Kubański kryzys rakietowy - jak świat stanął na skraju zagłady

W 1962 r. kubański kryzys rakietowy postawił świat na skraju zagłady. Była to przede wszystkim konfrontacja dwóch przywódców supermocarstw: Nikity Chruszczowa i Johna Kennedy'ego.

Aktualizacja: 25.02.2017 08:25 Publikacja: 23.02.2017 23:03

Rozmieszczone na Kubie radzieckie pociski balistyczne IRBM mogły razić cele nawet w Kanadzie. Na zdj

Rozmieszczone na Kubie radzieckie pociski balistyczne IRBM mogły razić cele nawet w Kanadzie. Na zdjęciu: fotografia wykonana przez amerykański samolot wywiadowczy.

Foto: Wikipedia

Przełom lat 50. i 60. XX w. to szczególny moment historii, w którym dwa systemy ideologiczne – demokracja i komunizm – otwierały kolejne obszary rywalizacji, ale także ustalały zasady współistnienia. Wojna w Korei była pierwszym gorącym konfliktem zimnej wojny, wywołanym i wygaszonym dzięki staraniom Moskwy i Waszyngtonu. Podobnie wyglądał finał wojny o Kanał Sueski, bo ZSRR i USA budowały geopolityczne strefy wpływów w Trzecim Świecie. Oczywiście najważniejszy pozostawał wyścig zbrojeń, ponieważ postęp technologiczny umożliwił produkcję broni termojądrowej oraz rakiet balistycznych, które uznano za najlepsze narzędzie zniszczenia przeciwnika. Z drugiej strony po długiej izolacji Związek Radziecki otwierał się na świat, a w Stanach Zjednoczonych do głosu zaczęli dochodzić politycy, którzy pragnęli dwustronnego dialogu. Dotychczas obowiązywała doktryna prezydenta Trumana, która zakładała, że Waszyngton może rozmawiać z Moskwą jedynie za pomocą uderzenia jądrowego. W przestrzeni publicznej przebijało się więc pojęcie pokojowego współistnienia. Ale tylko przebijało, bo obie strony nie wiedziały o sobie nic, odnosząc się do siebie z wzajemną nieufnością, a na ich czele stali ludzie o skrajnie odmiennych drogach kariery i poglądach na rzeczywistość.

20 niemych mil

I sekretarz KC KPZR, a jednocześnie premier ZSRR Nikita Chruszczow był typowym produktem partyjnej biurokracji. Nikitka, jak nazywał Chruszczowa Stalin, uczestniczył aktywnie w represjach lat 30., które sam przetrwał dzięki sprytnemu maskowaniu własnej inteligencji. To dlatego generalissimus uważał go za osobę pozbawioną wszelkich ambicji, po prostu „pożytecznego głupka". Tymczasem po śmierci Stalina Nikitka pokazowo wyeliminował polityczną konkurencję i przejął niepodzielnie ster rządów. Zaczął także prowadzić aktywną politykę zagraniczną, często decydując się na osobiste kontakty. O tym, jak bardzo zachodni świat różnił się od komunistycznego, napisał sam Chruszczow w pamiętnikach pt. „Czasy. Ludzie. Władza". Gdy w 1955 r. odwiedził Austrię, w pamięć zapadł mu nie tyle pałac Schönbrunn, ile szkoccy gwardziści w kiltach, którzy, stanowiąc część sił okupacyjnych, zrobili na moskiewskiej delegacji piorunujące wrażenie. Chruszczow preferował nawiązywanie relacji dwustronnych w niepowtarzalnym stylu. Z wizytą do Wielkiej Brytanii, kraju z tradycjami morskiego mocarstwa, przybył na pokładzie krążownika „Ordżonikidze". Gdy w 1956 r. Wielka Brytania wraz z Francją i Izraelem zaatakowała Egipt, wysłał do Londynu depeszę z pytaniem, co zrobi rząd brytyjski, gdy nad Albionem pojawi się kilkaset samolotów MiG-15 z bronią atomową.

Ale o ówczesnych, wzajemnych zresztą uprzedzeniach najlepiej świadczy pobyt w USA, jaki miał miejsce w 1959 r. Syn Chruszczowa, Siergiej, wspomina, że podczas wizyty w Los Angeles orszakowi radzieckiego przywódcy na przestrzeni 20 mil towarzyszył szpaler milczących Amerykanów, którzy przyszli popatrzeć na potwora wygrażającego publicznie, że zetrze USA z powierzchni ziemi. Kiedy Chruszczow odwiedził Hollywood, gdzie odtańczono na jego cześć kankana, potratował pokaz jako prowokację, twierdząc: u nas ludzie zwracają się do siebie twarzami, a nie tyłkami, po czym obrażony chciał wracać do domu. Niemniej to podczas spotkania w Camp David prezydent Dwight Eisenhower zaproponował Chruszczowowi zmniejszenie globalnego napięcia militarnego i zbudowanie środków wzajemnego zaufania. Niestety, przywódca ZSRR chorował już na „geopolityczną gorączkę".

Jak twierdzi Siergiej Chruszczow, ojciec był po powrocie z USA wstrząśnięty skalą amerykańskiego dobrobytu, którego nie można było porównać z poziomem życia w ZSRR. To była prawdziwa przepaść, ale Chruszczow wyrażał przekonanie, że jeśli udało się Stanom Zjednoczonym, to tym bardziej uda się Krajowi Rad. Taka jest geneza hasła o dogonieniu i przegonieniu Ameryki w każdej dziedzinie, jakie rzucił słynący z impulsywności I sekretarz. Miał jednak podstawy, aby wierzyć w to, co mówi, ponieważ ZSRR wygrywał wyścig w kosmosie. Dzięki politycznej odwilży nauka, gospodarka i kultura przeżywały ogromny wzlot, co na arenie międzynarodowej potęgowało atrakcyjność komunizmu. Szereg państw afrykańskich i arabskich, które pojawiły się w wyniku procesu dekolonizacji, deklarowało przejście na socjalistyczną drogę rozwoju. Podobnie sprawa wyglądała w Indiach, Moskwa asygnowała więc ogromne sumy na ekonomiczne, wojskowe i polityczne wsparcie takich reżimów. Wspólnota demokratyczna, a szczególnie USA, była bardzo poważnie zaniepokojona globalnym sukcesem komunistycznej utopii.

Jednocześnie Chruszczow potwornie się bał. Powodem stanów lękowych był ogromny dysparytet jądrowy z Ameryką. Według ówczesnego ministra obrony ZSRR marszałka Rodiona Malinowskiego na początku lat 60. Stany Zjednoczone dysponowały 6 tys. głowic i bomb jądrowych. Na terytorium radzieckie mogło je przenieść 1300 bombowców strategicznych oraz 300 międzykontynentalnych rakiet balistycznych i atomowe okręty podwodne. Tymczasem, wbrew twierdzeniu Chruszczowa, że w ZSRR rakiety balistyczne schodzą z taśm produkcyjnych jak parówki, w kraju było jedynie 800 ładunków jądrowych oraz 80 rakiet międzykontynentalnych. ZSRR miał także pociski średniego oraz bliskiego zasięgu oraz ładunki taktyczne. Najgorzej sprawa wyglądała z nosicielami. Rakiety międzykontynentalne R-7 były bardzo niepewne i niedogodne w eksploatacji, dlatego główną siłę stanowiło kilkaset bombowców strategicznych wrażliwych na zestrzelenie ze względu na brak rakiet samosterujących. Dużo do życzenia pozostawiał także system obrony przeciwlotniczej, który poza Moskwą nie gwarantował należytego przykrycia terytorium. Co prawda w 1960 r. rakiety S-75 zestrzeliły amerykański samolot szpiegowski U-2, ale było ich zbyt mało.

Powstawały więc kolejne plany redukcji amerykańskiej przewagi. Twórca radzieckiej bomby termojądrowej Andriej Sacharow zaproponował, aby uzbroić atomowe okręty podwodne w pojedyncze, ale potężne torpedy o mocy 100 megaton. Zdetonowane u wybrzeży USA, spowodowałyby katastrofalne tsunami i zatopienie połowy Ameryki. Coś było na rzeczy, bo ZSRR w 1961 r. zrzucił bombę wodorową o sile 50 megaton. Car-bomba, określana jako kuzkina mat' (piącha) Chruszczowa dla USA, wywołała w świecie należyte wrażenie.

Ale jak twierdzi tygodnik „Ogoniok", z powodu słabości militarnej ówczesne kierownictwo radzieckie przebywało w stanie ciągłego stresu, graniczącego z załamaniem nerwowym. Sam Chruszczow zapadł na geopolityczną gorączkę, która objawiała się fobią na punkcie amerykańskich baz w Wielkiej Brytanii, Italii i Turcji. Rozmieszczone tam rakiety Jupiter okrążały ZSRR i mogły dolecieć do Moskwy w 10 minut. Radziecki przywódca żył kompleksem dnia 22 czerwca 1941 r., kiedy III Rzesza niespodziewanie zadała niemal śmiertelny cios. Kreml chciał zapobiec takiej ewentualności, a leczenie gorączki miał ułatwić nowy amerykański prezydent – John Kennedy.

Chłopiec w krótkich spodenkach

Demokrata John Fitzgerald Kennedy, zaprzysiężony w styczniu 1961 r. na prezydenta USA, nie miał dobrych notowań na Kremlu. W wyborczej charakterystyce KGB był określany jako paniczyk z dobrego domu, ponieważ pochodził z katolickiej rodziny multimilionerów i ukończył elitarną uczelnię. Fałszywą ocenę powodowały również młody wiek prezydenta (43 lata) i brak silnego zaplecza w kompleksie wojskowo-przemysłowym, związanym tradycyjnie z republikanami. Co więcej, radziecki wywiad informował, że Kennedy obawia się... nadmiernej siły USA na arenie międzynarodowej. Prezydent był bowiem świadomy przewagi militarnej nad ZSRR i możliwości wymknięcia się sytuacji spod kontroli. Amerykańscy wojskowi byli bowiem nastawieni bardzo konfrontacyjnie. Jednak tym, co najbardziej przekonywało Kreml o słabości prezydenta, był kompletnie niezrozumiały nowy styl przywództwa. Kennedy był pierwszym prezydentem wykreowanym przez media. Przystojny i energiczny oraz żonaty z piękną Jacqueline stanowił wzór dla młodej Ameryki, która buntowała się przeciw władzy białego, konserwatywnego establishmentu. Reformatorski image Kennedy'ego podtrzymywały magazyny „People" i „Life" oraz telewizja.

Tymi samymi środkami posługiwał się Kennedy dla uzyskania poparcia szerokiej rzeszy Amerykanów. Słynna fraza: „Nie czekaj na to, co Ameryka może zrobić dla ciebie, pomyśl, co ty możesz zrobić dla Ameryki" – została natychmiast spopularyzowana przez media. Zresztą nie były to tylko słowa, ale cały program, który zakładał znoszenie segregacji rasowej oraz poprawę sytuacji socjalnej najbiedniejszych. Nie wszystko oczywiście kończyło się powodzeniem. Mimo wahań Kennedy zatwierdził przeprowadzenie zbrojnego desantu emigrantów kubańskich w Zatoce Świń, którego celem było obalenie Fidela Castro. Klęska operacji CIA mocno uderzyła w prestiż USA i Białego Domu. Może dlatego Moskwa myliła nową jakość ze słabością, a najdobitniejszym przykładem takich przekonań była depesza radzieckiego ambasadora w Waszyngtonie Dobrynina, który twierdził: John i jego brat Robert (prokurator generalny) to chłopcy w krótkich spodenkach, którzy tylko udają siłę. Przy pierwszej próbie konfrontacji wystraszą się i podadzą tyły. Chyba dlatego Chruszczow zgodził się na szczyt radziecko-amerykański w Wiedniu, którego inicjatorem był Kennedy. I chyba dlatego rozpoczął praktyczne testowanie stanowczości amerykańskiego partnera w myśl własnej maksymy: w polityce rację ma tylko silniejszy. Bo strategicznym celem Kremla było wymuszenie na USA uznania supermocarstwowości ZSRR i bipolarnego podziału świata.

Spotkanie na szczycie nastąpiło w czerwcu 1961 r. Kennedy przedstawił swoją wizję świata opartą na poszanowaniu suwerenności wszystkich państw, czego przejawem byłoby utrzymanie globalnego status quo. Jednak była to przysłowiowa rozmowa ślepego z głuchym, bo Chruszczow najpierw indoktrynował prezydenta o nieuchronnym zwycięstwie komunizmu nad kapitalizmem, a potem postawił ultimatum w sprawie Berlina Zachodniego, które dokładnie przeczyło propozycjom USA. Zagroził, że jeśli zachodnie mocarstwa nie wycofają wojsk ze swojej części Berlina, to ZSRR podpisze z NRD separatystyczny układ pokojowy, który przekaże niemieckim wasalom pełną kontrolę nad Berlinem Zachodnim.

Kluczowa rozbieżność wynikała bowiem z odmiennego pojmowania status quo. Kennedy przyjął definicję niemieszania się w wewnętrzne sprawy innych państw. Dla Chruszczowa było to nie do przyjęcia, bo zablokowałoby eksport komunizmu. Sam pojmował status quo wyłącznie jako potwierdzenie zewnętrznych granic ZSRR, państw bloku wschodniego oraz rosnącej strefy wpływów w Trzecim Świecie. Rozmowy zakończyły się oczywistym fiaskiem, co potwierdził Kennedy, mówiąc mediom: – W tym roku czeka nas ciężka zima. Ale ciężki okazał się już sierpień, bo w nocy z 12 na 13 tego miesiąca NRD rozpoczęła budowę muru berlińskiego, uniemożliwiając masowe ucieczki własnych obywateli do RFN. Waszyngton uznał mur za naruszenie układu poczdamskiego. ZSRR i USA stanęły na progu wojny, bo chłopiec w krótkich spodenkach zarządził mobilizację i przerzut do Niemiec kilku dywizji Gwardii Narodowej. Do najpoważniejszego kryzysu doszło na berlińskim punkcie granicznym Charlie, gdy naprzeciw siebie stanęły gotowe do walki amerykańskie i radzieckie czołgi. Na szczęście rozjechały się po 24 godzinach bez jednego wystrzału.

Nie przeszkodziło to Chruszczowowi w próbach ułożenia prywatnych kontaktów z rodziną prezydencką. Podczas wiedeńskiego rautu Jacqueline Kennedy zainteresowała się losem suczki Łajki, znanej na całym świecie z lotu kosmicznego. Ku zdziwieniu prezydenckiej pary Chruszczow przesłał niebawem w podarunku jedno ze szczeniąt Łajki. Puszynka, bo tak nazywała się suczka, stała się ulubienicą Białego Domu, a według wspomnień córki Kennedych, Caroline, sama urodziła szczenięta, które rozdano amerykańskim dzieciom. Być może jednak Puszynka była tylko zasłoną dymną operacji o krypt. „Anadyr'". Skoro nie udało się zmienić status quo Berlina Zachodniego, Chruszczow postanowił upokorzyć Amerykę w jej strefie interesów.

Kuba wyspa gorąca

Chodzi oczywiście o akcję rozmieszczenia radzieckich rakiet na Kubie. Po zwycięstwie rewolucji Waszyngton nałożył na wyspę embargo handlowe oraz próbował obalić nowe władze. Dlatego Chruszczow oprócz ropy naftowej przysłał Castro rakiety o zasięgu od 2 do 4 tys. km. Wyspa leży 80 mil od amerykańskich wybrzeży, a każda z 30 rakiet miała głowicę jądrową o sile 1 megatony, co pozwoliłoby zniszczyć terytorium USA aż do granicy z Kanadą. Na Kubę przybyło także 45 tys. radzieckich żołnierzy, a wywiad USA nie wykrył całej operacji. CIA, nieświadoma akcji „Anadyr", planowała nowy desant na Kubę o krypt. „Mangusta", tym razem z udziałem amerykańskiej armii. Kiedy więc 4 października 1962 r. samolot U-2 sfotografował radzieckie rakiety, zaskoczenie w Białym Domu było kompletne. Początkowo prezydent zażądał wyjaśnień, jednak minister spraw zagranicznych Gromyko stanowczo zaprzeczał rakietowej obecności na Kubie. Dezinformowano także Roberta Kennedy'ego, który na polecenie brata ustanowił nieformalny kanał łączności z korespondentem agencji TASS w Waszyngtonie Gieorgijem Bolszakowem, faktycznie rezydentem GRU. Chruszczowowi chodziło o czas niezbędny do instalacji rakiet, a tym samym postawienie USA przed faktem dokonanym i rozpoczęcie rozmów z pozycji siły.

Dopiero wtedy Kennedy poczuł się oszukany i zadziałał błyskawicznie. Powołał zespół kryzysowy, który rozpatrywał różne warianty reakcji. Wojskowi chcieli inwazji na Kubę, ale prezydent odmówił. I miał rację, bo w 2001 r. Rosja ujawniła, że na Kubie było 100 taktycznych ładunków jądrowych, gotowych do natychmiastowego użycia. USA oceniały grupę własnych wojsk niezbędną do uderzenia na: 250 tys. żołnierzy, 200 okrętów i 1000 samolotów, która zostałaby zmasakrowana radzieckim atomowym kontruderzeniem. Ostatecznie stanęło na morskiej blokadzie Kuby, nazwanej łagodniej kwarantanną, bo Kennedy dzięki agentowi Olegowi Pieńkowskiemu znał realny potencjał ZSRR i wierzył, że Chruszczow ustąpi. A mimo to między 15 a 27 października 1962 r. świat stanął na krawędzi zagłady, bo Kreml twardo blefował. Lotniskowce USA przygotowały uderzenie na radzieckie statki płynące na Kubę i towarzyszące im okręty podwodne. Te ostatnie były uzbrojone w jądrowe torpedy, a Chruszczow wydał ich kapitanom rozkaz odpowiadania na każdy atak. Ponadto radzieckie rakiety S-75 zestrzeliły nad Kubą samolot zwiadowczy U-2. Pilot zginął, Waszyngton uzyskał casus belli, dlatego Kennedy postawił siły zbrojne w drugi stopień gotowości. Trzeci stopień oznaczał rozpoczęcie wojny jądrowej.

W tym samym czasie Kennedy i Chruszczow poszukiwali jednak wyjścia z patowej sytuacji. I to amerykański prezydent wystąpił z pokojową inicjatywą. W imieniu Białego Domu dziennikarz John Scali nawiązał kontakt z radzieckim dyplomatą Aleksandrem Fominem – rezydentem KGB – i przekazał propozycję wycofania rakiet w zamian za uznanie przez USA suwerenności Kuby. Chruszczow dorzucił wycofanie amerykańskich rakiet z Turcji. Kennedy odpowiedział poufną zgodą, ale bez upubliczniania tego faktu ze względu na zbliżające się wybory do Kongresu. Wtedy Kreml natychmiast potwierdził decyzję o wycofaniu rakiet, którą polecił nadawać otwartym tekstem w języku angielskim na kanałach państwowego radia.

Tak zakończył się najbardziej gorący epizod zimnej wojny, który miał różnorakie następstwa. Kreml i Biały Dom połączyła gorąca linia telefoniczna umożliwiająca bezpośredni kontakt. Jednak najważniejszym rezultatem było przekonanie, że wojny jądrowej nie da się wygrać, bo po jej zakończeniu nie będzie ani zwycięzców, ani pokonanych, co otworzyło erę strategicznych układów rozbrojeniowych. Oczywiście obie strony przypisują sobie zwycięstwo. USA nie dopuściły do zainstalowania rakiet zagrażających własnemu terytorium. ZSRR uzyskał status supermocarstwa i włączył Kubę w swoją strefę wpływów. Za to pogorszyły się relacje Moskwy i Pekinu, bo Mao Zedong, jako wielki zwolennik konfliktu jądrowego, zarzucił Chruszczowowi tchórzostwo.

Kryzys wpłynął także na osobiste losy Chruszczowa oraz Kennedy'ego; obaj spotkali się z krytyką swojego postępowania. Prezydent USA zginął w 1963 r. zastrzelony przez zamachowca. Wersje zamachu mówią o zemście mafii i emigrantów kubańskich za gwarancje udzielone Castro. Rok później Chruszczowa pozbawili władzy kremlowscy towarzysze. Jednym z zarzutów była kubańska awantura, która mogła zniszczyć piękne życie partyjnej nomenklatury. Sam Chruszczow we wspomnieniach ocenił postawę Kennedy'ego jako rozważną i twierdził, że po kryzysie nabrał do niego zaufania. Liczył na dalszą normalizację stosunków z USA podczas drugiej kadencji prezydenta.

Przełom lat 50. i 60. XX w. to szczególny moment historii, w którym dwa systemy ideologiczne – demokracja i komunizm – otwierały kolejne obszary rywalizacji, ale także ustalały zasady współistnienia. Wojna w Korei była pierwszym gorącym konfliktem zimnej wojny, wywołanym i wygaszonym dzięki staraniom Moskwy i Waszyngtonu. Podobnie wyglądał finał wojny o Kanał Sueski, bo ZSRR i USA budowały geopolityczne strefy wpływów w Trzecim Świecie. Oczywiście najważniejszy pozostawał wyścig zbrojeń, ponieważ postęp technologiczny umożliwił produkcję broni termojądrowej oraz rakiet balistycznych, które uznano za najlepsze narzędzie zniszczenia przeciwnika. Z drugiej strony po długiej izolacji Związek Radziecki otwierał się na świat, a w Stanach Zjednoczonych do głosu zaczęli dochodzić politycy, którzy pragnęli dwustronnego dialogu. Dotychczas obowiązywała doktryna prezydenta Trumana, która zakładała, że Waszyngton może rozmawiać z Moskwą jedynie za pomocą uderzenia jądrowego. W przestrzeni publicznej przebijało się więc pojęcie pokojowego współistnienia. Ale tylko przebijało, bo obie strony nie wiedziały o sobie nic, odnosząc się do siebie z wzajemną nieufnością, a na ich czele stali ludzie o skrajnie odmiennych drogach kariery i poglądach na rzeczywistość.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie