Chyba żadna z decyzji nowego amerykańskiego prezydenta nie wywołała takiej burzy jak rozporządzenie wprowadzające tymczasowy zakaz wpuszczania na terytorium USA imigrantów z siedmiu krajów zamieszkanych w większości przez muzułmanów.
Lewicowo-liberalna część opinii publicznej zawrzała z oburzenia, wypluwając z siebie twitterowe mądrości w stylu: „Trump to dosłownie Hitler!". Google, Apple, Facebook oraz inni giganci branży IT zbuntowali się przeciwko imigracyjnym restrykcjom, które odcięły ich od młodych, zdolnych informatyków z Somalii, Libii czy Jemenu. W mediach pojawiły się historie o imigrantach z Bliskiego Wschodu, którym nie udało się dotrzeć do wymarzonego amerykańskiego raju. Po kilku dniach imigracyjne rozporządzenie prezydenta zostało zakwestionowane przez sądy, ale Trump niedawno wypuścił nowy, poprawiony akt legislacyjny, wprowadzający ograniczenia dotyczące już tylko sześciu krajów muzułmańskich. Akt ten szybko został jednak zablokowany przez sędziego federalnego z Hawajów. Zapowiada się batalia w Sądzie Najwyższym. Można być pewnym, że to początek długiego konfliktu prawnego o kształt amerykańskiej polityki imigracyjnej – obrosłej mitami polityki, na temat której rzesze amatorów i tzw. ekspertów z pewnością jeszcze wygłoszą i napiszą wiele zaskakujących opinii.
Poprzednicy Trumpa
Trump niewątpliwie popełnił błąd, podpisując rozporządzenie w tak delikatnej sprawie, które wchodziło w życie z dnia na dzień, bez kilkumiesięcznego okresu przejściowego. Pozwoliłby on na przystosowanie się do nowego stanu prawnego urzędnikom wydającym wizy, liniom lotniczym i firmom korzystającym z pracy imigrantów z owych siedmiu państw. Błąd ten poprawiono w nowym rozporządzeniu.
Sam tymczasowy zakaz imigracji z określonych krajów nie jest jednak niczym nowym. W 2011 r. wprowadziła go na kilka miesięcy administracja Obamy w przypadku obywateli Iraku. Argumentowała to zagrożeniem terrorystycznym. Nie protestowano przeciwko niemu narzekając, że „stygmatyzuje muzułmanów". Większych protestów też nie było, gdy Obama w ostatnich dniach swoich rządów zdecydował, by odsyłać z powrotem do „socjalistycznego raju" Kubańczyków uciekających do USA.
Choć obecnie niektórzy próbują wmówić opinii publicznej, że Ameryka zawsze przyjmowała imigrantów z otwartymi ramionami, to w historii USA wielokrotnie wprowadzano restrykcje imigracyjne idące o wiele dalej niż kontrowersyjne rozporządzenie Trumpa. Wielbiony przez lewicowych liberałów prezydent Wilson ograniczał imigrację do USA, posługując się kategoriami rasowymi, a administracja Franklina Delano Roosevelta robiła problemy żydowskim uchodźcom uciekającym przed Hitlerem z Europy.