Liderzy PiS przekonują, że 72 lata po II wojnie światowej Polska ma prawo domagać się od Republiki Federalnej Niemiec wypłaty odszkodowań za napaść, grabież majątku narodowego i zbrodnie dokonane przez III Rzeszę. Z oczywistych powodów Berlin odpowiada, że Polska zrzekła się reparacji, a sprawa z politycznego, prawnego i moralnego punktu widzenia jest zamknięta. Osobiście uważam, że wszelka próba wdawania się w dyskusję z taką argumentacją nie ma najmniejszego sensu. Z moralnego punktu widzenia odszkodowania się należą. Kropka. Wszelkie relatywizowanie tej sprawy jest zwyczajnie haniebne.
Inaczej ma się jednak sprawa od strony prawnej i politycznej. Pisząc kilka tygodni temu o konieczności ubiegania się o należne Polsce odszkodowania wojenne, podkreślałem z całą stanowczością, że ten problem nie może mieć podtekstu politycznego. Wykorzystywanie kwestii reparacji do międzypartyjnej szarpaniny i podbijania słupków wyborczych partii rządzącej jest równie nieetyczne, jak wspomniane oświadczenie przedstawiciela rządu kanclerz Angeli Merkel. Sprawiedliwość za krzywdę milionów ludzi nie może być elementem gry partyjnej. To niezwykle poważna materia, dotykająca niemal w każdym aspekcie polskiego interesu narodowego. Podejmując decyzję o wystąpieniu z roszczeniem o wypłatę prawdopodobnie największych w historii świata reparacji wojennych, należy uczynić wszystko, aby nie naruszyć dobrych relacji z naszym zachodnim sąsiadem. Zlecenie przez pojedynczego posła PiS ekspertyzy specjalistom Biura Analiz Sejmowych wygląda na razie na próbę wykorzystania tej sprawy wyłącznie do koniunkturalnych interesów PiS. Tymczasem sprawa wymaga znacznie szerszego, ponadpartyjnego i ponadpolitycznego zaangażowania polskich i niemieckich środowisk naukowych, ośrodków akademickich i kancelarii prawnych.
Republika Federalna Niemiec jest prawną kontynuatorką Republiki Weimarskiej i III Rzeszy. Należy pamiętać, że III Rzesza (po anszlusie Austrii nosząca nazwę Rzesza Wielkoniemiecka) z formalnego punktu widzenia była przemianowaną Republiką Weimarską.
W ewentualnym procesie odszkodowawczym istotne znaczenie będzie mieć także wyrok Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze z 1946 r., który jasno określa, że uderzając na Polskę w 1939 r., „Niemcy dokonały przestępstwa planowanego poprzez wszczęcie wojny napastniczej lub naruszającej międzynarodowe traktaty", w tym konwencję haską z 1899 r. i traktat wersalski (poprzez siłowe wcielenie Wolnego Miasta Gdańska), a także popełniły zbrodnie przeciw pokojowi i zbrodnie wojenne. Zgodnie z wyrokiem cały rząd Niemiec, Sztab Generalny i Naczelne Dowództwo Niemiec oraz Gestapo, SS, SA i Korpus Politycznych Kierowników NSDAP uznano za organizacje zbrodnicze. Niemcy nie mogą więc posługiwać się argumentem, że za terror i grabież w okupowanej Polsce odpowiadały jedynie organizacje nazistowskie, a nie wszystkie instytucje tego państwa. Warto tu przytoczyć choćby zeznania kierownika Wydziału II Abwehry generała majora Erwina Lahousena, który oświadczył, że już we wrześniu 1939 r. minister spraw zagranicznych Rzeszy Joachim von Ribbentrop, szef OKW gen. Keitel, szef sztabu dowodzenia Wehrmachtu gen. Jodl i szef Abwehry adm. Canaris wzięli udział w konferencji w kwaterze głównej Hitlera, na której nakreślono plan eksterminacji polskiej inteligencji, duchowieństwa oraz obywateli wyznania mojżeszowego.
Tylko w czasie procesu norymberskiego zgromadzono gigantyczną dokumentację, która stanowi podstawę ubiegania się o wypłatę należnych Polsce reparacji wojennych. Miażdżący jest także materiał dowodowy w „Sprawozdaniu Biura Odszkodowań Wojennych w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski 1939–1945", sporządzonym w 1947 r. przez Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów.