Dowodzi tego sukces międzynarodowego zespołu pod kierownictwem szwedzkiego eksploratora Richarda Lundgrena, który w 2012 r., po 20 latach żmudnych poszukiwań, dziesiątkach godzin spędzonych w archiwach i setkach godzin penetracji dna morskiego, odnalazł szwedzki galeon „Mars", największy okręt, jaki w XVI w. pływał po Bałtyku, wypełniony monetami wartymi miliony euro. Okręt o wyporności 1800 ton zatonął w maju 1563 r., prawdopodobnie w wyniku przypadkowego wybuchu w prochowni. Przez 450 lat czekał na odkrywców na głębokości 73 m niedaleko szwedzkiej wyspy Olandia. Jego odnalezienie było tak wielkim wydarzeniem dla Szwedów, że nurków odwiedził sam król Karol XVI Gustaw, który łamiąc oficjalny protokół dworski, podpisał się na skrzynce, do której wkładano odnalezione monety. Dotychczas wydobyto zaledwie jedną trzecią zawartości ładowni statku. We wraku galeonu nadal znajdują się 4 tys. starych monet. To wielki skarb, który może skusić niejednego złodzieja. Dlatego precyzyjna lokalizacja obiektu jest utrzymywana w tajemnicy.
Nasz niewielki Bałtyk kryje o wiele więcej skarbów, niż mogłoby się wydawać. Galeon „Mars", lotniskowiec „Graf Zeppelin" czy XVI-wieczny żaglowiec „Sea Horse" to zaledwie początek listy 50 tys. jednostek spoczywających na dnie Morza Bałtyckiego. Mimo to akwen ten omija większość profesjonalnych firm poszukujących skarbów. A to za sprawą bardzo restrykcyjnych przepisów niemal wszystkich krajów nadbałtyckich, traktujących zawartość archeologiczną tego morza jako swoją własność narodową.
Są jednak takie rejony na świecie, gdzie poszukiwanie skarbów na własną rękę naprawdę się opłaca. Światowym centrum takiej działalności jest Morze Karaibskie, na którego dnie spoczywają zatopione statki armady hiszpańskiej, wypełnione złotem, srebrem i drogocennymi kamieniami kultur prekolumbijskich. Pomiędzy XVI a XVIII wiekiem hiszpańska flotylla handlowa przewoziła z Nowego Świata do macierzystych portów 20-procentowy podatek w metalach i towarach, zwany quinto. Dodatkowo wielu gubernatorów i możnych kolonii zamorskich uprawiało kontrabandę i wysyłało do ojczyzny zagrabione kosztowności i nieopodatkowane dobra. W latach 1622, 1715 i 1733 huragany spowodowały zatopienie znacznej części floty przewożącej te bogactwa. Do tego armada była nękana przez piratów i rozwijające się flotylle Francji i Anglii.
Obecnie szelfowe, pełne mielizn i czyste jak łza wody Morza Karaibskiego przeczesują statki wyposażone w coraz nowocześniejszy sprzęt. Od kilku lat wśród amerykańskich milionerów panuje gorączka poszukiwania skarbów. Wywołał ją Greg Brooks, założyciel firmy Sub Sea Research, który w 2009 r. oświadczył, że u wybrzeży Ameryki Południowej odnalazł wrak statku z ładunkiem 10 ton sztabek złota, 70 ton platyny, 1,5 tony diamentów oraz 16 mln karatów brylantów o rynkowej wartości 3,6 mld dolarów. Jeżeli słowa Brooksa zostaną potwierdzone, będzie to największy skarb, jaki kiedykolwiek odnaleziono.
Poszukiwania skarbów w rejonie Morza Karaibskiego przynoszą ogromne zyski. Wymagają jednak równie dużych nakładów. Rzadko się zdarza, by drobni odkrywcy mogli konkurować z takimi gigantami jak Odyssey Marine Exploration (OME), największa na świecie firma poszukująca skarbów. Jej roczny budżet wynosi 240 mln dolarów, a wielkość zysku pozostaje tajemnicą.