W sieć jako pierwszy chciał złapać szpitale w 2007 r. minister Zbigniew Religa. Tłumaczył, że szpitale muszą odpowiadać potrzebom zdrowotnym mieszkańców, a zamiast otwierać w małym miasteczku trzy szpitale laryngologiczne, należy stworzyć jeden w województwie, w którym oddziału laryngologicznego nie ma w ogóle. Obiecywał też likwidację 200 szpitali – tych poniżej 150 łóżek, tych zadłużonych i nieuzasadnionych na danym obszarze.

Dziewięć lat później kolejny minister zdrowia w rządzie PiS, Konstanty Radziwiłł, proponuje swoją wersję sieci, zbierając słowa krytyki nawet we własnym obozie. Jego projekt w niczym bowiem nie przypomina założeń prof. Religi. W projekcie nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, nazywanej ustawą o sieci szpitali, najważniejsze jest bowiem rozporządzenie określające kryteria, jakie musi spełnić szpital, żeby znaleźć się na którymś z sześciu poziomów sieci, a ściślej oddziały, jakie musi posiadać, by został przypisany do jednego z trzech pierwszych stopni sieci: I – poziomu szpitali powiatowych, II – szpitali wojewódzkich, i III – ogólnospecjalistycznych. Instytuty naukowe, szpitale onkologiczne i pediatryczne dostają się do sieci z automatu. Podobnie jak szpitale kliniczne, w większości spełniające kryteria szpitali ogólnopolskich.

A co z pozostałymi? Na przykład ze szpitalem rehabilitacyjno-reumatologicznym w Ustroniu Śląskim, ważnym z punktu widzenia potrzeb zdrowotnych mieszkańców Śląska? Albo choćby ze Szpitalem Wolskim, który – mimo sklasyfikowanego na III stopniu w sieci oddziału chirurgii naczyniowej i jednego z niewielu w Polsce oddziału geriatrii – spełnia kryteria zaledwie I stopnia i od lipca 2017 r. mógłby liczyć na kontrakt dla interny i chirurgii ogólnej? Jakub Szulc, były wiceminister zdrowia w rządzie PO, dziś dyrektor w firmie konsultingowej EY, powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że większość placówek, które dziś spełniają kryteria powiatowych, zostanie decyzją ministra przypisana do poziomu szpitali wojewódzkich i wielospecjalistycznych. Podobny los może czekać szpitale jednoprofilowe, którym nie dadzą umrzeć jeśli nie pacjenci, to opozycja, która dyrektorów szpitali jednoprofilowych zaprosiła ostatnio na posiedzenie Komisji Zdrowia, podczas której z założeń ustawy tłumaczył się wiceminister Piotr Gryza.

– System jest tak nieuporządkowany, a profile szpitali nie wiadomo dlaczego umieszczone w różnych miejscach, że musimy je uporządkować, wprowadzając sieć szpitali – bronił się wówczas i wyjaśniał, że przy takim stanie chaosu każda próba systematyzacji jest dobra. Czy rzeczywiście? Zdaniem ekspertów projekt ustawy o sieci szpitali to przewrócenie ustalonego porządku o 180 stopni i powrót do socjalizmu.

Gwarancja finansowania tylko dla szpitali ujętych w sieci i rezygnacja z postępowania konkursowego na 85 proc. świadczeń to tak naprawdę powtórka z „czasów słusznie minionych", kiedy „pieniądz szedł przed pacjentem", a więc najpierw dostawało się środki, a potem wykonywało usługę. „Dla mnie jednak zmiana jest fundamentalna, bo stanowi odwrócenie filozofii wprowadzanej u zarania systemu ubezpieczeniowego, która stanowiła, że to pacjent jest najważniejszy w systemie" – mówił w listopadowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Andrzej Sośnierz, poseł PiS, były prezes NFZ i twórca Śląskiej Kasy Chorych. I dodał, że w takim systemie pacjent siłą rzeczy schodzi na drugi plan.