prawdziwy, a jedynie tyle, że został świetnie wykorzystany przez ówczesnych i późniejszych autorów hagiografii Lutra, a także apologetów reformacji.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie