Helena Grossówna - gwiazda przedwojennego kina

Grała u boku najlepszych przedwojennych aktorów: Bodo, Dymszy, Żabczyńskiego. Choć nie miała wykształcenia aktorskiego, to swym tańcem, śpiewem i wdziękiem zdobyła serca kinomanów.

Aktualizacja: 12.03.2017 05:25 Publikacja: 09.03.2017 15:48

Eugeniusz Bodo i Helena Grossówna w filmie „Paweł i Gaweł” (1938 r.). Poza planem łączyła ich przyja

Eugeniusz Bodo i Helena Grossówna w filmie „Paweł i Gaweł” (1938 r.). Poza planem łączyła ich przyjaźń.

Foto: Filmoteka Narodowa

To dla niej Eugeniusz Bodo i Adolf Dymsza jako Paweł i Gaweł w filmie z 1938 r. zaśpiewali kołysankę „Ach, śpij kochanie". To ona brawurowo tańczyła i śpiewała wraz z koleżankami „Panie Janie" w „Zapomnianej melodii", a Aleksander Żabczyński w tym samym obrazie właśnie z myślą o granej przez nią postaci wykonał „Już nie zapomnisz mnie". Choć nie miała wykształcenia aktorskiego, to swym tańcem, śpiewem i wdziękiem piękna Helena Grossówna zdobyła serca kinomanów. Koniec lat 30. w polskim kinie należał do niej – w ciągu zaledwie czterech lat, do wybuchu wojny, wystąpiła w kilkunastu filmach. Ona też miała partnerować Eugeniuszowi Bodo w jego ostatnim, niedokończonym obrazie „Uwaga: szpieg!". Wraz z nim oraz Adolfem Dymszą w styczniu 1940 r. miała płynąć do Ameryki, aby – dzięki wsparciu m.in. Poli Negri – podbić Hollywood. Kupiła już nawet bilet... Wojna brutalnie przerwała sen o karierze za oceanem. A przecież Grossówna naprawdę mogła zostać gwiazdą światowego formatu.

Piękna Helena

Urodziła się 25 listopada 1904 r. w Toruniu. Była córką Niemca Leonarda Grossa oraz Polki Walerii z Winiawskich. W pierwszych latach życia mieszkała wraz z rodzicami przy ul. Lipowej (obecnie Kościuszki; wówczas – Lindenstrasse). To ojcu zawdzięczała biegłą znajomość języka niemieckiego, co zresztą bardzo się jej przydało w czasie hitlerowskiej okupacji. Jak wspominała w jednym z wywiadów w 1985 r., „Moi rodzice byli ludźmi skromnymi. Matka miała dwie córki z poprzedniego małżeństwa. Szybko owdowiała i wyszła po raz drugi za mąż za mego przyszłego ojca. Oprócz mnie urodził się jeszcze brat Bronek. Ojciec był rzeźnikiem i handlarzem bydła. Nieźle nam się powodziło. Matka, przystojna kobieta, nie miała jednak szczęścia w życiu. Po siedmiu latach znowu owdowiała. Została sama z czworgiem dzieci, które bardzo kochała i o które musiała sama się troszczyć. Dlatego, kiedy miałam 15 lat, zaczęłam pracę w charakterze uczennicy w sklepie z konfekcją męską. Marzyłam jednak, żeby tańczyć, zostać aktorką, śpiewać. Po bodaj trzech latach zostałam ekspedientką: mogłam już zarobić na siebie i ulżyć matce". Matka Waleria ponownie wyszła za mąż, Helena miała więc przyrodnie rodzeństwo, a rodzina przeprowadziła się na ul. Wodną (obecnie: PCK); przyszła gwiazda kina uczęszczała do szkoły przy ul. Łąkowej (placówka nadal istnieje) – ponoć już tam Helena tańczyła na zsuniętych ławkach, a echo tych wydarzeń możemy odnaleźć w filmie „Zapomniana melodia" (1938 r.).

Szybko dostrzeżono u dorastającej Helenki niezwykłą urodę, wdzięk i talent do tańca. Ona sama zresztą konsekwentnie podążała za swoją pasją. Jak wspominała w jednym z wywiadów, „Któregoś dnia, w czasie przerwy obiadowej, a trwała ona dwie godziny, spotkałam koleżanki. Szły do teatru, gdzie śpiewały w chórze. Poszłam z nimi, stanęłam nieśmiało w drzwiach. Ktoś zapytał: – Mała, czego tu stoisz? – A co, nie można? – odpowiedziałam pytaniem. – A może też chcesz śpiewać w chórze, jak twoje koleżanki? – Jeszcze jak – odpowiedziałam. Polecono pianistce, żeby mnie przesłuchała. Po próbie powiedziała: – Głos słaby, ale bardzo przyjemny. I tak zostałam chórzystką. Zapisałam się też na roczny kurs tańca. Matce nic nie mówiłam. Dopiero sąsiadka, która pracowała w szatni, zapytała moją mamę: – Pani Gross, czy widziała pani swoją córeczkę w teatrze na scenie? Mama była zaskoczona: – Moja córka na scenie tańczy i śpiewa?".

Zaraz po maturze Grossówna podjęła pracę już jako ekspedientka w toruńskim sklepie z męską konfekcją, ale tylko po to, by w ten sposób zarobić na dalsze lekcje tańca, m.in. w szkole baletowej przy Teatrze Miejskim – którą ukończyła w 1926 r. W tym też teatrze tańczyła przez dwa kolejne sezony. W 1928 r. wyjechała do Paryża, gdzie uczęszczała na kursy baletowe do znanej szkoły Matyldy Krzesińskiej i Bronisławy Niżyńskiej, siostry słynnego Wacława Niżyńskiego. Odbyła tournée baletowe z polskim zespołem, występowała m.in. we Francji, Włoszech i w Szwajcarii. W sierpniu 1928 r. we Francji wyszła za mąż za Jana Gierszala, biznesmena i mecenasa sztuki, z którym po paru latach powróciła do Torunia. Co ciekawe, w czasie pobytu małżeństwa we Francji Gierszal był administratorem podparyskiej posiadłości Poli Negri, czyli Apolonii Chałupiec, hollywoodzkiej gwiazdy pochodzącej z Lipna oddalonego o 40 km od Torunia.

Helena Grossówna zapisała się w annałach polskiej X muzy w sposób szczególny. Oto bowiem pierwsze słowa w języku polskim, jakie oficjalnie zarejestrowano na filmowej taśmie dźwiękowej, padły z jej ust. Jak możemy usłyszeć na stronie www.polskieradio.pl w programie „Notatnik Dwójki" Dawida Dziedziczaka (emisja: 4 września 2014 r.), według ustaleń filmoznawcy dr. Krzysztofa Trojanowskiego było to w czerwcu 1930 r. Te pierwsze słowa Grossówna wypowiedziała dźwięcznym sopranem w podparyskim studiu filmowym amerykańskiej wytwórni Paramount, gdzie produkowano różnojęzyczne wersje amerykańskich filmów. Kręcono wówczas polską wersję „Tajemnicy lekarza", w której wystąpili m.in. Zbigniew Sawan i Maria Gorczyńska. Helena Grossówna grała tam epizod; wystąpiła też w tzw. numerze tanecznym, który wyświetlano jako dodatek do filmu. Tańczyła do „Tanga" zaśpiewanego przez Olgę Orleńską i Witolda Zdzitowieckiego, a wystąpiła w parze z Jerzym Glińskim, z którym wkrótce wróciła do Torunia, stworzyli znakomity duet na scenie i szybko stali się ulubieńcami miejscowej publiczności. W ciągu jednego sezonu Grossówna zagrała w blisko 20 premierach – takie było wówczas tempo! – układała nawet do nich choreografie; był to repertuar rozrywkowy: rewie, opery i operetki. W sezonie 1931–1933 pracowała jako primabalerina w Teatrze Wielkim w Poznaniu, w następnym zaś została zaangażowana jako choreografka w bydgoskim teatrze, by w 1935 r. powrócić do Poznania, gdzie m.in. wystąpiła w operetce „Jacht miłości" na scenie Teatru Nowego. I właśnie ten występ otworzył jej drogę do Warszawy i wielkiej kariery filmowej.

Tańcząca Wenus

Goście przywołanego wyżej programu radiowej Dwójki, dr Beata Pieńkowska i Adam Wyżyński z Filmoteki Narodowej, przekonywali, że choć Grossówna nie miała aktorskiego dyplomu, to kamera ją lubiła. „Nie była aktorką z wykształcenia, tylko tancerką. Zawsze podkreślała, że szuka ról, w których będzie mogła te umiejętności taneczne wykorzystać. Była aktorką naturalną, żywiołową. Wcześniej preferowano inny typ aktorek, pełnych seksapilu, które były wampami. W drugiej połowie lat 30. zaczęto poszukiwać nowego typu, bardziej naturalnego, spontanicznego, aktorek posiadających umiejętności wokalne i taneczne. Grossówna bardzo szybko uczyła się ról, miała przyjemny dla ucha sopran, który pasował do jej wizerunku" – zauważa dr Beata Pieńkowska.

Adam Wyżyński zaś przypomina, że w przypadku Grossówny: – Zdolności taneczne były bardzo istotne, dawały jej lekkość w poruszaniu się na scenie. Miała też wspaniały uśmiech, m.in. wygrała plebiscyt na najpiękniejszy uśmiech Warszawy zorganizowany wśród czytelników „Gazety Codziennej". Przed wojną pisano o niej, że to „typ Wenus, coraz rzadziej spotykany, owal doskonały, cera jasna, oczy czułe i marzące" – tym urzekała widzów.

Ciężko pracowała na swój sukces, łącząc występy na deskach teatrów ze zdjęciami do kolejnych filmów. Jak sama wspominała w jednym z wywiadów: „O szóstej już wychodziłam z domu do atelier, o ósmej zaczynaliśmy. Przerwa była o dwunastej i wtedy chodziłam do teatru na próby, jeśli były. O drugiej wracałam do atelier i kręciłam do szóstej, a o siódmej już mieliśmy pierwszy spektakl w teatrze, drugi o wpół do dziewiątej. I to był cały dzień. Mieszkałam niedaleko, więc o północy byłam już w domu, kąpiel i spać. (...) Odpoczywałam, gdy ktoś inny miał scenę. Szłam wtedy do garderoby, troszeczkę drzemałam... A jedzenie? Miałam wtedy gosposię, przychodziła o dziesiątej ze śniadaniem. A wie pan, co przynosiła? Dużą kiść winogron, jakieś dziesięć deko szynki, jedną bułeczkę, a herbatę miałam na miejscu... Dobre śniadanie, prawda? I nie tuczące. Przynosiła też obiad, moja gosposia smacznie gotowała. Bodo zawsze wtedy przylatywał: Co masz na obiad?... Mówię: Pyzy mam, kotlet... – Kotleta nie, ale pyz parę daj!... Bo matka przysyłała mu tylko befsztyk i dużo sałaty, żeby nie tył. Ja miałam dużo ruchu, więc jeść mi się chciało!".

Przed wybuchem wojny zagrała w 17 filmach przez zaledwie cztery lata, równocześnie występując w teatrze (m.in. w Małym Qui Pro Quo). Zadebiutowała w filmie „Kochaj tylko mnie" – to nie była znacząca rola, ale ważna, bo tam tańczyła i zwróciła na siebie uwagę reżyserów. Początkowo występowała w rolach drugoplanowych, lecz charakterystycznych, wpadających w oko. Potem nawiązała współpracę z Eugeniuszem Bodo i Adolfem Dymszą. Zaprzyjaźnili się, co zaowocowało kilkoma wspólnymi filmami, jak choćby „Piętro wyżej" (1937 r.), „Królowa przedmieścia" (1938 r.; co prawda z Aleksandrem Żabczyńskim w roli głównej, ale w reżyserii Eugeniusza Bodo), „Paweł i Gaweł" (1938 r.) czy „Robert i Bertrand" (1938 r.).

„Bystra" kelnerka

Gdy 1 września 1939 r. wybuchła wojna, Grossówna nie uciekła z kraju, wręcz przeciwnie – zaangażowała się w pomoc walczącym. Pomimo niemieckiego pochodzenia ze strony ojca zawsze czuła się Polką. Na początku prowadziła na warszawskim Targówku kuchnię z posiłkami dla obrońców stolicy, samodzielnie wykonując wszelkie prace. W czasie okupacji zdarzało się jej występować w tzw. teatrach jawnych, ale z drugiej strony działała też w akowskim podziemiu. Aby jakoś przeżyć, pracowała w kawiarni U Filmowców (znanej również pod nazwą Na Antresoli"), która mieściła się nad kinem Palladium przy ul. Złotej 7. Co ciekawe, raz lub dwa razy w tygodniu odbywały się tam występy kabaretu literackiego, w którym Grossówna występowała.

Po wybuchu powstania warszawskiego, a miała wówczas 40 lat, pełniła rolę komendantki grupy kobiecej w batalionie „Sokół" w Śródmieściu – w tej grupie znajdowało się ok. 70 kobiet i dziewcząt, głównie sanitariuszki i łączniczki. Przybrała pseudonim „Bystra". Po kapitulacji powstania otrzymała rozkaz, by sprawdzić, czy w ocalałych kamienicach Śródmieścia nie ma jakichś powstańców – znalazła w piwnicach 13 rannych mężczyzn i kilka chorych kobiet – pomagała ich przetransportować do wagonów, którymi byli wywożeni przez hitlerowców do obozów jenieckich. Sama trafiła najpierw do w Gross-Lübars w środkowych Niemczech, natomiast po dwóch miesiącach, w grudniu 1944 r., przeniesiono ją do obozu jenieckiego w Oberlangen, bliżej granicy z Holandią, gdzie spędziła pół roku.

Właściwie w powojennej polskiej kinematografii nie zagrała żadnej znaczącej roli, nie dano jej takiej szansy. Po 1945 r. nie udało się już wskrzesić ducha przedwojennej komedii filmowej. Co prawda pojawił się „Skarb" czy „Przygoda na Mariensztacie", ale to nie było to samo kino. Przed wojną Grossówna grała młode, spontaniczne dziewczyny. I taki miała wizerunek. Po wojnie nie dało się już do niego powrócić. Występowała w kabaretach literackich, np. u boku Ireny Kwiatkowskiej w krakowskim Kabarecie Siedmiu Kotów stworzonym przez K.I. Gałczyńskiego i Mariana Eilego. Jeździła też po Polsce z programem „Koncert humoru i piosenki", gdzie śpiewała przeboje z przedwojennego repertuaru. Pod koniec lat 40. została zaangażowana do Teatru Syrena. Przyjęto ją, ale oferowano jej wyłącznie epizody – być może ze względu na akowską przeszłość. Podobno miała nawet szanse na pokierowanie tym teatrem, ale postawiono jej jeden warunek: zostanie członkiem PZPR. Grossówna nigdy tego nie uczyniła. Skończyło się na tym, że aktorkę zwolniono z Syreny na trzy lata przed emeryturą; dopiero później zwrócono jej etat, jednak do końca miała żal do dyrekcji za tak niesprawiedliwe i bezduszne potraktowanie.

Jak czytamy w wywiadzie dla „Filmu" (11/1985), aktorka po latach wspominała: „Równolegle z pracą w Syrenie podróżowałam po Polsce z koncertami estradowymi. Środki lokomocji? Pociąg, ciężarówka, dorożka, a nawet wóz drabiniasty! Czułam się potrzebna. Ludzie poznawali mnie. Uśmiechali się życzliwie; pytali: »Kiedy pani znowu zagra w filmie?« No cóż... Gdy wróciłam do kraju, film dopiero się odradzał; gdy już pracowałam w Warszawie, reżyserzy Janusz Nasfeter i Jan Batory zaproponowali mi niewielkie role w swych filmach. Rólki raczej. Zagrałam. Do ról heroin przy wiertarkach lub tych budujących nowy dom widać nie pasowałam. Potem przyszły młodsze". Właściwie można powiedzieć, że zmarnowano ogromny potencjał drzemiący w dojrzałej i doświadczonej aktorce. W okresie powojennym zagrała zaledwie w kilku filmach, w rolach drugoplanowych. Większość tych obrazów wyreżyserował Janusz Nasfeter, który miał duży sentyment do pięknej Heleny (jego wuj przed wojną był producentem filmowym). Warto też odnotować, że to właśnie Helena Grossówna zagrała matkę Jacka i Placka w filmie „O dwóch takich, co ukradli księżyc" (1962 r.) w reżyserii Jana Batorego, gdzie w niesfornych braci bliźniaków wcielili się Lech i Jarosław Kaczyńscy.

Wróćmy jednak do prywatnego życia Grossówny. Niestety, jej pierwszy mąż nie przeżył II wojny światowej. Jan Gierszal zginął w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Aktorka wyszła powtórnie za mąż za Tadeusza Cieślińskiego, który był oficerem u generała Stanisława Maczka (służył u niego już w 1939 r. w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej). Jak czytamy na stronie szymon-spandowski.blogspot.com, „Pod koniec wojny pułk 1. Dywizji, którego [Cieśliński] był oficerem, wyzwolił obóz w Oberlangen, gdzie więzione były uczestniczki powstania warszawskiego. Tam poznał panią Helenę. Z tym obozem zresztą wiąże się ciekawa opowieść, jaką złowiłem podczas ostatniej wizyty pana Michała [Cieślińskiego, jedynego syna aktorki] w Toruniu. Wspomniał, że siedział kiedyś w jakiejś kawiarni i usłyszał, że sąsiadki przy stoliku obok wspominają swój pobyt w Oberlangen. Zaintrygowany podszedł więc do nich, przedstawił się i zapytał, czy spotkały tam jego matkę – Helenę Grossównę. Te się strasznie wzruszyły i zaczęły wspominać, jak to ona podtrzymywała je na duchu".

Ponieważ Tadeusz Cieśliński miał „życiorys Maczkiem pisany", po wojnie uniemożliwiało mu to zrobienie kariery, nie miał żadnych propozycji pracy. To na barkach Heleny spoczęło utrzymanie rodziny. Urodziła syna, gdy miała 43 lata. Co ciekawe, ojcem chrzestnym Michała Cieślińskiego został Adolf Dymsza. W tym czasie ze słynnym przedwojennym aktorem Grossówna miała okazję zagrać tylko w jednym filmie: w „Moim starym" z 1962 r. Dwa lata później Helena Grossówna przeszła na emeryturę i poświęciła się życiu rodzinnemu. Przez kolejnych 30 lat, zachowując pogodę ducha, bez użalania się nad sobą, zajmowała się domem i ogrodem w Międzylesiu. Wzruszała się tylko wtedy, gdy w telewizji powtarzano klasykę przedwojennego kina: „Oglądam te filmy na swoim wysłużonym telewizorze i... płaczę. Tyle wspomnień. Mój Boże, prawie już nikt nie żyje z moich partnerów, wspaniałych artystów i kolegów". 1 lipca 1994 r. Helena Grossówna zmarła w Warszawie, przeżywszy blisko 90 lat.

To dla niej Eugeniusz Bodo i Adolf Dymsza jako Paweł i Gaweł w filmie z 1938 r. zaśpiewali kołysankę „Ach, śpij kochanie". To ona brawurowo tańczyła i śpiewała wraz z koleżankami „Panie Janie" w „Zapomnianej melodii", a Aleksander Żabczyński w tym samym obrazie właśnie z myślą o granej przez nią postaci wykonał „Już nie zapomnisz mnie". Choć nie miała wykształcenia aktorskiego, to swym tańcem, śpiewem i wdziękiem piękna Helena Grossówna zdobyła serca kinomanów. Koniec lat 30. w polskim kinie należał do niej – w ciągu zaledwie czterech lat, do wybuchu wojny, wystąpiła w kilkunastu filmach. Ona też miała partnerować Eugeniuszowi Bodo w jego ostatnim, niedokończonym obrazie „Uwaga: szpieg!". Wraz z nim oraz Adolfem Dymszą w styczniu 1940 r. miała płynąć do Ameryki, aby – dzięki wsparciu m.in. Poli Negri – podbić Hollywood. Kupiła już nawet bilet... Wojna brutalnie przerwała sen o karierze za oceanem. A przecież Grossówna naprawdę mogła zostać gwiazdą światowego formatu.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie