W objęciach czerwonej jaskółki

To, czy Sowieci dysponowali programem szkolenia seksagentek, jest przedmiotem sporów wśród historyków wywiadu. Pewne jest jednak, że często wykorzystywali seks do werbowania lub kompromitacji zachodnich celów.

Aktualizacja: 07.04.2018 10:50 Publikacja: 07.04.2018 00:01

Jennifer Lawrence jako Dominika Jegorowa w filmie „Czerwona jaskółka”.

Jennifer Lawrence jako Dominika Jegorowa w filmie „Czerwona jaskółka”.

Foto: materiały prasowe

„Każdy człowiek jest niedokończoną układanką. Musicie stać się brakującym elementem, a powie wam wszystko" – mówiła podczas zajęć „Matrona", dyrektorka szkoły dla rosyjskich agentek seksualnych, pokazanej w filmie „Czerwona jaskółka". Główna bohaterka Dominika Jegorowa (zagrana przez Jennifer Lawrence) jest rosyjską baletnicą, która po utracie pracy w wyniku „wypadku" zostaje wciągnięta przez swojego wujka z SWR (cywilnej służby wywiadu zagranicznego Rosji) w morderczą intrygę przeciwko jednemu z oligarchów. Potem dostaje wybór: albo zostanie zlikwidowana jako niewygodny świadek, albo zostanie „jaskółką" – agentką wyszkoloną do uwodzenia osób wyznaczonych przez tajne służby do werbunku lub kompromitacji. Stanie się częścią gry przeciwko agentowi CIA znającemu tożsamość „kreta" w kierownictwie rosyjskiego wywiadu.

„Czerwona jaskółka" to oczywiście filmowa fikcja, inteligentne i przyjemne dla oka kino szpiegowskie. Film powstał jednak na podstawie powieści Jasona Matthewsa, przez 33 lata funkcjonariusza CIA, który twierdzi, że główna bohaterka jest syntezą kilku autentycznych postaci, o których dowiedział się podczas swojej służby wywiadowczej. – Szczegóły dotyczące szkolenia i życia „jaskółek" są autentyczne – powiedział Matthews w rozmowie z dziennikiem „Daily Telegraph". Niezależnie od tego, ile prawdy przemycił w swojej książce, faktem jest, że zachodnie tajne służby stykały się w trakcie zimnej wojny z sowieckimi seksagentkami.

Metoda stara jak świat

Wykorzystywanie seksu do szpiegostwa jest równie stare jak ludzka cywilizacja. Tego typu przypadki są opisywane choćby w księgach Starego Testamentu (Samson i Dalila, Estera i perski władca) czy w „Sztuce wojny" Sun Tzu, klasycznym chińskim dziele z V wieku p.n.e. W dawnej Japonii kobiety-ninja szpiegowały, a czasem nawet zabijały feudalnych panów, których były nałożnicami. Na europejskich dworach w szpiegowskie role często wcielały się damy dworu. Wiele sekretów wycieka przecież przez łóżko, a odpowiednio dobrana kochanka lub kochanek może być znakomitym agentem wpływu, potrafiącym pokierować we właściwą stronę daną osobę.

W przedwojennym Berlinie polski agent major Jerzy Sosnowski wykradał niemieckie tajemnice wojskowe, uwodząc sekretarki pracujące z tajnymi dokumentami. W 1939 r. Walter Schellenberg, późniejszy szef wywiadu SS, stworzył dom publiczny „Salon Kitty", w którym wszystkie dziewczęta pracowały dla kontrwywiadu, a ich rozmowy z odwiedzającymi ten przybytek obcymi dyplomatami były nagrywane. Na początku lat 60. CIA próbowała wykorzystać Maritę Lorenz, kochankę Fidela Castro, do otrucia kubańskiego dyktatora. W 1986 r. izraelski wywiad, wykorzystując „słodką pułapkę", porwał i sprowadził do kraju Mordechaja Vanunu, technika nuklearnego, który ujawnił istnienie izraelskiego wojskowego programu jądrowego. Ową „słodką pułapką" była agentka Mosadu, co do której krążą domysły, że nazywała się Cippi Liwni i w latach 2006–2009 była ministrem spraw zagranicznych Izraela.

Szkoły uwodzicielek

Szpiegostwo seksualne było więc i jest czymś powszechnym, ale Sowieci sięgali po nie szczególnie często i robili wiele, by je doskonalić. W slangu KGB seksagentki nazywano „jaskółkami", a seksagentów „krukami" (co ciekawe, Matthews nie używa w oryginalnym tytule swojej książki słowa „swallow", czyli jaskółka, tylko „sparrow", czyli wróbel). Używano ich do szantażu zarówno heteroseksualnego, jak i homoseksualnego. Na temat tego, jak te agentki i agenci byli umocowani w strukturach tajnych służb i jak przebiegało ich szkolenie, krążą jednak sprzeczne informacje. Matthews twierdzi, że w swojej powieści oparł się na zdobytych przez zachodnie tajne służby w latach 60. i 70. informacjach dotyczących programu szkoleń „jaskółek" i „kruków". Rzeczywiście miały wtedy istnieć specjalne szkoły, w których uczono ich uwodzenia, sztuczek seksualnych, technik manipulacji psychologicznej i szpiegowskiego rzemiosła.

W 1976 r. brytyjski dziennikarz David Lewis w swojej książce „Sexpionage: The Exploitation of Sex by Soviet Intelligence" zamieścił relację uciekinierki z ZSRR występującej pod pseudonimem „Wiera". Opowiedziała mu, jak w wieku 16 lat została zwerbowana do takiej szkoły. Zwabione tam dziewczyny nie były na początku świadome, czego będą ich uczyć. W trakcie zajęć musiały uprawiać seks zarówno z kolegami z kursu, jak i mężczyznami z zewnątrz, reprezentującymi pełny przekrój urody i charakterów – od niedoświadczonych nastolatków po zboczonych starców. Wszystko było filmowane i poddawane analizie przez instruktorki.

Z kolei polski ekspert ds. służb specjalnych płk Jan Larecki pisał: „W odludnym, gęsto zalesionym i mocno strzeżonym rejonie, około 200 km od Kazania, znajduje się miejscowość Wierchnoje. W usytuowanym tam ośrodku starannie wyselekcjonowane panie i panowie w wieku 18–20 lat szkoleni byli w seksualnych technikach szpiegowskich. Jak dać partnerom o różnych upodobaniach maksimum zadowolenia? Jak znajdować przyjemność w każdej odmianie aktu płciowego? Jak zachowywać się naturalnie i spontanicznie, mając świadomość, że jest się np. filmowanym? Oto tylko niektóre tematy lekcji w rosyjskim ośrodku szkoleniowym dla seksszpiegów. (...) Dziewczęta pochodziły z całego ZSRR. Uroda była oczywiście warunkiem numer jeden, ale adeptki szpiegostwa musiały się też wykazać sporą inteligencją i urokiem osobistym oraz łatwością nawiązywania kontaktów w każdym środowisku. Znajomość języków obcych stanowiła dodatkowy atut. Większość dziewcząt – przynajmniej na początku – była naiwna i niedoświadczona. Często nie uświadamiały sobie, do jakiej roli je przeznaczono. Decydowały się na szkolenie skuszone mirażem dobrych zarobków i uprzywilejowaną pozycją społeczną".

W istnienie tego typu ośrodków wątpi jednak znany brytyjski historyk wywiadu Nigell West. – Możliwe, że kobiety uczące się w Akademii Andropowa były ostrzegane, że będą musiały zrobić coś więcej, niż pojawić się na przyjęciu koktajlowym, że będą musiały się przespać z celem. Ale pomysł, że był harem kobiet przeznaczonych przez KGB do uwodzenia mężczyzn, to cudowna idea, lecz nieprawdziwa. Pomyślcie o jej aspektach praktycznych. Co miałyby robić te kobiety przez cały dzień? Szydełkować? – zauważa West. Jego zdaniem bardziej praktyczne mogło być wykorzystywanie prostytutek do operacji mających na celu kompromitację celu. KGB łatwo mogło też znaleźć geja do takiego zadania. Homoseksualizm był w ZSRR zagrożony łagrem, więc wielu „kochających inaczej" przyłapanych in flagranti wybierało współpracę ze służbami, by uniknąć więzienia.

Słodkie pułapki

O biegłości „jaskółek" w sztuce uwodzenia mógł się przekonać choćby Clayton Lonetree, żołnierz marines odbywający w latach 1984–1986 służbę w ambasadzie amerykańskiej w Moskwie. Lonetree czuł się w sowieckiej stolicy źle z powodu samotności, aż poznał 25-letnią, atrakcyjną Rosjankę, pracownicę ambasady. Przedstawiła mu się jako Violetta Seina i zaczęła z nim romansować. Po pewnym czasie poznała go z „wujkiem Saszą" (oficerem KGB Aleksiejem Jefimowem) i namówiła do przekazywania mu za pieniądze informacji na temat ambasady. Na podobnej zasadzie funkcjonariusz FBI Richard Miller został złowiony w szpiegowskie sidła przez oficer KGB Swietłanę Ogorodnikową.

Z kolei Vera Gerdhardsen, żona premiera Norwegii, została uwiedziona w Moskwie przez „kruka", którego później wysłano do sowieckiej ambasady w Oslo, by utrzymywał z nią kontakt. W 1968 r. KGB próbowało również szantażować brytyjskiego ambasadora w Moskwie za pomocą jego zdjęć z młodą rosyjską pokojówką w niedwuznacznej sytuacji. „Jaskółką" była też znana sowiecka aktorka Larisa Kronberg-Sobolewska. W 1958 r. na zlecenie służb uwodziła francuskiego ambasadora. Gdy gen. Gribanow z KGB osobiście przyszedł jej podziękować za zasługi i zobaczył ją półnagą na planie filmowym, ostro zrugał ją za „nieskromność". – Jestem przecież aktorką! – odparła Kronberg-Sobolewska. – Tak, ale sowiecką aktorką – przypomniał jej purytański kagiebista.

„Każdy człowiek jest niedokończoną układanką. Musicie stać się brakującym elementem, a powie wam wszystko" – mówiła podczas zajęć „Matrona", dyrektorka szkoły dla rosyjskich agentek seksualnych, pokazanej w filmie „Czerwona jaskółka". Główna bohaterka Dominika Jegorowa (zagrana przez Jennifer Lawrence) jest rosyjską baletnicą, która po utracie pracy w wyniku „wypadku" zostaje wciągnięta przez swojego wujka z SWR (cywilnej służby wywiadu zagranicznego Rosji) w morderczą intrygę przeciwko jednemu z oligarchów. Potem dostaje wybór: albo zostanie zlikwidowana jako niewygodny świadek, albo zostanie „jaskółką" – agentką wyszkoloną do uwodzenia osób wyznaczonych przez tajne służby do werbunku lub kompromitacji. Stanie się częścią gry przeciwko agentowi CIA znającemu tożsamość „kreta" w kierownictwie rosyjskiego wywiadu.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL