Tomasz Bodył po wypadku premier Beaty Szydło: Drogowa beczka prochu

Służby powinny umieć ochronić przewożone osoby nawet w przypadku ataku. Tymczasem niebezpieczeństwo pojawia się już, gdy premier czy prezydent wsiada do samochodu.

Aktualizacja: 13.02.2017 16:47 Publikacja: 12.02.2017 20:35

Tomasz Bodył po wypadku premier Beaty Szydło: Drogowa beczka prochu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Niełatwo pisać o ostatniej bezprecedensowej serii wypadków drogowych członków najwyższych władz w Polsce, bo pewnych informacji ciągle brakuje, a pochopnie wyciągnięte wnioski mogą mieć trudne do przewidzenia konsekwencje. Z drugiej strony jest to zdarzenie tym ważniejsze i bardziej niepokojące, że w ostatnim czasie mieliśmy aż trzy podobne wypadki: prezydenta Andrzeja Dudy oraz w krótkim odstępie czasu ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza i premier Beaty Szydło. I choć kolizja drogowa może zdarzyć się zawsze i każdemu, jej ryzyko w przypadku osób piastujących kluczowe stanowiska w państwie jest przecież zdecydowanie mniejsze: po pierwsze, samochody te prowadzą fachowcy o zdecydowanie większych umiejętnościach niż przeciętni kierowcy, po drugie zaś, samochody te mają specjalny status na drodze. To wszystko minimalizuje prawdopodobieństwo wypadków. Dlaczego zatem do nich doszło?

Wiele punktów widzenia

Trudno o jednoznaczną odpowiedź, w obiegu publicznym krąży bowiem wiele informacji wzajemnie sprzecznych, na razie pozostają więc nam domysły. Przede wszystkim nie wierzę, że sprawy te zostaną rzetelnie wyjaśnione. Po pierwsze z natury rzeczy przyczyny wypadków drogowych są trudne do ustalenia. Zwykle są one na tyle dynamiczne i niespodziewane, że jego uczestnikom, będącym często jedynymi źródłami wiedzy o przebiegu zdarzeń, trudno powiedzieć, co tak naprawdę się stało.

Sprawę pogarsza to, że nawet w przypadku stosunkowo prozaicznych wypadków czy kolizji mamy do czynienia z wieloma, splątanymi interesami: łączą się tu kwestie karne i cywilne dotyczące sprawców i poszkodowanych, organów ścigania czy ubezpieczycieli pojazdów. Zwykle wszystkie strony starają się przedstawić przebieg wydarzeń w jak najkorzystniejszym dla siebie świetle.

W takich sytuacjach wiele zależy od biegłych, bo to na podstawie ich opinii sędziowie wydają wyroki. Często jednak opinie biegłych są ze sobą sprzeczne, zdarza się również, że biegły nie jest w stanie obronić swojej opinii podczas postępowania sądowego. Żeby daleko nie szukać, wystarczy przywołać sprawę sędziego Trybunału Konstytucyjnego Lecha Morawskiego, którego wypadek z czerwca 2015 r. na autostradzie A1 do tej pory nie został wyjaśniony.

Również w przypadku wypadku Beaty Szydło domyślamy się jedynie, co się wydarzyło. Parę spraw trzeba wyjaśnić. W tym to, czy wykonując manewr wyprzedzania seicento, kierowca limuzyny pani premier zastosował zasadę ograniczonego zaufania, zakładającą, że drugi kierowca może popełnić błąd (możliwe też, że taki błąd został popełniony). Czy z punktu widzenia taktyki jazdy i bezpieczeństwa premier uzasadniony był manewr obronny polegający na zjechaniu na pobocze? Być może należało utrzymać tor jazdy na wprost, gdyż drzewa na poboczu mogłyby okazać się większym zagrożeniem niż kontakt z seicento.

Przyznanie się do winy jego kierowcy (zresztą wątpliwe) nie jest dla mnie przekonujące. Gdybym był 21-letnim kierowcą i miał na karku policję, prokuraturę i BOR i ciążyłby na mnie zarzut uderzenia w samochód premier RP, to przyznałbym się, w nerwach i na gorąco, do absolutnie wszystkiego. Co nie wyklucza też, że na spokojnie i po konsultacji z prawnikiem, potem bym tego nie odwołał.

Warto też zbadać, w jaki sposób zaplanowany był przejazd i ile czasu na niego przeznaczono. Czasem bezpieczeństwo okazuje się mniej ważne niż chęć lub potrzeba szybkiego dotarcia do celu. Być może to nadinterpretacja, ale obecna władza raczej nie sprawia wrażenia tolerującej nieposłuszeństwo, a czasem po prostu trzeba powiedzieć „Nie, tego się nie da zrobić". Być może właśnie tego zabrakło?

Kto za to zapłaci?

Niezwykle ciekawy wydaje się być wątek ubezpieczeniowy tego zdarzenia. Mamy tu do czynienia zarówno ze szkodami osobowymi (ranna premier i jej ochroniarz) i materialnymi (zniszczone samochody). Jak wiadomo, towarzystwa ubezpieczeniowe płacą tylko wtedy, kiedy muszą, a w tym przypadku, biorąc pod uwagę kwalifikacje kierowcy i specyfikę pojazdu, spodziewałbym się najtańszej polisy OC. Nie sądzę też, by firma ubezpieczeniowa paliła się do przyjęcia odpowiedzialności za to zdarzenie. Tym bardziej że ubezpieczyciele ewentualne wypłaty uzależniają od własnego śledztwa, więc to, co zostanie stwierdzone w toku postępowania policji czy prokuratury, wcale nie będzie wiążące dla wystawcy polisy. To, że kierowca seicento zostanie uznanym winnym spowodowanie wypadku, wcale nie oznacza, że ubezpieczyciel seicento automatycznie uzna swoją odpowiedzialność, uważając np., że również drugi kierowca przyczynił się do powstania szkody.

Zdarzenia na drodze w Oświęcimiu ma też istotny wymiar polityczny, co niekoniecznie sprzyja rzetelnemu wyjaśnieniu tej sprawy. Ostatni wypadek premier Szydło, ale również poprzednie zdarzenia z udziałem przedstawicieli władz, już są przedmiotem gry politycznej między władzą a opozycją. Wydaje się, że dla obu stron ważniejsze niż fakty będzie to, co będzie się działo w sferze emocji i w jaki sposób da się to przedstawić w mediach.

Nie ulega wątpliwości, że istnieje jakiś niewytłumaczalny kłopot z logistyką w kręgach władzy. Mamy do czynienia z trzema wypadkami z udziałem najwyższych urzędników państwowych, co jest serią bez precedensu. Można do tego dołożyć zamieszanie z grudnia ub. roku podczas lotu z Londynu. Wygląda to trochę jak igranie z ogniem.

Niewątpliwie odpowiedzialne za bezpieczny transport służby powinny być zdolne do ochronienia przewożonych osób nawet przez potencjalnym atakiem. Tymczasem okazuje się, że niebezpieczeństwo pojawia się w momencie, kiedy prezydent, premier czy minister wsiada do samochodu. A tu nie ma żartów: droga błyskawicznie weryfikuje kompetencje do prowadzenia samochodu. Liczy się tylko to, co ktoś umie i co ma w głowie, a nie na kogo głosował, kto kogo zna z podstawówki, czy czym zajmował się jego stryj czy dziadek 40 lat temu.

Trzeba przyznać, że jak do tej pory rządzący mieli sporo szczęścia. Nietrudno sobie wyobrazić dużo poważniejsze konsekwencje wypadków prezydenta Dudy, premier Szydło czy ministra Macierewicza. Gdyby komukolwiek z nich stało się coś znacznie poważniejszego, szybko znaleźliby się zwolennicy poglądu, że był to zamach na ich życie. A to oznaczałoby zapewne dalszą eskalację już i ostrego konfliktu władz i opozycji oraz zwolenników jednych i drugich. I to niezależnie od faktów, bo te już – wydaje się – obie strony niewiele obchodzą. Skutki takiej sytuacji trudno sobie wyobrazić. Tak naprawdę siedzimy więc na beczce prochu, którą zdetonować może przypadkowe nieszczęście na drodze.

Niełatwo pisać o ostatniej bezprecedensowej serii wypadków drogowych członków najwyższych władz w Polsce, bo pewnych informacji ciągle brakuje, a pochopnie wyciągnięte wnioski mogą mieć trudne do przewidzenia konsekwencje. Z drugiej strony jest to zdarzenie tym ważniejsze i bardziej niepokojące, że w ostatnim czasie mieliśmy aż trzy podobne wypadki: prezydenta Andrzeja Dudy oraz w krótkim odstępie czasu ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza i premier Beaty Szydło. I choć kolizja drogowa może zdarzyć się zawsze i każdemu, jej ryzyko w przypadku osób piastujących kluczowe stanowiska w państwie jest przecież zdecydowanie mniejsze: po pierwsze, samochody te prowadzą fachowcy o zdecydowanie większych umiejętnościach niż przeciętni kierowcy, po drugie zaś, samochody te mają specjalny status na drodze. To wszystko minimalizuje prawdopodobieństwo wypadków. Dlaczego zatem do nich doszło?

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę