Niedawna wymiana premiera i ministra spraw zagranicznych była pomyślana również jako koniec eksperymentu, którym była tak zwana polityka zagraniczna pierwszych dwóch lat rządów PiS. Tego, co się działo w tym obszarze, nawet przez miłosierdzie nie można było nazwać polityką zagraniczną. Było to co najwyżej osławionym wstawaniem ministra Waszczykowskiego z kolan, co łączyło się ze szkodami dla międzynarodowej pozycji Polski. Za tę rzekomą politykę zagraniczną nie możemy winić wyłącznie poprzedniego ministra, bo przecież był jedynie wiernym realizatorem obsesji i fochów prezesa rządzącej partii, ale też trzeba przyznać, że świetnie się do tego nadawał. Z polityką zagraniczną nie miało to jednak nic wspólnego.
Oczywiście, podstawowym źródłem i problemem nie były jedynie fobie, resentymenty oraz ignorancja Jarosława Kaczyńskiego w dziedzinie polityki zagranicznej. Głównym problemem było forsowanie w niekonstytucyjny sposób zmian ustrojowych, na ołtarzu których złożona została polityka zagraniczna oraz polskie interesy w stosunkach zewnętrznych. Zadaniem nowego ministra powinno być odzyskanie polityki zagranicznej dla niej samej, to znaczy sprawienie, aby zgodnie ze swą akademicką definicją realizowała interesy narodowe, a nie partyjne.
Choć Jacek Czaputowicz jest akademikiem, nie ma pewności, czy będzie próbował to uczynić, a jeśli taką próbę podejmie, to czy z powodzeniem. Niewiele na to wskazuje, bo choć politykiem PiS nie był, światopoglądowo jest dla tej partii bardzo reprezentatywny. Nowogrodzka nie zechce także zrezygnować z komisarycznego nadzoru nad resortem na Szucha. Jednocześnie nowy minister ma duże doświadczenie i wiedzę w tym zakresie oraz nie zdążył zostać „przemielony" przez partyjną szkołę nowej wersji dialektyki i nowomowy, w której nie rozróżnia się prawdy od fałszu, dobra od zła, partii od państwa. Jest więc pewna szansa na podjęcie próby powrotu do prawdziwej polityki zagranicznej.
Jej prowadzenie nie zawsze jest łatwe, zarówno z przyczyn wewnętrznych, jak i międzynarodowych, Jednak przykład Polski po 1989 roku prowadzącej politykę zagraniczną, zwłaszcza na początku, w skrajnie niekorzystnych okolicznościach, pokazuje, że jest to możliwe. Integralność, odwaga, upór i kompetencja Krzysztofa Skubiszewskiego pokazały, jak wiele można osiągnąć w trudnych czasach. To wzór niedościgniony, ale jest się czym inspirować.
Obecny minister spraw zagranicznych jest w tej szczęśliwej sytuacji, że nie musi wymyślać koła. Podstawowe linie naszej dyplomacji zostały trafnie zdefiniowane na początku transformacji i zapewniły Polsce sukces międzynarodowy oraz silne wsparcie dla demokratycznych i gospodarczych przemian wewnętrznych. Nie trzeba koncentrować się na wstawaniu z kolan, tylko na twórczym i kompetentnym realizowaniu naszych interesów, na głównych kierunkach polityki zagranicznej. Ograniczę się do kilku uwag, które wynikają z doświadczenia nieudanego „eksperymentu".