Rzeczpospolita: W 2015 r. odpowiadał pan za kampanię wyborczą PiS w sieci. Potem został pan – jak mówili złośliwi – ministrem od Facebooka. Po co taka funkcja w Kancelarii Premiera?
Paweł Szefernaker, sekretarz stanu w KPRM: PiS jako pierwsza partia polityczna w Polsce podeszła poważnie do kampanii w internecie. Prezes Jarosław Kaczyński i szefowa sztabu wyborczego Beata Szydło zwrócili uwagę, że trzeba się do tej dziedziny przyłożyć. Dziś w KPRM pracuję z panią premier, ponieważ uznała, że powinien być ktoś, kto będzie koordynował tematy związane z polityką informacyjną rządu w sieci. Chodzi o to, by projekty, którym trzeba dać wsparcie ze strony premiera, takie wsparcie otrzymały.
Z Centrum Informacyjnego Rządu wyodrębniliśmy, wzorem administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych, departament komunikacji internetowej. Poza koordynowaniem komunikacji rządu w sieci współpracuję w szczególności z ministerstwami rozwoju i cyfryzacji, które zajmują się e-administracją.
Z niedawnego artykułu w „Newsweeku" wynika, że tę słynną kampanię w internecie prowadził ktoś, kto nie odróżnia Facebooka od Twittera, a jego jedynym osiągnięciem jest założenie konta KPRM na Snapchacie. Mowa o panu.
Działając w polityce, trzeba mieć grubą skórę i przyjmować z zimną krwią takie nierzetelne artykuły czy w ogóle niesprawiedliwe komentarze na swój temat. Redaktor Michał Krzymowski – autor tekstu w „Newsweeku" – nawet nie pofatygował się, żeby przygotowując taki materiał, zadzwonić do mnie i poznać moje zdanie.