Niemiecki patent na Europę

Frank-Walter Steinmeier jasno opowiada się za budową Unii różnych prędkości – polityczną sylwetkę nowego prezydenta Niemiec kreśli były dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Aktualizacja: 17.03.2017 17:57 Publikacja: 16.03.2017 18:42

Niemiecki patent na Europę

Foto: Mueller / MSC [CC BY 3.0 de (http://creativecommons.org/licenses/by/3.0/de/deed.en)], via Wikimedia Commons

Frank-Walter Steinmeier był po Hansie-Dietrichu Genscherze najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych Niemiec i należy po Angeli Merkel do najbardziej popularnych polityków nad Renem. W sobotę obejmie urząd prezydenta swego kraju – 12. od czasu jego zjednoczenia.

Wybrany został miażdżącą większością głosów deputowanych najważniejszych sił politycznych kraju. Nominacja dla Steinmeiera wywołała jednak kontrowersje. Wyłoniono ją w kuluarowych politycznych rozgrywkach, sprowadzając głosowanie w Zgromadzeniu Narodowym do czystej formalności, co podważyło konstytucyjnie nadrzędną rolę Zgromadzenia jako suwerennej reprezentacji narodu. To kolejny przykład erozji systemu tzw. demokracji kanclerskiej w Niemczech. Kojarzony jeszcze z pierwszym kanclerzem powojennej Republiki Federalnej Niemiec Konradem Adenauerem jest on zastępowany przez tzw. system koordynowanej demokracji.

Urząd, który obejmuje 61-letni socjaldemokrata Steinmeier, wyposażony jest we wszystkie insygnia władzy, jednak faktycznej władzy w sensie wpływu na politykę państwa praktycznie nie ma. Osłabienie jego pozycji było nauką, jaką wyciągnięto z roli odegranej przez prezydenta Paula von Hindenburga u progu rządów Hitlera. Dziś siła oddziaływania prezydenta demokratycznych Niemiec zależy od jego retorycznych zdolności, osobowości czy zalet moralnych.

Jeden z poprzedników na stanowisku głowy państwa Horst Köhler poniósł porażkę, rezygnując ze stanowiska, ponieważ był osobą spoza kręgów władzy. Nie miał kontaktów ani wpływów mogących asekurować politycznie jego prezydenturę. Steinmeiera to nie dotyczy. Jest on wręcz ucieleśnieniem klasy politycznej dzisiejszych Niemiec. Przeszedłszy wszystkie szczeble kariery, zna dostatecznie dużo osób poruszających dźwignie państwa.

Człowiek Schrödera

Urodził się na prowincji we wschodniej Westfalii w miasteczku Brakelsiek. Jego ojciec był stolarzem, a matka, niemiecka uciekinierka z Wrocławia, pracowała w fabryce. Z tego też m.in. powodu polityczny wybór tego z domu ewangelika padł na „robotniczą" SPD, do której wstąpił w 1975 r.

Dla wielu obserwatorów życia politycznego Niemiec Steinmeier zostanie na zawsze człowiekiem Gerharda Schrödera. Zaczął w 1991 r. od stanowiska referenta ds. mediów w gabinecie ówczesnego premiera Dolnej Saksonii. Gdy Schröder w 1998 r. został kanclerzem Niemiec, Steinmeier dostał nominację na koordynatora Federalnej Służby Wywiadowczej, a później awansował na szefa Urzędu Kanclerskiego.

W 1999 r., wobec fatalnej sytuacji gospodarczej, centrolewicowy rząd zdecydował się przygotować głęboką reformę strukturalną, której architektem stał się Steinmeier. „Agenda 2010", liberalna reforma rynku pracy i świadczeń socjalnych, miała fundamentalnie zmienić kraj, ale też głęboko podzieliła samą SPD. Do dzisiaj partia podzielona jest na jej przeciwników i zwolenników – kandydat socjaldemokratów na kanclerza Martin Schulz zapowiada powrót do budowy „bardziej sprawiedliwego społeczeństwa".

W 2005 r. SPD przegrała wybory, Schröder opuścił fotel kanclerza, a Steinmeier stanowisko szefa urzędu kanclerskiego. W nowym rozdaniu, po utworzeniu wielkiej koalicji CDU-CSU/SPD, w wieku 49 lat został ministrem spraw zagranicznych.

Pamięta mu się nawiązywanie w tym czasie ścisłych stosunków z dwoma autokratycznymi reżimami, Federacją Rosyjską i Chińską Republiką Ludową, co łudząco przypominało politykę kanclerza Schrödera zbliżenia z wrogami świata zachodniego i budowy na kontynencie europejskim przeciwwagi dla Stanów Zjednoczonych (jego rząd po raz pierwszy w historii powojennych Niemiec zakwestionował wtedy zasady sojusznicze, stawiając własne interesy narodowe wyżej niż wspólnotowe, europejskie). Gdy w 2009 r. Steinmeier po raz drugi został szefem dyplomacji, próbował korygować swoje stanowisko wobec Moskwy i Pekinu, ale robił to mało przekonująco.

Za swoich rządów w MSZ odkurzył stary pomysł Egona Bahra (SPD), jednego z architektów polityki wschodniej Niemiec z czasów kanclerza Willy'ego Brandta (1969–1974), na zbliżenie z ZSRR. Widział duże szanse normalizacji stosunków z neoimperialną Rosją poprzez koncesje na rzecz Moskwy i rozwój kontaktów kulturalnych, politycznych i gospodarczych. Ta niemiecka nowa-stara Realpolitik miałaby według Steinmeiera doprowadzić w przyszłości do budowy swego rodzaju społeczeństwa cywilnego w Rosji. Plan partnerskiej modernizacji opracował w 2008 r. razem z Dmitrijem Miedwiediewem.

Typowa dla SPD otwartość wobec Moskwy spotkała się z ostrą krytyką nie tylko w Niemczech, ale również w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, szczególnie w Polsce, a ministrowi spraw zagranicznych RFN zarzucano nie bez racji „zrozumienie dla polityki Putina". W swojej książce z 2016 r. „Czarna skrzynka. Notatki z polityki zagranicznej w czasach kryzysowych" stwierdził, że „nie należy Putina stylizować na wroga i wszystkiego temu obrazowi podporządkowywać". Z rozbrajającą szczerością stwierdził, że „w tym wszystkim chodzi przede wszystkim o interesy", choć definiował je głównie jako zachowanie pokoju i bezpieczeństwa na kontynencie.

Dla Steinmeiera dobre stosunki z Moskwą służą tworzeniu nowego, wielobiegunowego systemu międzynarodowego, w którym regionalne centra (w tym niemieckie średnie mocarstwo) usiłują kulturowo-politycznie i gospodarczo wpływać na swoje obrzeża. Celem deklarowanej polityki Niemiec w wydaniu Steinmeiera jako szefa dyplomacji było zatem realizowanie w jak największym stopniu interesów państwa niemieckiego, ale we współdziałaniu i z korzyścią dla obszaru, na który jego kraj wywiera wpływ.

Oczywisty był jednak brak konsekwencji w prowadzeniu tego rodzaju „pozytywnej" polityki. Berlin nie brał pod uwagę bezpieczeństwa państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym przede wszystkim Polski (budowa gazociągów Nord Stream I i Nord Stream 2). Stosunek Steinmeiera do Rosji postrzegany był przede wszystkim poprzez oczywiste interesy handlowe i gospodarcze Niemiec. Ta ekonomizacja polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Berlina w stosunku do Europy Wschodniej podkopuje zaufanie do Niemiec.

Aneksja Krymu przez Rosję, co rząd niemiecki potępił, i wsparcie Moskwy dla separatystów na wschodzie Ukrainy wprowadziły stan permanentnego zagrożenia w naszym regionie Europy. Uwzględnianie przez Berlin fikcyjnych interesów zagrożenia bezpieczeństwa Rosji poprzez m.in. podkreślanie respektowania postanowień aktu stanowiącego o podstawach wzajemnych stosunków współpracy i bezpieczeństwa NATO–Rosja z 1997 r., wielokrotnie łamanego przez Moskwę, i jednocześnie długi opór Niemiec wobec pomysłu rozmieszczenia w Polsce i krajach bałtyckich rotacyjnych baz NATO wywoływał w Polsce domysły co do prawdziwych intencji Berlina. Jednocześnie swoimi wypowiedziami o „pomachiwaniu szabelką" przez te kraje Steinmeier zademonstrował brak zrozumienia i empatii dla naszych obaw.

Mimo że Polska pod rządami PO prowadziła politykę tzw. resetu w stosunku do Federacji Rosyjskiej, dając Berlinowi mandat do realizacji jego polityki wschodniej, Niemcy nie wspierały polskich oczekiwań włączenia w bezpośrednie konsultacje z Federacją Rosyjską dotyczące rozwiązania konfliktu na Ukrainie w ramach tzw. formatu normandzkiego. W Polsce zinterpretowano to jako kolejne ustępstwo Niemiec wobec Rosji.

W centrum kontynentu

Dla Steinmeiera polityka zagraniczna RFN powinna wyrażać rosnącą gotowość do przejęcia „zwiększonej odpowiedzialności" w polityce międzynarodowej. Nie jest on politycznym futurologiem na miarę Willy'ego Brandta czy Helmuta Schmidta. Niemniej jednak jego koncepcja Europy opiera się na głębokich i dojrzałych przemyśleniach. Wzmocnienie roli UE jako międzynarodowego aktora w polityce zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony jest dla niego kluczowym zadaniem, które z pewnością będzie usiłował realizować także jako prezydent.

Kwestii przyszłości kontynentu Steinmeier poświęcił w 2016 r. niecodzienną jak na polityka publikację. Swój traktat zatytułował „Europa jest rozwiązaniem. Dziedzictwo Churchilla". Opierając się na słynnej mowie legendarnego brytyjskiego premiera wygłoszonej w 1946 r. na uniwersytecie w Zurychu, wskazał na niebywałą jej aktualność. Tak jak wtedy, po zakończeniu drugiej wojny światowej, gdy kontynent leżał w gruzach, tak i dzisiejsza skłócona wewnętrznie Europa znajduje się bowiem jego zdaniem w porównywalnie głębokim polityczno-strukturalnym kryzysie.

Steinmeier odrzuca koncepcję byłego ministra spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego przejęcia wreszcie przez Niemcy przewodniej i kierującej roli w Europie. Zdaje sobie sprawę z tego, że hegemona, nawet „miękkiego", dzisiaj nie potrzebuje żadne państwo Unii.

Niemcy widzi raczej jako polityczno-gospodarczy środek kontynentu, z którego można budować na zewnątrz wspólną, silną Europę. Nie zmienia to faktu, że byłaby to Europa z ewidentnie niemieckim stemplem. Czy w regionie i w całej UE panuje co do tego zgoda – to jest dla niego kluczowa do ustalenia kwestia.

Steinmeier oczekuje od państw partnerskich w UE swego rodzaju przyzwolenia dla przyszłej roli Niemiec, którą definiuje, używając angielskiego pojęcia „reflective power". Chodzi w tym o czuwanie, by nie powtórzyła się niedawna barbarzyńska historia niemieckiej Trzeciej Rzeszy. Stan trwałej zadumy i pamięci o swojej niechlubnej przeszłości powinien być dostateczną gwarancją politycznej wiarygodności Berlina.

Nowy prezydent Niemiec proponuje pragmatyczną drogę wyjścia z kryzysu Europy. Nie jest to wielki i nieosiągalny plan. Raczej sprawdzony scenariusz solidnego urzędnika państwowego, oparty na długoletnim doświadczeniu zdobywanym na różnych stanowiskach. Obywatele Europy, bo do nich bezpośrednio się zwraca, potrzebują konkretnych działań, powrotu do podmiotowego traktowania, a nie oderwanych od rzeczywistości deklaracji. Europa musi dać im poczucie rozwiązywania problemów. Chodzi tutaj przede wszystkim o tworzenie wspólnej polityki zagranicznej i szeroko rozumianego bezpieczeństwa dla obywatela, ale również dla państwa, w tym zapobieganie konfliktom także przy użyciu instrumentów finansowych. Steinmeier nie wyklucza budowy wspólnych europejskich militarnych zdolności takich jak wspólne struktury dowodzenia oraz morskie zespoły interwencyjne. Jeżeli chodzi o utworzenie armii europejskiej, proponuje jej powstanie, ale tylko wtedy, gdy same państwa narodowe nie będą w stanie lepiej rozwiązywać wspólnych problemów niż sama Europa.

Bezpieczeństwo zewnętrze jest ściśle połączone z wewnętrznym. Tutaj Steinmeier wskazuje m.in. problem uchodźców i nalega, by państwa UE rozwiązały go wspólnie i razem też ponosiły odpowiedzialność za jego następstwa poprzez sprawiedliwy podział obciążeń. Jednocześnie prezydent Niemiec jasno opowiada się za budową Europy różnych prędkości albo tworzeniem małych kręgów integracji, gdzie państwa członkowskie zgodnie ze swoimi specyficznymi interesami będą definiować przyszłe formy współpracy.

Z Rosją, przeciw Trumpowi?

Można oczekiwać, że limitowana rola prezydenta Niemiec w systemie politycznym tego państwa nie ograniczy działalności Steinmeiera. Społeczeństwo daje mu mandat w postaci wysokiego poziomu popularności, więc korzystając z tego, będzie zamierzał realizować dwa zasadnicze cele. Jak sam stwierdził, „Europa znajduje się egzystencjalnym kryzysie", będzie więc „walczyć za tę Europę", ponieważ „potrzebujemy jej bardziej niż do tej pory". Będzie też dodawał ludziom otuchy, „ponieważ demokracja jest nie do pogodzenia z rezygnacją".

Dalekosiężnym celem prezydentury Steinmeiera ma być wspieranie procesu rozwoju współpracy między otwartymi demokratycznymi społeczeństwami i zwalczanie szeroko pojętego populizmu i prawicowego ekstremizmu. Będzie próbował zapewne stawiać czoła nowemu prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi, a jednocześnie nadal szukać dialogu z Rosją, bo uważa, że kontakt z tym państwem nie może być zerwany. To zaś może zapowiadać nowe konflikty z państwami Europy Środkowo-Wschodniej.

Autor jest politologiem, niemcoznawcą, sinologiem, wykłada w Instytucie Prawa Szkoły Głównej Handlowej

Frank-Walter Steinmeier był po Hansie-Dietrichu Genscherze najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych Niemiec i należy po Angeli Merkel do najbardziej popularnych polityków nad Renem. W sobotę obejmie urząd prezydenta swego kraju – 12. od czasu jego zjednoczenia.

Wybrany został miażdżącą większością głosów deputowanych najważniejszych sił politycznych kraju. Nominacja dla Steinmeiera wywołała jednak kontrowersje. Wyłoniono ją w kuluarowych politycznych rozgrywkach, sprowadzając głosowanie w Zgromadzeniu Narodowym do czystej formalności, co podważyło konstytucyjnie nadrzędną rolę Zgromadzenia jako suwerennej reprezentacji narodu. To kolejny przykład erozji systemu tzw. demokracji kanclerskiej w Niemczech. Kojarzony jeszcze z pierwszym kanclerzem powojennej Republiki Federalnej Niemiec Konradem Adenauerem jest on zastępowany przez tzw. system koordynowanej demokracji.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę