Woodrow Wilson: Sympatyk Ku Klux Klanu w Białym Domu

Autorytarne zapędy prezydenta Woodrowa Wilsona sprawiły, że ten amerykański przywódca stał się jednym z idoli Benita Mussoliniego. To Wilson zaczął wielki program transformacji społeczeństwa Stanów Zjednoczonych.

Aktualizacja: 25.03.2017 09:27 Publikacja: 23.03.2017 14:35

Woodrow Wilson sprawował urząd prezydenta USA w latach 1913–1921.

Woodrow Wilson sprawował urząd prezydenta USA w latach 1913–1921.

Foto: Wikipedia

Afera reprywatyzacyjna oraz projekt stworzenia wielkiej metropolii warszawskiej przesłoniły to, że stołeczny ratusz wybrał jako patrona roku 2017 w Warszawie amerykańskiego prezydenta Woodrowa Wilsona. Bez wątpienia ten wojenny prezydent na ten zaszczyt zasługuje. Żaden inny zagraniczny przywódca nie zrobił więcej dla sprawy niepodległości Polski. Gdyby jednak stołeczni włodarze oraz ich polityczni sympatycy dogłębnie przyjrzeli się poglądom i dorobkowi Wilsona, mogliby dostać palpitacji serca. Nie bez powodu Wilson został nazwany przez prawicowego amerykańskiego autora Jonaha Goldberga „pierwszym nowoczesnym przywódcą faszystowskim".

Wojenne wyzwania

To był pierwszy amerykański prezydent, który otwarcie gardził konstytucją, uważał, że jest ona przestarzała i nie przystaje do wielkich zadań czekających naród. Ten pionier nauk politycznych miał na koncie wiele publikacji naukowych, w których rozważał zbudowanie w USA quasi-autorytaryzmu. Gdy w 1913 r. został lokatorem Białego Domu, zaczął wprowadzać swoje pomysły w życie. Katalizatorem tych zmian miała być wojna. Wilson mówił o sobie: „Jestem zwolennikiem pokoju, ale jest wiele wspaniałych rzeczy, które przychodzą do narodu wraz z wojenną dyscypliną". Z kolei jego stronnik, finansista George Perkins, z zadowoleniem zauważał, że „wielka europejska wojna niszczy indywidualizm i wprowadza na jego miejsce kolektywizm".

Złośliwi twierdzą, że za drugiej kadencji Wilsona było w USA więcej więźniów politycznych niż we Włoszech we wczesnych latach rządów Mussoliniego. Duce darzył zresztą amerykańskiego prezydenta wielkim podziwem. Być może dlatego, że Wilson miał swoją wersję faszystowskich „czarnych koszul", czyli bojówki American Protective League (APL). Organizacja ta liczyła 250 tys. członków i miała za zadanie zwalczać „stronników Niemiec", działaczy antywojennych, antyrządowych lewicowców i związkowców. Bojówkarze z APL nosili broń, specjalne odznaki oraz opaski identyfikacyjne. Współpracowali z FBI, mieli prawo podsłuchiwać rozmowy telefoniczne i dokonywać aresztowań. Często dokonywali linczów na antywojennych związkowcach, rozpędzali ich wiece oraz łapali osoby, które uznawali za uchylające się od służby wojskowej. Podczas jednej takiej akcji w 1917 r. zatrzymali na nowojorskich ulicach 75 tys. ludzi i wtrącili ich do prowizorycznych aresztów – potem się okazało, że tylko kilkudziesięciu spośród zatrzymanych rzeczywiście uchylało się od poboru.

Administracja Wilsona to również czas, kiedy karierę rozpoczął J. Edgar Hoover, późniejszy wieloletni szef FBI. Z ramienia Departamentu Sprawiedliwości nadzorował on tzw. rajdy Palmera, podczas których aresztowano 500 zagranicznych lewicowców i anarchistów, po czym bez zbędnych formalności i zagłębiania się w takie liberalne przeżytki jak proces dowodowy deportowano ich do Europy. Administracja Wilsona bez żadnych sentymentów sięgała po ograniczenia swobód obywatelskich, usprawiedliwiając to oczywiście wojną. Nakładano rujnujące kary i wytaczano procesy wydawcom, którzy ośmielali się drukować opinie sprzeczne z oficjalnym stanowiskiem władz. Ukarany został np. redaktor naczelny gazety, w której przypomniano słowa prezydenta Jeffersona o tym, że Irlandia powinna być republiką, a także autor materiału poświęconego brytyjskim zbrodniom podczas amerykańskiej wojny o niepodległość.

Jednocześnie rozkręcano wojenną propagandę, często utrzymaną w „socrealistycznej" formie. USA stworzyły wówczas pierwsze na świecie profesjonalne ministerstwo propagandy – Komitet Informacji Publicznej, kierowany przez George'a Creela. W pracach komitetu uczestniczył m.in. Edward Bernays, pionier branży public relations.

Zmiany objęły również gospodarkę. Rada Produkcji Wojennej, kierowana przez Bernarda Barucha, odgrywała rolę ministerstwa planowania gospodarczego. Mobilizowała przemysł na potrzeby wojenne. Zatrudnienie w państwowych agencjach wzrosło w ciągu kilku lat o ponad 1 mln ludzi. Jednocześnie rząd namawiał obywateli, by konsumowali mniej. Wprowadzano m.in. dni bezmięsne i karano za łamanie tych restrykcji. Urząd kierowany przez późniejszego prezydenta Herberta Hoovera tworzył nawet specjalne wierszyki, który miały skłaniać dzieci do wyrzeczeń.

Obrońca Ku Klux Klanu

Poglądy wyznawane przez wielu członków i zwolenników ekipy Wilsona były dosyć szokującą mieszanką, łączącą wiarę w postęp oraz inżynierię społeczną z chęcią wymuszenia na narodzie moralnych zachowań, wiarą w eugenikę i rasizmem. Było to w dużej mierze zgodne z ówczesnym programem Ku Klux Klanu, który zresztą mocno wspierał Partię Demokratyczną. Sam prezydent Wilson bronił KKK w swoich pracach politologicznych, nie przyjmował czarnych studentów na swój wydział („by zachować spokój na uczelni"), a pierwszym filmem, który za jego kadencji wyświetlano w Białym Domu, były „Narodziny narodu" Davida Griffitha – film gloryfikujący Ku Klux Klan.

Rasistowskie hasła Ku Klux Klanu nie były zresztą w ówczesnej rzeczywistości społecznej czymś szczególnie szokującym. Wielu amerykańskich liberalnych inteligentów z tego okresu było przecież fanatycznymi zwolennikami eugeniki, uważającymi, że istnieją rasy niższe i wyższe, a ludzie niepełnosprawni nie zasługują na to, by żyć. Na wiecach KKK przemawiała Margaret Sanger, jedna z liderek ówczesnego ruchu feministycznego, założycielka sieci klinik aborcyjnych Planned Parenthood. Publicznie deklarowała, że jej celem jest „eksterminacja rasy Murzynów". (Po latach Hillary Clinton wskazała Sanger jako kobietę będącą dla niej „inspirującym przykładem").

Eugeniczni progresywiści działający wspólnie z sufrażystkami mieli obsesję na punkcie dbania o „zdrowie publiczne". W tych właśnie kręgach narodził się katastrofalny pomysł wprowadzenia prohibicji. Szeroką kampanię na rzecz wdrażania prohibicji oraz pilnowania „moralności publicznej" prowadził zaś Ku Klux Klan. Za czasów Wilsona i jego następców częściej zajmował się biczowaniem alkoholików, niewiernych mężów i puszczalskich nastolatek niż linczowaniem czarnych czy paleniem krzyży.

Wielki kryzys i New Deal

Amerykanie są jednak narodem, który bardzo nie lubi, gdy władza ingeruje w ich życie prywatne. Zmęczeni polityką Wilsona, zagranicznymi ekspedycjami wojskowymi oraz propagandą, wybrali w 1920 r. „staroświeckich" republikanów. Zaczęto cofać „wielkie zdobycze" ery wojennego progresywizmu. Amerykańscy postępowcy, w tym plejada bankierów i przemysłowców korzystających z jego dobrodziejstw (i chętnie inwestujących w Związku Sowieckim, nazistowskich Niemczech i faszystowskich Włoszech), lamentowali wówczas, że USA pozostają w tyle za Sowietami i Włochami, jeśli chodzi o postępowe rozwiązania. Marzyli o prezydencie quasi-dyktatorze, który to „naprostuje".

Szansa na to pojawiła się dopiero po wybuchu wielkiego kryzysu, który równolegle wyniósł do władzy w USA Franklina Delano Roosevelta, a w Niemczech Adolfa Hitlera. Do władzy w Waszyngtonie powróciła wówczas ekipa organizująca wojenną gospodarkę za czasów Wilsona. Symbolami tej ciągłości kadrowej byli m.in. J. Edgar Hoover, Bernard Baruch czy gen. Hugh „Ironpants" Johnson, który w czasie w czasie I wojny światowej odpowiadał za mobilizację żołnierzy, a za Roosevelta kierował National Recovery Administration (NRA), czyli jedną z głównych agencji odpowiedzialnych za realizację New Deal.

Emblematem tej agencji był błękitny orzeł, który trzymał w szponach wiązkę błyskawic oraz koło zębate. NRA miała za zadanie ustalać płace, warunki pracy oraz ceny minimalne. Uczestnictwo w programie NRA było dobrowolne, ale przedsiębiorcy, którzy nie brali w nim udziału, byli poddawani bojkotowi oraz urzędowym szykanom. Funkcjonariusze tej agencji rozbijali toporami drzwi, by sprawdzić, czy krawcy nie pracują po nocach, zgarniali też z ulic gazeciarzy, którzy nie pracowali dla wielkich korporacji. Za sprawą NRA Jacob Maged, stary żydowski imigrant z Polski, spędził trzy miesiące w więzieniu, bo wziął 35 centów za uprasowanie garnituru, a nie 40 centów „jak prawdziwy Amerykanin".

Gen. Johnson był zwolennikiem zmilitaryzowania społeczeństwa i nie ukrywał swojej fascynacji włoskim faszyzmem. Rozdawał członkom administracji Roosevelta broszurę „Państwo korporacyjne" autorstwa Raffaella Viglionego, ulubionego ekonomisty Mussoliniego. W analizie NRA „Kapitalizm i praca w faszyzmie" napisano: „Zasady faszystowskie są bardzo podobne do tych, które rozwijają się w Ameryce, i w związku z tym są obecnie interesujące". Sam prezydent mówił Haroldowi Ickesowi, swojemu sekretarzowi ds. wewnętrznych, że „pewne z tych rzeczy, które robimy w tym kraju, robiono w Rosji, a nawet w Niemczech za Hitlera. Tyle że my je robimy w sposób uporządkowany". No cóż, Franklin Delano Roosevelt zdobywał polityczne szlify w administracji Wilsona, która jako pierwsza ekipa rządząca w USA uznała, że amerykańskim społeczeństwem da się sterować podobnie jak fabryczną maszyną.

Od tamtych wydarzeń dzielą już nas pokolenia, a prezydent Woodrow Wilson jest obecnie postrzegany głównie jako liberalny idealista, marzący o powszechnym pokoju chronionym przez Ligę Narodów. Na jego dziedzictwo chętnie powołuje się głosujący na demokratów establishment ze Wschodniego Wybrzeża. Ci sami ludzie straszą naród amerykański oraz resztę świata „przerażającym populistą" i „rasistą" Donaldem Trumpem, który rzekomo zaprezentował swój „rasizm" i „faszyzm", ograniczając imigrację z kilku krajów Bliskiego Wschodu oraz publicznie krytykując kilka mediów. Słyszymy, że Trump stanowi z tego powodu bezprecedensowe zagrożenie dla amerykańskiej demokracji. A gdyby na miejscu Trumpa zasiadł Wilson?

Afera reprywatyzacyjna oraz projekt stworzenia wielkiej metropolii warszawskiej przesłoniły to, że stołeczny ratusz wybrał jako patrona roku 2017 w Warszawie amerykańskiego prezydenta Woodrowa Wilsona. Bez wątpienia ten wojenny prezydent na ten zaszczyt zasługuje. Żaden inny zagraniczny przywódca nie zrobił więcej dla sprawy niepodległości Polski. Gdyby jednak stołeczni włodarze oraz ich polityczni sympatycy dogłębnie przyjrzeli się poglądom i dorobkowi Wilsona, mogliby dostać palpitacji serca. Nie bez powodu Wilson został nazwany przez prawicowego amerykańskiego autora Jonaha Goldberga „pierwszym nowoczesnym przywódcą faszystowskim".

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie