Pamiętam, była jesień… 2008 r. W warszawskiej Sali Kongresowej odbywała się uroczysta gala rozdania Złotych Kaczek – corocznych nagród przyznawanych przez czytelników magazynu „Film”. Tym razem jednak, poza sezonowymi wyróżnieniami, redakcja ogłosiła także plebiscyt na 100-lecie kina. W głosowaniu na polską „Aktorkę Komediową Stulecia” zwyciężyła Irena Kwiatkowska. Zanim laureatka pojawiła się na scenie, gala przebiegała standardowo i nieco niemrawo. 96-latka zawstydziła wszystkich! Energią, humorem i błyskotliwym dowcipem. Jak relacjonowano w grudniowym wydaniu „Filmu”, aktorka „nie dość, że przetrwała galę w znakomitej formie, to (…) pojechała na bankiet, na którym bawiła się prawie do północy”, co mogę potwierdzić, bo należałam wówczas do zespołu redakcyjnego. Irena Kwiatkowska odeszła z tego świata 3 marca 2011 r., w wieku 98 lat, by śmiać się, tańczyć i śpiewać z aniołami. W każdym razie jej, jako wierzącej i praktykującej katoliczce, takie zaświaty się należały. Zapracowała na nie.
Kobieta Pracująca (od zawsze)
W środowisku aktorskim słynęła ze swego perfekcjonizmu. Już na pierwsze teatralne próby do kolejnego spektaklu przychodziła, znając nie tylko własny tekst na pamięć, ale także pozostałych postaci – czym niekiedy złościła kolegów, a nawet reżyserów. Bo takiego samego zaangażowania oczekiwała od całej ekipy. Za pozornie lekką, groteskowo-ironiczną grą Kwiatkowskiej kryła się tytaniczna praca. Gdy trzeba było, grała całym ciałem, ale jej znakiem rozpoznawczym były: filuterny uśmiech, błysk w oku i niepodrabialny głos. Drobna, niewysoka i niepozorna, lecz gdy pojawiała się na scenie czy przed kamerą, przysłaniała sobą innych, kradła im występ, nawet jeśli grała tylko epizod. Aktorsko rozkwitła po wojnie, ale już w 1935 r. debiutowała na scenie Cyrulika Warszawskiego, gdzie wystąpiła w rewii „Pod włos”. Konsekwentnie dążyła do celu – kiedy jako nastolatka zakochała się w teatrze i postanowiła zostać aktorką, nic nie mogło jej powstrzymać.
Irena Kwiatkowska pojawiła się na tym świecie 17 września 1912 r. Była rodowitą warszawianką. Pochodziła z licznej i niezamożnej rodziny. Jej matka prowadziła dom i zajmowała się dziećmi, ojciec zaś był drukarzem-zecerem – ręcznie składał czcionki, by mogła powstać kolejna książka. Ponoć potrafił wydać ostatnie pieniądze na wypatrzonego w antykwariacie „białego kruka”. Swoją miłością do książek zaraził Irenę, która uwielbiała czytać i uczyć się na pamięć całych fragmentów. Jej ulubionymi pisarzami byli Prus i Słowacki.
W domu na Woli – w dzielnicy robotniczych czynszówek – nie przelewało się. Po latach Kwiatkowska wspominała, że w dzieciństwie jadła głównie brukiew, a do zabawy miała jedną szmacianą lalkę. W jej portrecie, który odnajdziemy w kapitalnej książce Łukasza Maciejewskiego „Aktorki. Spotkania”, możemy przeczytać, że „jako dziewczynka układała bochenki chleba w pobliskiej piekarni”, a sama aktorka dodała: „za dzień pracy dostawałam bochenek chleba: to była moja pierwsza zarobiona pensja”. Tu warto dodać, że zdobywała także nagrody pieniężne w zawodach… szermierki. „Kiedyś w nagrodę za pierwsze miejsce dostałam prawdziwy, nowiuteńki floret. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu”. Od najmłodszych lat wspierała więc swoją pracą rodzinny budżet. Kieszonkowe najchętniej przeznaczała na bilety do teatru – ponoć biegała na wszystkie warszawskie premiery. Na aktorską ścieżkę postanowiła wstąpić, gdy na scenie zobaczyła Aleksandra Zelwerowicza. Jak przyznała się Maciejewskiemu, „wydawało mi się, że dotknęłam wtedy nieba”.
Pomimo finansowych trudności w rodzinie Kwiatkowskich Irena ukończyła renomowane liceum Klementyny Hoffmanowej. Już w szkole wyróżniała się zamiłowaniem do literatury i występów na akademiach. Próbowała nawet swych sił jako autorka – pisała „dramaty antyczne”. Chętniej jednak recytowała klasykę polskiej literatury, już wówczas bowiem wiedziała, że chce zostać aktorką. O jej zawodowych początkach w książce „Poczet aktorów polskich” Witold Filler i Lech Piotrowski tak piszą: „W 1932 r. zgłosiła się do szkoły (warszawskiego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej – przyp. AN) szczupła panienka w skromniutkim paltociku i szkolnym, granatowym berecie, a na uwagę, że egzamin wstępny bardzo tu trudny, odpowiedziała z absolutną pewnością siebie: »Ja zdam. Ja jestem komiczka«”. Na występ przed komisją przygotowała fragment „Lalki” Bolesława Prusa i wiersze Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. I zdała – najlepiej z całego rocznika!