Lektura protokołu z tego zebrania, zachowanego w pamiętnikach Hansa Franka, napełnia grozą. Niezwykle kulturalnym językiem omawiany jest plan straszliwego terroru i biologicznego wyniszczania mieszkańców polskich miast i wsi. Najlepiej wyrażają to słowa sekretarza stanu Friedricha Krügera, który w spokojny sposób referuje brutalne wysiedlanie ludności polskiej z Zamojszczyzny: „Nie ulega wątpliwości, że Niemcy muszą być i będą osiedleni na terenie Generalnej Guberni. Niemcy bowiem i w ogóle Europa mogą istnieć tylko w oparciu o Wschód. Zarówno Generalna Gubernia, jak i Ukraina są bazą dla Niemiec i Europy, bo cały problem wyżywienia wiąże się z terenami wschodnimi". W tych słowach zawiera się kwintesencja niemieckiej polityki wobec Polski i jej mieszkańców. Mowa o zakrojonej na szeroką skalę akcji wysiedlania chłopów polskich w GG i osiedlania na ich gospodarstwach kolonistów niemieckich.

Akcję rozpoczęto 28 listopada 1942 r. w powiecie zamojskim na Lubelszczyźnie. Była pierwszym etapem tzw. Generalnego Planu Wschodniego (Generalplan Ost), który zakładał całkowitą kolonizację terytoriów zajętych przez Słowian i wysiedlenie ich za Ural. Kierownikiem pierwszego etapu akcji został szef policji na dystrykt lubelski Odilo Globocnik. Mimo że plan GPW przewidywał rozpoczęcie wysiedleń Polaków dopiero po wygranej przez Niemcy wojnie, Globocnik wpadł na pomysł zbudowania „pasa bezpieczeństwa" w Generalnej Guberni, zamieszkanego wyłącznie przez niemieckich kolonistów. Od listopada 1942 r. do marca 1943 r. operacją objęto 116 wsi. Niemcom udało się wysiedlić zaledwie 51 tys. mieszkańców. Zresztą określenie „wysiedlenie" ma tu zdecydowanie zbyt łagodną wymowę. Wsie były otaczane przez niemiecką policję zazwyczaj nad ranem. Przerażonych mieszkańców spędzano w jedno miejsce, gdzie dokonywano segregacji przypominającej tę z rampy obozowej w Auschwitz. Część ludzi zabijano na miejscu, innych przeznaczano do robót przymusowych lub wywożono do obozów koncentracyjnych. Tylko te dzieci, które zostały uznane za „pełnowartościowe rasowo", były przeznaczone do zniemczenia. Pozostałe trafiały do obozów koncentracyjnych lub przejściowych. Większość zginęła z głodu lub w wyniku niemieckich pseudoeksperymentów medycznych. Czesława Kwoka, piękna 15-letnia dziewczynka z Wólki Zbójeckiej, 13 grudnia 1942 r. została wywieziona z matką do obozu Auschwitz-Birkenau. Tam cztery miesiące później została zabita zastrzykiem fenolu.

Początkowo Niemcy zamierzali wysiedlić 110 tys. ludzi. Ale dzięki oporowi wszystkich organizacji podziemnych zdołali wywieźć „tylko" 51 tys. Dzięki współpracy Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Gwardii Ludowej i partyzantki radzieckiej stworzono wspólny front obrony przed wysiedleniami. My, Polacy, mamy wiele słusznych pretensji do Rosjan, ale powinniśmy także pamiętać o chwilach, kiedy bez żadnego przymusu udzielali nam pomocy. Tak było 30 grudnia, kiedy I kompania kadrowa BCh oraz sowiecki oddział partyzancki pod dowództwem Wasyla Wołodina uderzyły na Niemców niedaleko wsi Wojda. Uznaje się, że było to pierwsze podczas II wojny światowej starcie partyzanckie, które można nazwać bitwą.

Właśnie teraz należy szczególnie przypominać o niemieckim planie wysiedlenia Polaków z ich ziemi ojczystej. Nie oszukujmy się, gdyby został zrealizowany, nie byłoby żadnego wywożenia milionów ludzi za Ural. Podzielilibyśmy los naszych żydowskich sąsiadów. Może uświadomienie sobie tej prawdy ostudzi emocje i kłótnie, które zupełnie niepotrzebnie poróżniły polską i izraelską opinię publiczną w ostatnich dniach. Oba narody jak żadne inne doświadczyły w czasie II wojny światowej niewyobrażalnej krzywdy. Dlatego odrodzona z popiołów Polska i silny Izrael są wymownym świadectwem porażki obłędnej wizji świata stworzonej przez Hitlera.