27 kwietnia 1961 r. w przemówieniu wygłoszonym w hotelu Waldorf-Astoria w Nowym Jorku prezydent USA John F. Kennedy powiedział: „Samo słowo »tajemnica« jest odrażające w wolnym społeczeństwie. Jako ludzie jesteśmy tak z natury, jak i historycznie przeciwnikami tajemnych stowarzyszeń, tajnych przysiąg oraz ukrytych biegów wydarzeń. (...) Na całym świecie działa przeciwko nam monolityczny i bezwzględny spisek, bazujący przede wszystkim na ukrytych środkach, by rozszerzać swą strefę wpływów poprzez infiltrację (szpiegostwo) zamiast inwazji, poprzez działalność wywrotową zamiast wyborów, poprzez zastraszanie zamiast wolnego wyboru. Jest to system, który zgromadził ogromne ludzkie i materialne zasoby, dla zbudowania zjednoczonej i wysoce skutecznej maszyny, która łączy operacje militarne, dyplomatyczne, wywiadowcze, ekonomiczne, naukowe i polityczne. Jej przygotowania są ukrywane, a nie ogłaszane, jej pomyłki są grzebane, a nie publikowane, jej przeciwnicy są uciszani, a nie pochwalani. Żaden wydatek nie jest kwestionowany, żaden sekret nie jest ujawniany".
W tym fragmencie swojego wystąpienia pierwszy amerykański prezydent wyznania katolickiego zawarł całą istotę zjawiska, które swe prapoczątki miało u zarania naszej cywilizacji, a więc jeszcze w czasach sumeryjskich, w starożytnej Mezopotamii, Babilonie, Egipcie, Chinach, Persji, Asyrii, Judei, Grecji, Rzymie itd. Na każdym z wielkich dworów królewskich czy książęcych istniały od zawsze najrozmaitsze koterie czy stronnictwa pałacowe skupione wokół jednej osoby i spiskujące przeciw sobie wzajemnie. Ich celem nadrzędnym było zdobycie jak największego wpływu na władcę, a tym samym na prowadzoną przez niego politykę wewnętrzną i zagraniczną. Koterie dworskie nie były jednak tajnymi organizacjami i na ogół władca dzięki swoim szpiegom wiedział doskonale, kto trzyma z kim i przeciw komu. Pozwalało mu to utrzymywać równowagę na dworze, a nawet zręcznie rozgrywać jedne stronnictwa przeciw drugim. Zgoła inaczej rzecz się miała, gdy w państwie zawiązywały się tajne bractwa czy stowarzyszenia, o których mało kto wiedział i które stawały się równoległą, utajnioną władzą. Wywierały one znaczący i często destrukcyjny wpływ na politykę i gospodarkę kraju.
Żeby odnaleźć prapoczątki współczesnego ruchu wolnomularskiego należy się cofnąć aż do X wieku p.n.e., kiedy królem Izraela był Salomon syn Dawida. Współcześni historycy niewiele o nim wiedzą, praktycznie jedynym źródłem informującym nas o dziejach panowania tego władcy jest biblijna Pierwsza Księga Królewska i Druga Księga Kronik. Biblia informuje nas, że Salomon był synem króla Dawida i Batszeby. Jako władca państwa żydowskiego stworzył flotę i silną armię, w skład której wchodziła konnica używająca rydwanów i składająca się w znacznej mierze z najemników. Poprzez małżeństwo z córką faraona nawiązał kontakty dyplomatyczne z Egiptem oraz arabskim Królestwem Saby. Przekaz biblijny przedstawia Salomona jako człowieka niezwykle światłego, wybiegającego przed własną epokę, budowniczego pałaców, murów okalających Jerozolimę oraz jej spichlerzy. Ale to nie one czynią z Salomona władcę o szczególnym znaczeniu w historii cywilizacji judeochrześcijańskiej. Syn Dawida zasłynął bowiem przede wszystkim z wybudowania Świątyni Jerozolimskiej, której sercem był najświętszy przybytek wznoszący się nad centralną skałą jerozolimskiego wzgórza Moria, w miejscu, które wyznaczył przed śmiercią król Dawid. Zgodnie z tradycją właśnie na tym miejscu ojciec wszystkich religii monoteistycznych, patriarcha Abraham, miał złożyć Bogu swego syna Izaaka w ofierze. Wiele wieków później powstanie inna legenda stworzona tym razem przez proroka trzeciej wielkiej religii monoteistycznej – Mahometa, który twierdził, że z tego miejsca udał się w sennej podróży przed samo oblicze Stwórcy. To na tej skale, w miejscu najświętszym pierwszej świątyni, Salomon kazał umieścić Arkę Przymierza. Ale co wspólnego ma Pierwsza Świątynia Jerozolimska, o której wspomina jedynie Biblia, z początkami ruchu masońskiego?
„Na początku było Słowo..." głosi ewangelista Jan. A słowo zamienia się w legendę. W latach 966–957 p.n.e., w ciągu 7 lat wzniesiona została Wielka Świątynia Jerozolimska zwana dzisiaj Świątynią Salomona. Zbudował ją wielki budowniczy fenicki Hiram Abiff przysłany przez zaprzyjaźnionego z Salomonem króla Tyru (obecnie Sur) Hirama I. Wraz z architektem do Jerozolimy wysłane zostały materiały budowlane i przybyli robotnicy. Dla współczesnych historyków i archeologów postać fenickiego budowniczego Hirama Abiffa jest czysto legendarna. Nie ma o nim żadnej wzmianki nawet w Biblii. Zupełnie innego zdania są masoni, dla których legenda, zgodnie z którą mistrz Hiram Abiff jako jedyny człowiek opanował nie tylko wszystkie tajniki budowania, ale znał „Słowo", czyli był w posiadaniu wiedzy uniwersalnej, a więc wyjaśniającej wszystkie prawa rządzące Wszechświatem i życiem na Ziemi – stanowi fundament ich organizacji.
Masoni wierzą, że zawistni, podlegli Hiramowi trzej pracownicy kolejno usiłowali wymusić na nim wyjawienie tajemnicy owego ,,Słowa", ale wobec odmowy trzeci z nich zabił mistrza, uderzając go młotkiem w głowę. Część historyków uważa, że plastyczność opisu śmierci Hirama mogła mieć związek z autentycznymi wypadkami murarskimi w średniowieczu, przy budowie wielkich budowli sakralnych. Masoński mit głosi, że po wykryciu zbrodni król Salomon przywrócił Hirama do życia poprzez mistyczny uścisk dłoni, a pierwsze słowo, jakie wypowiedział wskrzeszony mistrz Hiram, było właśnie owym ,,Słowem", które stanowiło fundament kreacji wszechświata.