Zamach stanu przeprowadzony przez Lenina i spółkę 7 listopada 1917 r. w Piotrogrodzie był jedynie pierwszym krokiem na drodze do przejęcia przez bolszewików władzy w całej Rosji. Ich pozycja była początkowo bardzo słaba, zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wśród samych Rosjan. Jak więc to możliwe, że walcząc z rzeszą wrogów zewnętrznych, zmagając się z niezliczonymi strajkami robotniczymi i buntami chłopskimi, a jednocześnie pozostawiając za sobą całkowicie zrujnowaną gospodarkę, zdołali przetrwać i utrzymać się u władzy? Oczywiście kluczem do sukcesu była rozbudowa i uzbrojenie bolszewickiej armii i aparatu terroru. Na to z kolei potrzebne były olbrzymie fundusze. Bolszewicy zdobyli je, przeprowadzając rabunek na niespotykaną dotychczas skalę: zagarnięto prawie całe rezerwy carskiego złota, włamano się do sejfów w „znacjonalizowanych" bankach, zabrano setki milionów rubli z prywatnych kont, łupiono majątki ziemskie, cerkwie, kościoły i monastyry, przetrząsano prywatne mieszkania, a nawet chaty co zamożniejszych chłopów – w ciągu kilku lat w łapy bolszewików wpadło całe bogactwo dawnej Rosji, gromadzone przez pokolenia. Ten ogromny skarb byłby jednak bezwartościowy, gdyby nie udało się go upłynnić. Wielki rabunek przeistoczył się więc w wielki handel. Bolszewicy pozbywali się na Zachodzie wszystkiego, co tylko dało się sprzedać, po cenach znacznie poniżej światowych. Pomagali im w tym pazerni na pieniądze bankierzy i przedsiębiorcy ze Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii i Niemiec. To właśnie z nich naigrywał się Lenin, mówiąc, że zachodni kapitaliści są nad wyraz chętni sprzedawać bolszewikom sznur, na którym później zawisną. Ujarzmienie własnego społeczeństwa miało być przecież jedynie wstępem do ogólnoświatowej rewolucji.
O tej mało znanej, finansowej stronie rewolucji październikowej i wojny domowej w Rosji w niezwykle ciekawy sposób pisze Sean McMeekin w książce „Największa grabież w historii. Jak bolszewicy złupili Rosję". To z pewnością jedna z bardziej wartościowych monografii historycznych, jakie ukazały się na polskim rynku. Amerykański historyk stara się przywrócić właściwe proporcje w opisywaniu finansowych machlojek obu XX-wiecznych totalitaryzmów. Któż bowiem nie słyszał o głośnej aferze związanej z ujawnieniem faktu, że w czasie II wojny światowej szwajcarskie banki umożliwiały nazistom sprzedaż złota zrabowanego w krajach okupowanych (częściowo pochodzącego również z grabieży dokonanej na ofiarach Holokaustu). Zachodnie media nazwały sprzedaż „nazistowskiego złota" największym rabunkiem w dziejach. Tymczasem ten niechlubny tytuł należy się właśnie pomijanej przez historyków i dziennikarzy akcji przeprowadzonej 20 lat wcześniej przez bolszewików. Ważna jest nie tylko skala, ale również znaczenie tych operacji dla obu totalitaryzmów. Nie umniejszając złowrogiej roli, jaką odegrali szwajcarscy bankierzy w umocnieniu nazizmu, trzeba podkreślić, że zysk ze sprzedaży zrabowanego złota (ok. 298 mln ówczesnych dolarów) stanowił jedynie niewielką część machiny finansowej III Rzeszy. Tymczasem grabież dokonana przez bolszewików, szacowana na 1,6 mld dolarów, a później upłynnienie „złodziejskich fantów" na Zachodzie, była warunkiem sine qua non przetrwania ich reżimu.
Złoty interes
Wbrew sowieckiej propagandzie i historiografii przedrewolucyjna Rosja nie była krajem zrujnowanym ekonomicznie. Najnowsze badania dowodzą, że przed wybuchem I wojny światowej jej gospodarka dynamicznie się rozwijała, a wojna wpłynęła jeszcze na podgrzanie tej koniunktury. Oczywiście był to zarazem kraj olbrzymich kontrastów ekonomicznych, istny kolos na glinianych nogach, całkowicie uzależniony od napływu kredytów z zachodnich banków. Carską Rosję lepiej jednak przedstawiać sobie nie jako ekonomicznie zacofaną prowincję, ale rodzaj gigantycznego kasyna globalnego kapitalizmu. „Rosja miała niebywałego pecha, że bezwzględna banda marksistowskich ideologów wkroczyła na scenę akurat w 1917 r., gdy boom okresu wojny przemienił największe miasta w olbrzymie arsenały broni, a w bankowych podziemiach spoczywały tysiące ton sztabek złota i depozyty wartości miliardów rubli, cały zaś ten gigantyczny gmach finansowały „kapitalistyczne" rządy, banki i korporacje, których zniszczenie bolszewicy postawili sobie za cel. Kasyno było wypełnione dynamitem i zostało podłączone do zapalnika" – pisze McMeekin.
W pierwszej fazie grabieży bolszewicy skupili się przede wszystkim na przejęciu rezerw carskiego złota i przetrząśnięciu skrytek bankowych. Rząd Lenina potrzebował płynnej gotówki, choćby po to, aby opłacić Czerwoną Gwardię, która przeprowadziła bolszewicki zamach stanu, czy swoich pretorian – strzelców łotewskich. Tymczasem wszystkie banki, łącznie z Bankiem Państwowym, zamknęły swoje siedziby na cztery spusty. 20 listopada bolszewicy wysłali więc komisarza finansów Wiaczesława Mienżynskiego na czele uzbrojonego batalionu marynarzy, aby zrabował z państwowej kasy 10 mln rubli. „Przez jakiś czas sprawa wyglądała paskudnie, atoli dyrektorzy banku znaleźli obrońcę w osobie ogromnego chłopa w żołnierskim mundurze, który ryczał głośniej niż dziesięciu, miał też od nich większą pięść" – zanotował jeden ze świadków wydarzenia. Niepowodzeniem zakończyła się także kolejna próba napadu przeprowadzona cztery dni później. Dopiero wzięcie zakładników spośród personelu i groźba ich rozstrzelania umożliwiła zabranie ze skarbca 5 mln rubli.
Dalsze poczynania bolszewików utrudnił strajk bankowców, który rozlał się na cały kraj. Ci więc odpowiedzieli nacjonalizacją wszystkich banków i przejęciem niemal wszystkich depozytów bankowych w Rosji. Za odmowę otwarcia skrytki groziło rozstrzelanie. Mimo że udało się uzyskać dostęp jedynie do części skrytek, bolszewicy zgarnęli w ten sposób ok. 500 mln rubli W marcu udało się w końcu wynegocjować porozumienie ze strajkującymi bankowcami. Największym sukcesem bolszewików wynikłym z przerwania strajku było uzyskanie dostępu do rosyjskich imperialnych rezerw złota. Rezerwy te były w 1914 r. największe na świecie i wynosiły 1200 ton. Do momentu przeprowadzenia bolszewickiego zamachu zmniejszyły się do poziomu 950 ton. Początkowo w ręce komunistów wpadła tylko część tych zasobów, spory zapas (około 285 ton o wartości 205 mln dol.) został przejęty przez „białych" w Kazaniu. Poza tym w 1918 r. po podpisaniu pokoju brzeskiego bolszewicy wysłali Niemcom w ramach wojennych reparacji ok. 110 ton złota. Szacuje się więc, że w pierwszej fazie wojny domowej dysponowali ok. 380 tonami, wartymi 270 mln ówczesnych dol. Mimo wszystko był to i tak olbrzymi zapas najcenniejszego na świecie kruszcu. Okazało się jednak, że z jego upłynnieniem jest spory problem – na Zachodzie sztabki znaczone charakterystyczną carską puncą były rekwirowane na poczet rosyjskiego długu, którego bolszewicy nie chcieli spłacać. Na zyski ze sprzedaży złota trzeba więc było poczekać.