Różnie oceniano aktorskie umiejętności Kazimierza Rudzkiego. Współpracujący z nim przez lata (i pozostający w przyjaźni!) wybitny reżyser Erwin Axer wyraził to otwarcie: „Jako aktor teatralny był postacią kontrowersyjną. Miał licznych i zagorzałych zwolenników, wielbicieli, miał i przeciwników, zwłaszcza w środowisku aktorskim, które widziało w nim raczej utalentowanego dyletanta aniżeli zawodowego aktora. Lubiano go, szanowano, ale częstokroć uważano za dziwaka, który wspaniale opanowawszy szereg zawodów i zajęć, bawi się jeszcze od czasu do czasu aktorstwem. Ja sam – który będąc od lat jego przyjacielem, byłem zarazem przez lat wiele jego dyrektorem i obsadzałem go, zbyt rzadko może w stosunku do jego chęci, ambicji i zapewne możliwości – miałem do jego aktorstwa stosunek ambiwalentny.
Irytował mnie (...) swoim nietypowym, na dobrą sprawę rozpaczliwie nieaktorskim sposobem rozpoczynania pracy nad rolą, jeszcze na ostatnich próbach gotów byłem odmawiać mu wszelkich zalet aktorskich (i on sam sobie także) i nieodmiennie stwierdzałem w czasie prób generalnych, a później w silniejszym jeszcze stopniu na premierze i podczas późniejszych przedstawień, że to, co się nazywa »osobowością« aktora, a na co w przypadku Rudzkiego składał się i oryginalny wygląd, i ekscentryczny, jemu tylko właściwy sposób reagowania gestem, szczególny własny rytm – staccato zwolnień i przyspieszeń, nieomylny sposób podawania dowcipu, jednym słowem sam Rudzki, cały, ze swoją inteligencją, światopoglądem, wyglądem i sposobem bycia brał górę nad trudnościami, zwycięsko torował sobie drogę poprzez nieudane próby przystosowania się, zatracenia w roli, przywłaszczał sobie wbrew wszelkim uzurpacjom reżyserskim i autorskim prawo bycia Rudzkim i jako taki, jako Kazimierz Rudzki podbijał reżysera i co najważniejsze – publiczność, i co trudniejsze, w końcu nawet kolegów".
Ten długi cytat z Axera doskonale obrazuje, z czego brała się owa oryginalność scenicznego emploi Kazimierza Rudzkiego.
Polski Buster Keaton
Choć występował w kabaretach i filmowych komediach, daleko mu było do scenicznego śmieszka. Jego niezmiennie posępny wyraz twarzy, wąskie usta i orli nos, wysoka i chuda sylwetka przywodziły na myśl drapieżnego ptaka, który łypie na swe ofiary słynnym „podwójnym spojrzeniem Rudzkiego": „dwukrotne przyjrzenie się obserwowanej scenie, przedmiotowi czy partnerowi, szybki ruch głową i mrugnięcie powiekami – dawało piorunujący aktorski efekt" (Tomasz Mościcki, www.culture.pl). Zachowywał dystans wobec rozmówcy czy widza, ale przyciągał niczym magnes sposobem wysławiania się. Przedwojenna dykcja i kresowe „ł", mimo że z dziada pradziada był warszawiakiem, bogactwo języka, kultura słowa i nienaganne maniery, a przy tym charakterystyczne i znaczące pauzy między słowami, jakby mówił od niechcenia, z przekąsem – to wszystko sprawiało, że był niepodrabialny.
Jak podkreślił w swej wspomnieniowej książce Bohdan Łazuka, wychowanek profesora Rudzkiego na Wydziale Estradowym PWST, „Wszystko zawdzięczam Rudzkiemu (...). W teatrze był bardziej postacią niż wielkim aktorem. Natomiast jako konferansjer? – właściwie na nim skończył się w Polsce ten zawód. Zostali jedynie zapowiadacze. (...) Styl Rudzkiego, czyli abstrakcyjna forma, skrótowy dowcip, ironia pauzy i słowa. (...) Nigdy nie wywyższał się ponad publiczność. Obdarzony ogromem erudycji odwoływał się do niej z urzekającą nieśmiałością, jakby nie chcąc urazić tych na widowni, co... mniej wiedzą. Natomiast ubóstwiał stroić żarty z ludzi, którzy obnosili się ze swoim intelektem. Pamiętna jest jedna riposta w »Egidzie«, gdy Artur Sandauer obruszył się, kiedy Rudzki zwracał się do niego per »panie profesorze«....