Tomasz Bodył: Telewizja jest tabloidem

Telewizja odwołująca się do wyższej kultury" to absurd. Społeczeństwo tego nie chce, a to dla ludzi jest ta telewizja i z ich pieniędzy jest finansowana – pisze publicysta.

Aktualizacja: 20.07.2016 08:02 Publikacja: 18.07.2016 19:03

Tomasz Bodył: Telewizja jest tabloidem

Foto: materiały prasowe

Ten tekst został sprowokowany coraz częstszym narzekaniem na tabloidyzację mediów, zwłaszcza telewizji, co ma oznaczać jej ostateczne dno. Co ciekawe, zarzut ten nie ma barw partyjnych i nie ma wokół niego sporu, bo o końcu tabloidyzacji mówiło zarówno poprzednie, jak i obecne kierownictwo TVP. Wszyscy chcą telewizji ambitnej, mądrej itp. Pytanie tylko – po co?

Niski gust większości

Najważniejszą cechą tabloidów jest to... że nikt ich nie czyta! Spotkaliście kogoś, kto przyznałby się do czytania „Faktu", „Super Expresu" czy Pudelka? Ja nigdy. Mimo to są to najlepiej sprzedające się gazety, wszyscy wiedzą, o czym pisały, a internetowe serwisy plotkarskie cieszą się milionową „klikalnością". Dzieje się tak, gdyż są idealnie skrojone do potrzeb i oczekiwań odbiorców.

Dokładnie tak samo jest z telewizjami i innymi mediami komercyjnymi. Żyją one oczywiście z ilości odbiorców, więc również ich oferta musi być do nich dostosowana, co jest starannie mierzone, gdyż przekłada się to wprost na pieniądze zostawiane przez reklamodawców. W efekcie w telewizjach królują seriale fabularne i udawane dokumentalne, kabarety, sport, rozmaite talent show itd. Trudno uznać to za wyszukaną ofertę, ale, jeszcze raz, ludzie właśnie tego chcą, nawet jeśli służy im to wyłącznie do ucięcia sobie drzemki przez odbiornikiem.

Tak sprawy się mają w telewizjach komercyjnych, gdzie o programach decydują widzowie swoimi pilotami. Inaczej jest w telewizji publicznej; ta w pewnej mierze finansuje swoje produkcje z abonamentu, a jeśli ludzie nie chcą oglądać tego, co powstało za ich pieniądze, nazywa to „misją".

To, jaka ma być TVP, wyraźnie określił jej obecny prezes Jacek Kurski podczas konferencji ramówkowej: „To będzie telewizja, która będzie odwoływać się do wyższej kultury, do wyższych ambicji, wyższych aspiracji, która nie będzie się ścigać na schlebianie niskim gustom z telewizjami komercyjnymi". Przyznajcie – brzmi to bardzo dobrze i sądzę, że wielu z Was by się pod tym podpisało. Kiedy jednak przyjrzymy się temu z bliska, zobaczymy, że tak naprawdę nic tu się nie zgadza.

Rzecz pierwsza i najważniejsza: nie ma czegoś takiego jak niski gust, coś takiego po prostu nie istnieje. Niski gust mogą mieć jedynie konkretni ludzie, widzowie. Mówiąc bezosobowo o niskim guście, z jednej strony maskujemy swoją pogardę dla tych osób, a z drugiej strony nie chcemy, że ktoś odebrał to personalnie do siebie; lepiej udawać, że mowa o jakichś abstrakcyjnych innych.

Tymczasem osób o niskim guście są miliony, a nawet (nie bójmy się postawić kropki nad „i") większość. Mówiąc, że nie będziemy robić programu dla widzów o niskim guście, faktycznie wykluczamy dużą części społeczeństwa z możliwości dostępu do mediów publicznych, które, z definicji, mają służyć przecież całemu społeczeństwu, a więc również odbiorcom o tanim guście. Nie jest to wykluczenie formalne, ale faktyczne – po prostu nie ma odpowiadającej im oferty.

Dzielimy społeczeństwo na widzów o dobrym i złym guście, media publiczne mają być tylko dla tych pierwszych, przy czym pieniądze w abonamencie bierzemy równo od wszystkich. Za co więc płacą ci o gorszym guście?

Wyludnione ulice

Oczywiście wyrażanie „niski gust" w praktyce nic nie znaczy (podobnie jak wyrażenie „kultura wysoka"). Wszystko to jest bardzo uznaniowe i nie mamy żadnych obiektywnych kryteriów oceny, odróżniającej gust niski od wysokiego ani kultury wysokiej od niskiej. W zależności od (bardziej lub mniej naciąganej) argumentacji coś uznane przez kogoś za wysokie może przez kogoś innego zostać uznane za niskie, i odwrotnie.

Najwyższy czas zrozumieć, czym jest telewizja. Wstyd przyznać, ale dopiero teraz wpadła mi w ręce książka Ryszarda Kapuścińskiego „Autoportret reportera" i przyznam, że w dużej mierze podzielam jego widzenie mediów. Mówi tam on tak: „Rola obrazu telewizyjnego jest ogromna. Musimy zdawać sobie jednak sprawę, że obraz nie wzbudza refleksji, tylko działa na nasze emocje".

Otóż to. W mojej ocenie telewizja jest po prostu tabloidem. Nie jakaś konkretna telewizja, ale każda ze swej natury. Dzieje się tak, gdyż jest to najprostszy, najbardziej pospolity i najtańszy sposób spędzenia wolnego czasu. Jest to medium ze swej natury przeznaczone dla najmniej wymagających i najbardziej biernych osób, oczekujących i mogących zrozumieć jedynie najprostszy przekaz.

Telewizja publiczna, finansowana przez społeczeństwo, jeśli faktycznie ma taka być, musi mieć program dostosowany do potrzeb takich osób. Jakiekolwiek ambitniejsze produkcje masową widownię po prostu znudzą, a ich potencjalnych odbiorców po prostu nie ma przez telewizorami.

Gdzie są? Mają alternatywne kanały dostępu do kultury i aktywnie z ich korzystają: czytają książki, chodzą do teatrów, kin i pewnie (tak, tak!) opery, na koncerty, wykłady, wernisaże, uczestniczą w festiwalach czy w inny sposób realizują swoje pasje. Wybierają świadomie i całkiem zwyczajnie szkoda im czasu na telewizję, która po prostu jest dla nich nieatrakcyjna w porównaniu z innymi propozycjami.

To oni są potencjalni odbiorcami ambitniejszych treści w telewizji, ale – jeszcze raz – oni po prostu nie oglądają telewizji! W związku z tym tzw. wartościowe (misyjne?) produkcje adresowane są absolutnie dla nikogo!

Często słychać głosy, że najbardziej wartościowe rzeczy lądują na antenach w nocnych porach i przez to są trudno dostępne. Dzieje się tak nie bez powodu – w prime time nikt tego oglądać nie chce i nie będzie. Skąd to wiadomo? Z wspomnianych już słupków oglądalności – jeśli te pozycje mogłyby wygenerować dużą widownię, już dawno byłyby pokazywane w mediach komercyjnych, dla których im więcej widzów, tym lepiej. Ale realia są takie, że byle sensacja amerykańska zgromadzi pewnie widownię wielokrotnie większą niż np. jakiś „wartościowy" dokument o znaczeniu Władysława Reymonta dla kultury polskiej.

To wszystko bzdury, powie ktoś, pamiętamy telewizję, która była ambitna, mądra, a podczas emisji takich programów jak Kabaret Starszych Panów czy legendarnej „Kobry" wyludniały się ulice. To oczywiście prawda, ale warto zapytać, jaki wtenczas widzowie mieli wybór, co innego mogli oglądać? Pytanie brzmi: czy gdyby wtedy była taka sama podaż kanałów TV jak obecnie (powiedzmy przeciętnie ok. 100), to czy Kabaret Starszych Panów byłby równie chętnie oglądany? Szczerze – śmiem wątpić...

Jak w cyrku

Dlaczego wszyscy upierają się, żeby męczyć ich wysoką kulturą? Nie mam pojęcia. Bo to fajnie brzmi i daje złudne poczucie wyższości? Wydaje się więc, że jeśli telewizja ma wyglądać tak, jak słyszymy, jedyny związek z nią przeciętnego widza będzie polegał na... płaceniu abonamentu, bo nie sądzę, żeby dało się go zmusić do oglądania czegoś, czego oglądać nie chce.

Na koniec oddajmy jeszcze raz głos Kapuścińskiemu, który mówi tak o traktowaniu telewizji w pewnych rejonach świata: „Nikomu nie przychodzi tam do głowy, aby oczekiwać od telewizji czegoś poważnego, aby to medium wychowywało, informowało czy objaśniało świat, podobnie jak nie oczekujemy tych rzeczy, kiedy idziemy do cyrku".

Ten tekst został sprowokowany coraz częstszym narzekaniem na tabloidyzację mediów, zwłaszcza telewizji, co ma oznaczać jej ostateczne dno. Co ciekawe, zarzut ten nie ma barw partyjnych i nie ma wokół niego sporu, bo o końcu tabloidyzacji mówiło zarówno poprzednie, jak i obecne kierownictwo TVP. Wszyscy chcą telewizji ambitnej, mądrej itp. Pytanie tylko – po co?

Niski gust większości

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę