Talaga: Z Trumpem bez mesjanizmu

Odwiedziny prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie, zanim zawita do Berlina czy Paryża, mogą rodzić pokusę, by budować na relacjach z Waszyngtonem przeciwwagę dla powrotu niemiecko-francuskiego duumwiratu, czy szerzej rozumianego twardego jądra UE. Tym silniejszą, że zachód Starego Kontynentu traktuje aktualnego włodarza Białego Domu z antypatią.

Aktualizacja: 21.06.2017 19:01 Publikacja: 20.06.2017 20:36

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump

Foto: AFP

Teoretycznie rola lidera Nowej Europy podpartej mocą USA brzmi kusząco. W praktyce jednak to strategiczna ślepa uliczka. Jeśli na politycznych salonach zrodziłaby się taka myśl, czas, by równie szybko skonała. Skuteczna polityka zagraniczna musi bowiem być oparta na dwóch filarach – USA i Niemczech. Jeden to za mało, byśmy mogli czuć się bezpiecznie. Trump dziś jest, jutro go nie ma, dlatego ważniejsze od indywidualnych sympatii i antypatii są stałe interesy.

Gdzie szukać przyjaciół?

Sojuszników należy szukać blisko, a wrogów daleko – ta stara zasada dyplomacji nie zużyła się, przeciwnie, wydaje się aktualna dopóty, dopóki będą istniały państwa. Nie bez powodu. Odległy przeciwnik będzie czuł nikłą pokusę, aby nas zaatakować, a bliski sojusznik będzie miał własny interes w tym, by nas bronić. Jak ważna to zasada, pokazuje historia. Polska przystąpiła do drugiej wojny światowej, mając wrogów blisko, tuż za granicą, przyjaciół zaś daleko – w Wielkiej Brytanii i we Francji. Skończyło się to bardzo źle.

Pozornie podobnie wyglądają sprawy z USA, przyjacielem zza oceanu, który ma nas obronić przed pobliskim wrogiem. Geopolityczny rozsądek nakazywałby wiązanie się raczej z Niemcami niż z Amerykanami. Dla Berlina jesteśmy strategiczną głębią oraz tarczą przed nieprzewidywalnymi zagrożeniami ze Wschodu. Ma on żywotny interes w utrzymaniu niepodległej i stabilnej Polski.

W przypadku Waszyngtonu taki interes już nie istnieje. Dodatkowym bonusem stała się dla Polski Unia Europejska, bowiem nie musimy paktować z Niemcami sam na sam, co stawiałoby nas zawsze w pozycji słabszego, ale w ramach szerszej struktury zabezpieczającej przed niemiecką dominacją.

To układ niezwykle korzystny, ale ma zasadniczą wadę – ani Niemcy, ani Unia Europejska nie dysponują wystarczająca siła militarną, żeby udzielić Polsce pomocy w razie wrogiego ataku.

Mają ją zaś Amerykanie. Różnica między obecną sytuacją a tą z 1939 r. jest taka, że tym razem odległy sojusznik, w przeciwieństwie do ówczesnych Francuzów i Brytyjczyków, posiadł technologiczne możliwości prowadzenia wojny w obronie Polski na odległość. Zaś tzw. wielka strategia USA przewiduje interwencję zbrojną w Europie, gdyby jakieś mocarstwo próbowało ją zdominować. Stary Kontynent jako całość to bufor bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.

Co Trump mógłby nam powiedzieć?

Chcielibyśmy usłyszeć w Warszawie od prezydenta Trumpa, że zwiększy obecność militarną USA na polskiej ziemi, potwierdzi zobowiązania sojusznicze, uzna za casus belli każdą próbę rozegrania przeciw Polsce wojny hybrydowej, cyberwojny lub innego typu konfliktu poniżej progu otwartej walki zbrojnej. Od Polaków powinien jednak usłyszeć, że jesteśmy nierozerwalną częścią większej całości, systemu bezpieczeństwa zwanego NATO, którego członków nie wolno dzielić na lepszych i gorszych zależnie od tego, czy mniej czy bardziej kochają Amerykę, mniej lub bardziej zbliżają się do rekomendowanych 2 proc. PKB na obronę.

Żadne Międzymorze – sojusz z Estonią na jednym jego krańcu i Chorwacją na drugim – nie zastąpi nam niemieckiej siły politycznej oraz potęgi gospodarki. Nie łudźmy się zresztą, dla Trumpa, a na pewno jego otoczenia, Intermarium to co najwyżej intrygująca egzotyka.

Potrzeba by zaiste wielkiego nieszczęścia albo głupoty, by stawiać na Stany Zjednoczone przeciwko Niemcom (ewentualnie szerzej – Unii Europejskiej) lub na Niemcy przeciwko Ameryce. To dwa skrzydła, pod które jeszcze długo będziemy się musieli chronić z braku własnej potencji politycznej i militarnej.

Autor jest dyrektorem ds. strategii Warsaw Enterprise Institute, doradcą firm zbrojeniowych.

Teoretycznie rola lidera Nowej Europy podpartej mocą USA brzmi kusząco. W praktyce jednak to strategiczna ślepa uliczka. Jeśli na politycznych salonach zrodziłaby się taka myśl, czas, by równie szybko skonała. Skuteczna polityka zagraniczna musi bowiem być oparta na dwóch filarach – USA i Niemczech. Jeden to za mało, byśmy mogli czuć się bezpiecznie. Trump dziś jest, jutro go nie ma, dlatego ważniejsze od indywidualnych sympatii i antypatii są stałe interesy.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę