Komendant główny AK tylko pozornie zdawał się iść na pewną ugodę wobec nadciągających sił sowieckich, które dwa dni wcześniej wkroczyły do Warszawy, a teraz wyzwoliły Włodawę, Kutno i Łódź. Zresztą słowo „wyzwolenie" w tym kontekście zawsze będzie wzbudzało kontrowersje i emocje. Z jednej strony kończyła się niemiecka okupacja, którą pod każdym względem należy uznać za największy horror w dziejach Polski, z drugiej jednak tereny polskie stawały się sowiecką strefą wpływów.

Rozpoczęła się odmienna od niemieckiej forma okupacji, której ofiarą padły tysiące polskich patriotów. Leopold Okulicki zdawał sobie z tego sprawę, pisząc: „Postępująca szybko ofensywa sowiecka doprowadzić może do zajęcia w krótkim czasie całej Polski przez Armię Czerwoną. Nie jest to jednak zwycięstwo naszej słusznej sprawy, o którą walczymy od 1939 r. W rzeczywistości, mimo stwarzanych pozorów wolności, oznacza to zmianę jednej okupacji na drugą, bardziej niebezpieczną, bo przeprowadzoną pod przykrywką Tymczasowego Rządu Lubelskiego, bezwolnego narzędzia w rękach sowieckich". Dlatego tego samego 19 stycznia 1945 r. wydał drugi, tajny rozkaz skierowany wyłącznie do komendantów okręgów AK: „W zmienionych warunkach nowej okupacji działalność naszą nastawić musimy na odbudowę niepodległości i ochronę ludności przed zagładą. W tym celu i w tym duchu wykorzystać musimy wszystkie możliwości działania legalnego, starając się opanować wszystkie dziedziny życia Tymczasowego Rządu Lubelskiego". Zdając sobie jednak sprawę, że Sowietom nie należy ufać, w tym samym rozkazie dodał: „Dowódcy nie ujawniają się. Żołnierzy zwolnić z przysięgi, wypłacić dwumiesięczne pobory i zamelinować. (...) Zachować małe, dobrze zakonspirowane sztaby i całą sieć radiową. Utrzymać łączność ze mną i działać w porozumieniu z aparatem Delegata Rządu".

Tysiące oficerów i żołnierzy AK stanęło przed dylematem: co robić dalej? Czy odezwa Okulickiego nie była ukrytą sugestią, żeby kontynuować walkę konspiracyjną o pełną polską suwerenność? A może należało przyjąć postawę oportunistyczną, zaufać sowieckim figurantom z Tymczasowego Rządu Lubelskiego i pójść na współpracę z komunistycznym reżimem?

Odpowiedź na to pytanie nadeszła półtora miesiąca później. 9 marca 1945 r. gen. Okulicki, delegat rządu na kraj Jan S. Jankowski oraz przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak otrzymali listy z zaproszeniem na rozmowy od człowieka, który podawał się jako pułkownik gwardyjski Pimienow. W rzeczywistości był oficerem NKWD działającym z polecenia gen. Iwana Sierowa. Okulicki czuł podstęp, ale nie chciał odmawiać wykonania polecenia swojemu zwierzchnikowi, wicepremierowi Jankowskiemu, który wbrew rozkazom generała Andersa postanowił się ujawnić. 27 marca 1945 r. Okulicki został aresztowany wraz z 15 dowódcami AK i członkami Delegatury Rządu w Pruszkowie. Trzy miesiące później sowiecki sąd, brutalnie łamiąc prawo międzynarodowe, skazał go w słynnym procesie szesnastu na 10 lat więzienia. Ostatni dowódca AK zmarł prawdopodobnie w wyniku pobicia w wigilię Bożego Narodzenia 1946 r. w szpitalu więziennym na Butyrkach.