Powstanie w getcie warszawskim: Walka o godną śmierć

19 kwietnia 1943 r. rozpoczęła się jedna z najbardziej heroicznych insurekcji w dziejach świata, która do historii przeszła pod nazwą powstania w getcie warszawskim. Być może określenie „powstanie” jest w tym przypadku nieco emfatyczne. Historycy zachodni zatracają bowiem proporcje, pisząc o tysiącach dobrze przeszkolonych żołnierzy żydowskich, których w rzeczywistości mogło być zaledwie kilkuset. W dodatku byli to w większości wymęczeni ludzie z niewielkim doświadczeniem bojowym.

Aktualizacja: 19.04.2018 16:13 Publikacja: 19.04.2018 14:36

Powstanie w getcie warszawskim: Walka o godną śmierć

Nie ulega jednak wątpliwości, że była to pierwsza próba zbrojnego oporu przeciw niemieckiemu terrorowi w okupowanej Europie. Spór, ilu było powstańców, jak byli wyposażeni i do jakich organizacji należeli, ma znaczenie drugorzędne. Ważne jest zrozumienie, dlaczego zdecydowali się na straceńczą walkę z przeciwnikiem, o którym wiedzieli, że jest nie do pokonania.

Jako wnuk ludzi, którzy przeżyli powstanie warszawskie, powiedziałbym, że tacy właśnie byli przedwojenni warszawiacy. I nie jest ważne, jakiego byli wyznania. Zwyczajnie nie poddali się bez walki. Dlatego wściekły Hans Frank oświadczył na jednym z posiedzeń tzw. rządu Generalnej Guberni: „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi całe zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostaje ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”.

W tych dzielnych warszawiakach z getta, których obłędna ideologia nazistowska zakwalifikowała jako podludzi, obudził się duch ich przodków – obrońców Masady, Yotapaty i Jerozolimy, którzy w czasie wojny żydowskiej w drugiej połowie I wieku skutecznie bronili się przed miażdżącą machiną wojenną Imperium Rzymskiego.

19 wieków później ich nieliczni i słabo uzbrojeni potomkowie stawiali przez miesiąc opór blisko 2 tysiącom niemieckich żołnierzy pod dowództwem Gruppenführera SS Jürgena Stroopa.

Mimo że dzielnica żydowska zajmowała zaledwie fragment współczesnego warszawskiego Śródmieścia, Żoliborza i Woli, to zdobycie jej przez niemieckich grenadierów pancernych, kawalerzystów SS, żandarmów, żołnierzy lekkiej artylerii i saperów Wehrmachtu wspartych przez Łotyszy okazało się nie lada wyzwaniem. Nie wiemy, ilu Niemców zginęło w walce. W raporcie sporządzonym dla Heinricha Himmlera Stroop podaje liczbę 16 zabitych i 85 rannych. Wywiad AK doliczył się w tym czasie aż 86 zabitych i 420 rannych Niemców. Niezależnie jednak od tego, jak wysokie były straty niemieckie, opór warszawskich Żydów musiał budzić zdumienie u podwładnych Jürgena Stroopa. Zaledwie kilkaset bojowników z ŻOB i ŻZW było w stanie powstrzymać uderzenie tak dużych sił niemieckich wspartych 15 samochodami pancernymi i działami przeciwpancernymi. Już samo zastosowanie tak złożonych środków świadczy, że Niemcy podeszli do walki z całą powagą. To nie była zwykła akcja policyjna, ale regularna bitwa miejska, w której nie obowiązywały żadne zasady humanitarne. Stroop próbował ukryć ten fakt przed swoimi przełożonymi, dlatego znacznie zawyżył liczbę zabitych powstańców do 6 tys. Niemiecki zbrodniarz twierdził, że w wykrytych bunkrach ukrywało się 56 065 osób. Z dumą podkreślał, że aż 7 tys. z nich zamordowano na miejscu, a pozostałych wysłano do obozów zagłady.

W rzeczywistości w kwietniu 1943 r. w getcie znajdowało się zaledwie 40 tys. ludzi. Od 22 lipca 1942 r. do 21 września 1942 r. Niemcy zdążyli wywieźć do Treblinki 75 proc. mieszkańców warszawskiego getta. Niemal wszyscy zginęli w komorach gazowych lub zostali zamęczeni w niewolniczej pracy.

Ci, którzy pozostali, postanowili rozstać się z życiem w walce. 19 kwietnia 1943 r. o 6 rano bojownicy pod dowództwem 24-letniego Mordechaja Anielewicza, dowódcy Żydowskiej Organizacji Bojowej, otworzyli ogień u zbiegu Nalewek i Gęsiej oraz przy placu Muranowskim do niemieckich oddziałów policyjnych wspartych przez Łotyszy wkraczających do getta w celu przeprowadzenia ostatecznej akcji likwidacyjnej. Nie mieli najmniejszej szansy na zwycięstwo militarne, ale pod względem moralnym odnieśli jedno z najwspanialszych zwycięstw w dziejach.

 

Nie ulega jednak wątpliwości, że była to pierwsza próba zbrojnego oporu przeciw niemieckiemu terrorowi w okupowanej Europie. Spór, ilu było powstańców, jak byli wyposażeni i do jakich organizacji należeli, ma znaczenie drugorzędne. Ważne jest zrozumienie, dlaczego zdecydowali się na straceńczą walkę z przeciwnikiem, o którym wiedzieli, że jest nie do pokonania.

Jako wnuk ludzi, którzy przeżyli powstanie warszawskie, powiedziałbym, że tacy właśnie byli przedwojenni warszawiacy. I nie jest ważne, jakiego byli wyznania. Zwyczajnie nie poddali się bez walki. Dlatego wściekły Hans Frank oświadczył na jednym z posiedzeń tzw. rządu Generalnej Guberni: „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi całe zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostaje ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Stanisław Ulam. Ojciec chrzestny bomby termojądrowej, który pracował z Oppenheimerem
Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii