Często na łamach „Rzeczy o Historii" ukazują się artykuły przedstawiające smutne losy ojczyzny – wojny, powstania, czasy niewoli. Wspomnienie wielkiej radości, jaką sprawiła Polakom drużyna orłów Górskiego, rozświetla mroki naszych współczesnych dziejów. Pokolenie, które pamięta mundial z 1974 r., wie, co mam na myśli. Wszyscy żyli sukcesami orłów Górskiego. Kiedy w Monachium, a dwa lata później w Montrealu grała nasza złota jedenastka, ulice polskich miast pustoszały. Nie pamiętam atmosfery z 1972 r., ponieważ urodziłem się rok wcześniej. Ale w pamięci pozostały mi emocje, jakie rysowały się na twarzach moich dziadków i rodziców, gdy oglądali transmisje meczów z olimpiady w Montrealu w 1976 r. Wiedziałem, że dzieje się coś niezwykłego, kiedy dorośli niczym dzieci raz po raz zrywali się z krzeseł w uniesieniu, oczekując kolejnej bramki. Nie sposób zapomnieć pustych warszawskich ulic w słoneczne czerwcowe dni, kiedy grała nasza drużyna. Miało się wrażenie, jakby miasto wymarło, ale o tym, że żyje, świadczył dobiegający z tysięcy telewizorów głos niezapomnianego Jana Ciszewskiego. Od czasu do czasu zagłuszał go jedynie wyrywający się z gardeł okrzyk ,,Gol!", gdy nasi wbijali kolejną bramkę.

Od 45 lat zastanawiamy się, jaki był przepis na sukces trenerski Kazimierza Górskiego i dlaczego w zasadzie nigdy nie został powtórzony przez kolejnych selekcjonerów. Być może skuteczność tego człowieka tkwiła w jego nieskazitelnie prostym i bardzo etycznym podejściu do piłki nożnej. Jakże był inny od tego całego szlamu korupcji i chciwości, jaki od lat zalewa światowy futbol. Chociaż Górski odniósł największy sukces w historii polskiego futbolu, nigdy nie dorobił się wielkiej fortuny. Kochał piłkę w jej pierwotnej, nieskażonej pieniądzem postaci, jako sport, który powinien mieć w sobie spontaniczność i przynosić radość. Kiedyś powiedział: „Jedni rodzą się do skrzypiec, inni do munduru. Ja urodziłem się dla piłki".

Zapytany pewnego razu przez dziennikarza: „Panie trenerze, jak pan sądzi, która drużyna dziś wygra?", odpowiedział z melodyjnym lwowskim akcentem: „Mi si wydaji, że wygra drużyna, która strzeli więcej bramek". Każdy inny ekspert, w tym owe mądre głowy, które pojawiają się w studiu telewizyjnym przed transmisjami meczów, próbowałby zabłysnąć erudycją. A Kazimierz Górski nie musiał tego robić, ponieważ on błyszczał skutecznością. Bo przecież – jak mawiał – „piłka to gra prosta, nie potrzeba do niej filozofii". Jego osobowość celnie podsumował trener Orest Lenczyk: „Górski był jeden i niepowtarzalny, takim po prostu trzeba się urodzić. Wbrew pozorom zawsze mówił mądre rzeczy. Mogę go nazwać Sokratesem polskiej piłki".

Ale oczywiście sam trener i selekcjoner nie wystarczy. Na olimpiadzie w Monachium nie byłoby sukcesu, gdyby nie bramkarz Hubert Kostka, Zygmunt Anczok, Zygfryd Szołtysik i Włodzimierz Lubański (wszyscy z Górnika Zabrze), a także Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna i Robert Gadocha z Legii Warszawa, Zygmunt Maszczyk z Ruchu Chorzów i Jerzy Kraska z Gwardii, Kazimierz Kmiecik, Antoni Szymanowski, Grzegorz Lato, Marian Ostafiński czy Joachim Marx. 10 września 1972 r. w meczu finałowym igrzysk w Monachium spotkały się reprezentacje Polski pod wodzą trenera Górskiego i Węgier, prowadzona przez Rudolfa Illovszkyego. Mecz sędziował Kurt Tschenscher z RFN. Kapitanem polskiego zespołu był Włodzimierz Lubański.

W 42. minucie nad całą Polską uniósł się jęk zawodu. Węgierski piłkarz Bela Varadi strzelił pierwszą bramkę w tym spotkaniu. Zimny prysznic zadziałał mobilizująco na orły Górskiego. Zaledwie cztery minuty później Kazimierz Deyna wyrównał na 1:1, a w 68. minucie zdobył drugą bramkę, która dała reprezentacji Polski złoty medal olimpijski. Prosta dewiza Kazimierza Górskiego, że „chodzi o to, żeby strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika", znowu okazała się najskuteczniejsza. Zdobycie olimpijskiego złota otworzyło piękny okres w historii polskiej piłki nożnej, którego rezultatem był srebrny medal (3. miejsce) na mistrzostwach świata w RFN (1974 r.) i srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976 r. Na 73 mecze pod wodzą Górskiego nasza reprezentacja odniosła 45 spektakularnych zwycięstw. Żadnemu innemu polskiemu selekcjonerowi ani innemu zespołowi reprezentacji narodowej nie udało się powtórzyć serii sukcesów orłów Górskiego.