Rynek, funkcjonujący na uboczu wielkiego rolnictwa, przeżywa właśnie szczyt sezonu. Działkowicze ruszyli po sadzonki, nasiona, drzewka – według szacunków wartość produkcji większych i mniejszych szkółek w Polsce sięga już miliarda złotych rocznie. I stale rośnie. Dzięki temu i zwiększającej się skali polscy producenci mogli także zaistnieć na rynkach zagranicznych. Według danych GUS wartość ich eksportu osiągnęła w 2016 r. 359 mln zł, a uwzględniając także grzybnie – 641 mln zł.
Teraz jest najdrożej
Po majówce, zdaniem ogrodników, ma być najlepszy czas na sadzenie roślin balkonowych. Bardzo długo było zimno i jeszcze w ostatniej dekadzie kwietnia były przymrozki, które wytrzymywały bez problemów jedynie bratki (ok. 2 zł za sadzonkę). Na sadzenie pelargonii (5–10 zł za dorodną roślinę) było jeszcze za wcześnie.
Właścicieli działek i ogrodów przybywa. Coraz więcej osób przenosi się z miasta na ich obrzeża właśnie po to, aby mieć chociaż kawałek ziemi pod uprawy. W najlepsze kwitnie też handel prawami do działek pracowniczych i zależnie od regionu Polski ich wysokość waha się od 25 tys. do nawet 55 tys. zł, co widać po ogłoszeniach w prasie.
Według szacunków „Rzeczpospolitej", opartych na wypowiedziach właścicieli firm zajmujących się urządzaniem ogrodów, producentów oraz samych domowych ogrodników, rocznie wydają oni nawet do 6-7 tys. zł na nowe rośliny, środki ochrony, nawozy, sprzęt ogrodniczy. Często przyznają, że mimo wieloletniego doświadczenia cały czas popełniają błędy, że rośliny im marnieją i trzeba je w ciągu sezonu wymieniać na nowe.
Bardzo drogie jest utrzymanie trawnika w dobrej kondycji. Wykonujące tę usługę firmy w miastach biorą najczęściej 250–300 zł za „wejście", czyli skoszenie, nawiezienie, napowietrzenie i wywiezienie usuniętego materiału.