Igrzyska w Rio de Janeiro: Biedni jadą, bogatym się nie chce

Dla niektórych sportowców Rio to nie atrakcja. Powody niechęci są różne, często strach przed wirusem Zika.

Aktualizacja: 20.07.2016 07:04 Publikacja: 19.07.2016 19:47

Rory McIlroy, tego irlandzkiego golfisty w Rio nie będzie.

Rory McIlroy, tego irlandzkiego golfisty w Rio nie będzie.

Foto: ROL

To zjawisko nie jest całkiem nowe, ale przed Rio widać je wyraźniej. W kilku dyscyplinach sławy sportu rezygnują z udziału w igrzyskach. Przoduje męski golf, który miał z fanfarami wrócić na olimpijskie salony po 112 latach nieobecności, lecz na razie jedynie drażni działaczy MKOl.

W zawodach olimpijskich nie chce także uczestniczyć spora grupa tenisistów i koszykarzy NBA. Niemal wszystkich niechętnych łączy to, że dużo zarabiają i zdobywają wielką sławę bez oglądania się na olimpiadę. Kontrast jest oczywisty: biedni i mniej popularni nie grymaszą, nie traktują igrzysk jak zło konieczne.

Najlepsi golfiści zdecydowanie wyprzedzili resztę: na niespełna trzy tygodnie przed uroczystością otwarcia z 60 uprawnionych z własnej woli nie pojedzie grać o medale 21, czyli ponad 1/3. Znawcy golfa wiedzą, że zrezygnowała elita – w niej cała pierwsza czwórka rankingu światowego: Jason Day (Australia), Dustin Johnson i Jordan Spieth (obaj USA) i Rory McIlroy (Irlandia Płn.), poza nimi zwycięzcy turniejów wielkoszlemowych, podziwiani i rozpieszczani przez media, kibiców i sponsorów: Adam Scott (Australia), Danny Willet (Anglia), Rickie Fowler i Bubba Watson (USA), Hideki Matsuyama (Japonia), Vijay Singh (Fidżi) i wielu innych.

Większość mówi o ochronie rodziny i siebie przed wirusem Zika, niewiele sobie robiąc z opinii naukowców z renomowanych uniwersytetów, ekspertów WHO i badań podczas 44 testów przedolimpijskich (od maja wśród wielu tysięcy sportowców odwiedzających Rio nie stwierdzono żadnego zarażenia tym wirusem). Są też tacy jak McIlroy, którzy bez skrępowania twierdzą, że olimpijski golf jest dla nich mniej interesujący niż np. skoki do wody.

Olimpijskie złoto i zielona marynarka z Masters nie muszą mieć podobnej wartości. Praktyczna strona rezygnacji golfistów jest bowiem taka, że turniej w Rio następuje tuż po wielkoszlemowej rywalizacji w PGA Championship (pula 10 mln dol.). Potem najlepsi z najlepszych musieliby opuścić zawody John Deere Classic (4,8 mln dol.) i Wyndham Championship (5,4 mln). Wielcy będą też mieli zakłócone przygotowania do Pucharu Rydera i nie chcą stracić okazji do zdobycia miejsca w finale rozgrywek FedEx Cup (do wypłaty aż 35 mln dol.).

Wierzyć golfistom zatem trudno, choćby dlatego, że będące w podobnej sytuacji golfistki takich problemów nie mają – na razie z początkowej grupy startujących ubyła tylko jedna, Lee-Anne Pace z RPA, pozostałym strach o zdrowie nie zajrzał w oczy.

Podobną golfistom niechęć wykazały sławy NBA. Mistrzowie ligi, uczestnicy konferencyjnych finałów i Meczu Gwiazd – LeBron James, Stephen Curry, Russell Westbrook, Kawhi Leonard, James Harden, Chris Paul – nie pokażą się w Rio, tak samo jak inni cenieni w branży: Blake Griffin, Anthony Davis, John Wall, LaMarcus Aldridge, Damian Lillard, Kevin Love i Andre Iguodala.

Większość podała jako przyczynę zmęczenie i konieczność leczenia kontuzji (wirusa Zika boją się tylko niektórzy), innych nieco tłumaczy fakt, że obowiązki w igrzyskach już kiedyś podejmowali (LeBron James trzy razy). Wskaźnik wielkich nieobecnych z NBA jest jednak wysoki, tak wysoki, że trudno wszystkie winy zrzucać na golfistów.

Większość zainteresowanych po prostu przyznała, że do Rio nie pojedzie, bez podawania przyczyn. Zapewne w ich przypadku działa też czynnik demotywujący w postaci wiary w ogromną przewagę dowolnej, nawet trzeciorzędnej reprezentacji USA nad resztą świata.

Nie najlepiej wypadli także tenisiści, choć w tej dyscyplinie przynajmniej ci najwięksi potwierdzili olimpijskie aspiracje, nie robiąc kibicom zawodu. Lista niezbyt uzasadnionych absencji nie jest jednak wcale krótka, zwłaszcza po męskiej stronie. Nie będzie w Rio finalisty Wimbledonu Milosa Raonica (Kanada) i Tomasa Berdycha (Czechy) – to pierwsza dziesiątka świata. Z dalszych miejsc zabraknie Dominika Thiema (Austria), Johna Isnera i Sama Querreya (USA), Kevina Andersona (RPA), Nicka Kyrgiosa i Bernarda Tomica (Australia), Feliciano Lopeza (Hiszpania) i Ernestsa Gulbisa (Łotwa). Wśród pań zauważalną nieobecność zgłosiła Rumunka Simona Halep. Dla niektórych ważnym powodem absencji jest też brak punktów rankingowych za igrzyska (od 2000 roku zaliczano je w singlu mężczyznom, od 2004 roku kobietom).

Tenis, dzięki nawróconym gwiazdom, ma jednak trwałe miejsce w igrzyskach, choć trzeba przypomnieć, że ten proces był długi i też miał zacięcia na starcie – być może golf musi przejść tę samą drogę. W 1988 roku w Seulu nie zagrało ośmiu z pierwszej dziesiątki rankingu ATP. W większości zgłaszali kontuzje, choć Mats Wilander, ówczesny mistrz US Open, odmówił startu, twierdząc, że ma uraz, po czym w terminie igrzysk zagrał w Palermo. Nie był jedynym, Thomas Muster też tak zrobił.

Tenisowego entuzjazmu olimpijskiego brakowało wtedy zwłaszcza w USA: Andre Agassi, Jimmy Connors i John McEnroe nie byli zainteresowani. Nie pojawili się na starcie w Seulu także Pat Cash i Yannick Noah. Martina Navratilova w 1988 roku mówiła w „Chicago Tribune", że tenis „nie jest prawdziwym sportem olimpijskim".

Dobrze, że dziś większość zawodowego sportowego świata sprzyja igrzyskom, a ostrzeżenia, jakie kierował do piłkarzy były brazylijski gwiazdor Rivaldo, okazały się nieskuteczne. Lekkoatletyka ma na koncie dwie rezygnacje kenijskich maratończyków (Dennisa Kimetto i Wilsona Kipsanga) oraz prewencyjne zamrożenie nasienia, zgłoszone publicznie przez brytyjskiego mistrza skoku w dal Grega Rutherforda. Pływacy są stuprocentowo chętni, pięściarze też, inne dyscypliny – tym bardziej.

Igrzyska XXI wieku mają tylko jeden problem – z bogatymi, którym nie zawsze się chce.

To zjawisko nie jest całkiem nowe, ale przed Rio widać je wyraźniej. W kilku dyscyplinach sławy sportu rezygnują z udziału w igrzyskach. Przoduje męski golf, który miał z fanfarami wrócić na olimpijskie salony po 112 latach nieobecności, lecz na razie jedynie drażni działaczy MKOl.

W zawodach olimpijskich nie chce także uczestniczyć spora grupa tenisistów i koszykarzy NBA. Niemal wszystkich niechętnych łączy to, że dużo zarabiają i zdobywają wielką sławę bez oglądania się na olimpiadę. Kontrast jest oczywisty: biedni i mniej popularni nie grymaszą, nie traktują igrzysk jak zło konieczne.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową