Co zmieniła ustawa? Eksperci od nieruchomości twierdzą, że transakcji jest o połowę mniej, a hektar żyznej ziemi jest o ok. 1,4 tys. zł tańszy niż przed rokiem. Notariusze zaś uważają, że między rolnikami handel kwitnie, a kto chce kupić siedlisko, i tak je kupi. Na ostatniej legislacyjnej prostej posłowie poszli bowiem po rozum do głowy i zapisali w ustawie, że na kupno działki do 3 tys. mkw. Agencji Nieruchomości Rolnych o zgodę nikt pytać nie musi.

A ci, co prosić muszą, także nie narzekają. Agencja rzadko nie zgadza się na transakcję. Co ciekawe, najczęściej na zachodzie Polski - w Zielonej Górze na 82 wnioski tylko dziewięć załatwiono negatywnie, a w Gorzowie Wielkopolskim na 73 – sześć. W województwach lubelskim i podkarpackim – tam, gdzie miało być najtrudniej sprzedać ziemię - z odmową spotkało się mniej niż 2 proc. wniosków. Nie oznacza to jednak, że tym razem strach miał wielkie oczy.

W Sądzie Najwyższym już są dwa pytania prawne w jej sprawie. Okazuje się na przykład, że rolnicy mają problemy z przekazaniem ojcowizny dzieciom. Najbardziej poszkodowani wprowadzeniem restrykcji są przedsiębiorcy chcący inwestować, o ironio, w miastach i terenach podmiejskich. Nowych przepisów boją się również spółki. Wszystko dlatego, że ANR wykupiła kilka procent spółki cukrowej, do której należy ziemia. A duże firmy często mają w swoim portfelu nieruchomości rolne, choć ich główna działalność nie ma nic z rolnictwem wspólnego. Pytanie, czy portfel Agencji jest odpowiednio gruby. Jeśli tak, jest się czego bać. Jednym słowem, chociaż Agencja nie odmawia, to ustawie wciąż dużo brakuje do doskonałości.