Michaił przyszedł na świat we wsi Kurja w guberni ałtajskiej dwa lata po bolszewickim przewrocie. Był 17. dzieckiem w przeciętnej chłopskiej rodzinie. W 1930 r. ojciec jako kułak, czyli zamożny rolnik, został pozbawiony gospodarstwa i wraz z rodziną zesłany do obwodu tomskiego. Mimo ciężkich warunków panujących w nowym miejscu osiedlenia, Kałasznikow skończył siedem klas szkoły powszechnej, pasjonując się przedmiotami ścisłymi. W świetle sowieckiego prawa był jednak synem przestępcy, nie miał więc możliwości kontynuowania nauki. Ze znalezieniem pracy również było krucho. Udało mu się jednak, fałszując swój wiek, uzyskać dowód osobisty – dokument niezbędny do tego, aby móc swobodnie przemieszczać się po ówczesnym ZSRR. Na wszelki wypadek wyjechał daleko, bo aż na kazachstańskie stepy, gdzie w końcu znalazł zatrudnienie na stanowisku kolejowego rachmistrza.
Tam zainteresował się rusznikarstwem, na co wielki wpływ miał znaleziony przypadkiem zardzewiały pistolet Browning. Będąc już międzynarodową sławą, Kałasznikow twierdził, że żałuje, iż zamiast niego nie natknął się na kosiarkę do trawy, bo takie urządzenia wolałby konstruować, biorąc pod uwagę, ile ofiar pochłonęło zastosowanie jego najsłynniejszego wynalazku. Ale takie refleksje przyszły później. Na razie, czyli w 1938 r., Michaił odbywał służbę w Kijowskim Okręgu Wojskowym, gdzie w wojskach zmechanizowanych odnalazł się jako racjonalizator. Skonstruował liczniki wystrzałów dział czołgowych, czym zwrócił na siebie uwagę przyszłego marszałka Gieorgija Żukowa. Pierwszy wynalazek na tyle zainteresował wojskowych, że zażyczyli sobie masowej produkcji tego urządzenia. Na przeszkodzie stanął jednak rychły wybuch wojny z III Rzeszą. Sierżant mechanik Michaił Kałasznikow musiał wyruszyć na front. Ranny pod Briańskiem, dwa dni przedzierał się na tyły. I to we frontowym szpitalu narodziła się idea skonstruowania prostej broni automatycznej dla każdego krasnoarmiejca. Konstruktor był bowiem pod wrażeniem miażdżącej przewagi hitlerowskich pistoletów maszynowych nad triochliniejkami, czyli starymi karabinami Mosin, w jakie wyposażona była Armia Czerwona. Jeszcze bardziej wstrząsnął nim fakt, że jeden taki karabin przypadał na czterech radzieckich żołnierzy. Skierowany na półroczną rekonwalescencję zbudował własny pistolet maszynowy, uwzględniając opinie prostych żołnierzy, a więc bezpośrednich użytkowników broni. To właśnie stanie się później największą zaletą karabinu Kałasznikowa. Państwowa komisja odrzuciła projekt, ale sam twórca został dostrzeżony i pochwalony za oryginalność rozwiązań. Otrzymał także skierowanie do Moskiewskiego Instytutu Uzbrojenia, gdzie miał uzupełnić praktyczną wiedzę i wziąć się do pracy, bo radziecka armia pilnie potrzebowała nowego karabinu automatycznego.
Narodziny legendy
Pod koniec 1942 r. jednostki niemieckie walczące na froncie wołchowskim otrzymały eksperymentalne karabiny automatyczne, znane później jako Sturmgewehr StG 44. Był to rewolucyjny oręż, strzelający ogniem pojedynczym lub ciągłym, nowym rodzajem amunicji, silniejszej od tej używanej dotychczas w MP-40, czyli peemach. Pod Leningradem strzelcy Wehrmachtu bezkarnie masakrowali wrogą piechotę, sami pozostając poza zasięgiem rażenia słynnych pepesz. Nie znaczy to, że ZSRR nie miał własnych karabinów automatycznych. Wręcz przeciwnie, już carska Rosja była prekursorem takiej broni. W 1913 r. kapitan Władimir Fiodorow opracował pierwszy model, a w latach 30. XX w. jego śladem poszli konstruktorzy Simonow i Tokariew. Broń była produkowana w sporych ilościach, ale miała zasadniczą wadę. Nie potrafili nią walczyć poborowi wyciągnięci prosto z kołchozów. Poprzez nieumiejętną obsługę dewastowali po prostu skomplikowane mechanizmy.
Dlatego karabinów automatycznych używały głównie elitarne jednostki, takie jak piechota morska i snajperzy, natomiast zdobyczne radzieckie automaty cieszyły się ogromnym powodzeniem wśród hitlerowców wychowanych w innej kulturze technicznej. Wobec tego pragmatyczny Stalin zażyczył sobie skonstruowania broni podobnej do niemieckiej, jeśli chodzi o skuteczność, ale prostszej w obsłudze niż własne karabiny automatyczne, tak aby mógł jej używać masowy rekrut. O tym, że nie było to proste zadanie, świadczy fakt, iż prace trwały aż cztery lata. A zawistny światek radzieckiej zbrojeniówki stworzył mit o intelektualnej niezdolności zwycięzcy, czyli Kałasznikowa, do wykonania tak wymagającego projektu.
Początkowo bez powodzenia do konkursu stanęło kilka inżynierskich sław, m.in. Aleksiej Sudajew, twórca pistoletu maszynowego PPS. Rywalizacja nabrała tempa w 1946 r., gdy swoje projekty zaprezentowali mniej utytułowani konstruktorzy, w tym starszyna Kałasznikow z karabinem o nazwie Michtim, co stanowiło skrót imienia i otczestwa – Michaił Timofiejewicz. Do dalszych prób wybrano trzy karabiny: Bułkina, Demientiewa i Kałasznikowa, w takiej właśnie kolejności. Wtedy Michaił zdecydował się na bardzo ryzykowny krok. Złamał warunki konkursu – zezwalały na poprawki, ale nie całkowitą zmianę projektu. W tym momencie obok nazwiska Kałasznikowa pojawiło się nazwisko Aleksandra Zajcewa (kierował zespołem inżynierów oddelegowanych do dyspozycji Kałasznikowa przez zakład zbrojeniowy w Kowrowie). Odmieniony karabin, znany odtąd jako AK-47, wygrał konkurs na broń automatyczną dla armii radzieckiej. Czy zespołowa praca świadczy jednak o tym, że w rzeczywistości Kałasznikow nie był genialnym konstruktorem, za jakiego go uważano przez lata?