Równość braci szlachciców była narodowym polskim tabu. Przypadki łamania tego tabu to jeden z centralnych tematów naszej literatury, od wielkiej do jarmarcznej, od Antoniego Malczewskiego do Heleny Mniszkówny, której dwutomowa „Trędowata" (1909) biła rekordy wydawnicze i wycisnęła kaskady łez z oczu ubogich wychowawczyń i panien służących. Dość rzucić okiem na ważne dzieła naszej literatury, by się przekonać o płomieniach głębokich uczuć i gejzerach ckliwych westchnień, które ten motyw wywoływał.
Już w dobie kiełkującego romantyzmu Antoni Malczewski w „Marii" (1825) opowiedział pięknym wierszem o tragedii, którą spowodował konflikt między ambicją ojca magnata a miłością jego syna do szlachcianki wprawdzie, ale tylko prostej szlachcianki.
„Pan Tadeusz" (1837) zawiera historię Jacka Soplicy, szlachcica niewątpliwego. Bogaty i pyszny stolnik Horeszko ugościł go czarną polewką, sygnałem odtrącenia zalotów do jego córki (nie dla jaroszy: kacza krew i kompot z suszonych owoców). Ja, plebejusz skądinąd, zostałem w roku 1960 tak samo potraktowany przez wuja (zarazem głowę domu) mojej do dziś żony. Tragikomiczne? Tak, ale moja przyszła teściowa brała to z gorzką powagą.
Motyw wraca np. w „Lalce" Bolesława Prusa (1889). Główny bohater Stanisław Wokulski także jest szlachcicem, ale nie pokroju wymaganego przez Izabelę Łęcką i jej ojca. Unosi się honorem i znika z horyzontu; o tragedię tylko się ocieramy. Eliza Orzeszkowa, pisarka wielkiego rozumu, traktuje fumy jako zachowanie niegodne poważnej uwagi. Henryk Sienkiewicz nie miał złudzeń co do ludzkich snobizmów, widać to doskonale w Trylogii. Był jednak zagorzałym wyznawcą kultu „klejnotu szlacheckiego". Posiadanie tego klejnotu przedstawiał jako zbiorowe i jednakowe dla wszystkich zobowiązanie. Jego Sobiescy i Zamoyscy starają się wypełniać swoje powinności wzorowo, ale bez nadymania się. Świecić, ale nie błyskać.
Za melodramaty nagród się nie dostaje, ale tantiemy lecą potokami, bo czytelników o drobnomieszczańskim guście nigdy nie brak. Na początku XX wieku wielką popularnością cieszyła się Mniszkówna. Fabułę jej „Trędowatej" ciągnie dalej „Ordynat Michorowski" (1910). W obu powieściach bohaterki zderzają się boleśnie ze szklaną ścianą wyniosłego i bezdusznego snobizmu. Józef Weyssenhof, posesjonat i konserwatysta, spojrzał z drugiej strony. W „Sobolu i pannie" (1911) przedstawił szlachetnego panicza Michała Rajeckiego i jego niespełniony wakacyjny romans ze śliczną litewską dziewczyną ze wsi Warszulką Łaukinisówną. Do dramatu nie dochodzi, bo oboje pilnują granic swojej warstwy społecznej.