Rzeczpospolita: Katalonia, Szkocja, północne Włochy – coraz więcej regionów w krajach Unii chce się wybić na niepodległość. Ale tak różne wspólnoty jak Flamandowie i Walonowie wciąż żyją razem w Belgii. Jak to możliwe?
Rudy Demotte: Bo nasz federalizm jest szczególny. Opiera się z jednej strony na przekazaniu kompetencji władzom regionalnym w oparciu o terytorium: myślę np. o infrastrukturze transportowej czy wsparciu przedsiębiorstw. Ale z drugiej strony zakłada oddelegowanie kompetencji strukturom opartym na ludziach, niezależnie od tego, gdzie mieszkają: chodzi np. o szkolnictwo, język. Właśnie dlatego mamy z jednej strony rząd Walonii, z drugiej Wspólnoty Francuskiej. To model, który można zastosować w wielu krajach Unii. Ale niesie on też pewne ryzyko: że struktury regionalne przejmą tyle kompetencji, iż w końcu same staną się państwami.
To właśnie dzieje się w Belgii?
Głównym ugrupowaniem w rządzie federalnym jest Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) – partia, która w artykule 1 statutu zapisała jako cel rozbicie Belgii. Chce to osiągnąć, pozbawiając środków finansowych południową część kraju i doprowadzając ludzi do takiej desperacji, że same będą chcieli się od Belgii odłączyć. To się odbywa przede wszystkim poprzez przebudowę systemu redystrybucji socjalnej. We Francji, w Polsce bogatsze regiony wspierają biedniejsze, ale N-VA dąży do tego, aby w Belgii było odwrotnie: jeśli jakiś region ma problemy, należy je jeszcze zwielokrotnić.
Dlaczego im się to udaje?