W upalną lipcową noc 1991 r. dwóch policjantów patrolowało jedną z uboższych dzielnic Milwaukee. Okolice Marquette University znane były z przestępczości i nocnych burd. Widok słaniającego się czarnoskórego mężczyzny zakutego w kajdanki nie wydał się im niczym zaskakującym. Policjanci postanowili sprawdzić, czy podejrzany mężczyzna nie jest narkomanem zatrzymanym wcześniej przez inny patrol. Okazało się, że człowiek ten jest bardziej przerażony niż odurzony. Przedstawił się jako Tracy Edwards i opowiedział, że napastował go jakiś blondyn. Najpierw zaprosił na drinka i wszystko wyglądało na dobrze rokującą randkę. Jednak po pewnym czasie poczuł dziwną senność, choć twierdził, że wcale nie wypił za dużo. Zaczął tracić świadomość. Gdy poczuł, że został zakuty w kajdanki, natychmiast otrzeźwiał. Blondyn zachowywał się coraz dziwniej. Groził mu nożem i powtarzał: „Wydrę ci serce i zjem je”. Tego było już za wiele. Tracy wyrwał się i uciekł.
Początkowo policjanci myśleli, że to tylko kłótnia homoseksualistów. Podobne zdarzenia były w tej okolicy na porządku dziennym. Postanowili jednak sprawdzić, kim jest ten „niesamowity gość”. Zabrali Edwardsa pod wskazany adres. Otworzył im spokojny biały mężczyzna o jasnych włosach i sympatycznym uśmiechu. Był wysoki, przystojny i czarujący. Jego opowieść wydawała się spójna i rzeczowa. Twierdził, że Tracy mu się spodobał i przyjął zaproszenie na drinka. Być może za dużo wypił i był zdenerwowany, ponieważ właśnie został zwolniony z pracy w fabryce czekolady. Ten fakt udało się później potwierdzić. Mówił, że nie jest z natury agresywny i bardzo żałuje tego, co się stało. Blondyn oświadczył, że rozkuje niedoszłego kochanka, ale musi iść po klucze do sypialni. Jeden z policjantów postanowił pójść za nim. I tam doznał szoku. Na ścianach ujrzał ogromną liczbę zdjęć wykonanych polaroidem. Przedstawiały zwłoki w różnym stopniu okaleczenia oraz ludzkie głowy ustawione na półkach w lodówce – takiej samej, jaka stała w rogu pokoju. Policjant otworzył ją i zobaczył trzy patrzące na niego twarze. „W tej lodówce jest pieprzona głowa!” – wrzasnął. Wtedy wybuchła szamotanina. Blondyn rzucił się do ucieczki, w czym próbował mu przeszkodzić drugi funkcjonariusz. Edwards zasłabł, ponieważ uświadomił sobie, że pogróżki nie były jedynie metaforą. Po chwili obaj funkcjonariusze obezwładnili Jeffreya Dahmera. Wtedy jeszcze nie zdawali sobie sprawy, kogo naprawdę ujęli.
Pierwszą osobą, która poza policją miała okazję obejrzeć mieszkanie mordercy, była reporterka Anne E. Swartz. Opisała to w książce „The Man Who Could Kill Enough”: „W głębi szafy stał metalowy kociołek zawierający rozkładające się dłonie i penisy. Na półce pod kuchenką leżały dwie czaszki. W szafie były także pojemniki z alkoholem etylowym, chloroformem i formaldehydem oraz kilka szklanych słojów, w których znajdowały się męskie genitalia zakonserwowane w formalinie. Były także zrobione polaroidem fotografie ofiar w różnych stadiach agonii. Jedna przedstawiała leżącą w umywalce głowę mężczyzny. Na innej ofiara była rozcięta od szyi aż po pachwiny, jak jeleń patroszony po zabiciu; cięcia były tak czyste, że mogłam wyraźnie dostrzec kości miednicy”.
Przeszukując mieszkanie „blondyna”, policja natykała się co chwilę na makabryczne odkrycia. Trzy ludzkie głowy i mięso przygotowane do spożycia spoczywały w zamrażarce, a odór rozkładu wydawał się wszechobecny. Dlaczego nikt w sąsiedztwie wcześniej nie czuł tych zapachów? Dahmer znalazł sobie idealne strategicznie lokum w dzielnicy, która wręcz oddychała zgnilizną. Na ulicach zalegały odpadki, co w upalne dni doskonale maskowało makabryczne „pamiątki” kanibala.
Korzenie zła
Jeffrey urodził się 21 maja 1960 r. w Milwaukee w stanie Wisconsin. Był zwykłym, radosnym dzieckiem, kochającym swojego psa o imieniu Frysky. Matka była nieco znerwicowana, a ojciec Lionel Dahmer, zajęty karierą naukową, nie poświęcał dzieciom zbyt wiele czasu. To była typowa rodzina z kilkoma trupami w szafie. Wbrew powszechnemu przekonaniu dzieciństwo psychopatycznych morderców nie musi być dramatyczne. Często wychowują się w podobnych warunkach jak inne dzieci. Dość wcześnie można u nich zaobserwować nietypowe zainteresowanie śmiercią i sadystyczne skłonności. Najczęściej od dzieciństwa są samotnikami, odrzucanymi instynktownie przez szkolną społeczność. Jeff na początku wydawał się normalny. Aż do okresu dojrzewania. Miał przyjaciela, nie dręczył zwierząt, był umiarkowanie towarzyski. Gdy odkrył swoje upodobania, zaczął zamykać się w sobie i stał się nieśmiały.