Kamińska, Pomarański: Era wideopolityki

W trakcie sejmowego protestu politycy opozycji, aby zaistnieć w przestrzeni publicznej, weszli w rolę dziennikarzy, a więc tych, którzy powinni ich kontrolować – piszą medioznawcy.

Aktualizacja: 21.01.2017 11:59 Publikacja: 19.01.2017 18:48

Kamińska, Pomarański: Era wideopolityki

Foto: Fotorzepa

Kiedy na początku grudnia 2016 roku jedna z posłanek Nowoczesnej, ku zaskoczeniu części mediów i opinii publicznej, próbowała zmusić dziennikarkę TVP do nagrania jej wypowiedzi – tzw. „setki" – zdawało się, że to jednorazowy happening, a nie próba odwrócenia ról w polityce i Sejmie. „Polityk ma prawo zadawać pytania, jeśli chce" – tłumaczyła swoją reakcję w mediach. To, co wydarzyło się dwa tygodnie później w Sejmie pokazało, że ten przypadek rozpoczął w polskim życiu publicznym nową erę – erę wideopolityki.

Nowy trend

Termin wymyślił pod koniec lat 90. włoski medioznawcza Giovanni Sartori, który w ten sposób określił jeden z aspektów władztwa telewizji. Chodzi o jej wpływ na procesy zachodzące w polityce. Nie od dziś wiadomo, że telewizja ma zasadniczy udział w przebiegu, stylu i wyniku kampanii wyborczych. Ona także – w ogromnej mierze – warunkuje działania rządów, pokazując im co mogą zrobić, do jakiej granicy się posunąć oraz jakie rozwiązania przyjąć. Tłem tych zjawisk jest proces, który ma kapitalne znaczenie dla wydarzeń, jakie miały miejsce w polskim Sejmie na przełomie 2016 i 2017 roku. Chodzi o personalizację kampanii politycznych, których prowadzenie przeniosło się do środków masowego przekazu.

Rozwój dzisiejszych „środków masowego przekazu" wymaga zastrzeżenia, że współcześnie termin ów oznacza także (a może przede wszystkim) coraz silniejszą pozycję mediów społecznościowych. Twitter, Facebook, Instagram - stały się narzędziami, które dziś bezapelacyjnie przejmują władztwo nad masowym komunikowaniem. Dotyczy to także polityki, która uwalnia się od dyktatu tradycyjnej telewizji, przenosząc się równolegle do alternatywnego bytu w Internecie. Współczesne uprawianie polityki polega na forsowaniu – za pomocą obrazów – silnych osobowości, tzw. „twarzy" czy, inaczej mówiąc, prowadzenia „wojny" na wizerunki medialne. Politycy za wszelką cenę chcą zaistnieć w mediach, zwłaszcza tych „obrazkowych". Ich apetyt na „bycie w telewizji" rośnie w miarę jedzenia i nigdy nie jest w pełni nasycony.

W tym kontekście nie dziwi skwitowanie powyższego zachowania przywołanej powyżej posłanki przez jej konkurentkę, która w jednym z programów telewizyjnych stwierdziła: „Dziennikarz jest od tego, żeby zadawać pytania, a polityk, żeby na nie odpowiadać w ramach swoich kompetencji. Pani poseł się chyba pomyliły role. Osiągnęła pani to, co chciała, była dziś przez cały dzień w serwisach".

Inna sprawa, że wywracając do góry nogami dotychczasowe kontakty między politykami a dziennikarzami, posłanka Nowoczesnej zainicjowała nowy trend w rozwoju mediów. Uświadomiła bowiem opinii publicznej, że dziennikarze - jak wszyscy obywatele demokratycznego państwa, także podlegają jego regułom i mogą być odpytywani ze swoich poglądów.

Politycy, aby zaspokoić ów nienasycony apetyt na obecność w mediach, bardzo chętnie podejmują najbardziej karkołomne działania. Ich wcześniejszym przykładem może być Janusz Palikot i jego happeningi, które wprawdzie na krótko przyciągnęły uwagę części opinii publicznej, ale w dłuższej perspektywie skazały jego projekt na porażkę wyborczą. W połowie grudnia ubiegłego roku, podczas blokowania Sejmowej Sali Posiedzeń przez część partii opozycyjnych, media nie miały możliwości swobodnego relacjonowania wydarzeń. W tej sytuacji część polityków postanowiła zmierzyć się z wyzwaniem i podjąć się obowiązków dziennikarskich.

Od tej chwili posłowie, korzystając z aplikacji w telefonach komórkowych i tabletach, relacjonowali na żywo, jak spędzają czas podczas tzw. okupacji Sejmu. Za pośrednictwem mediów społecznościowych ich reporterskie materiały trafiały do serwisów informacyjnych w mediach tradycyjnych i były żywo dyskutowane w poważnych programach publicystycznych. I tak Andrzej Halicki podjął się roli pogodynka, transmitując z sali sejmowej informacje atmosferyczne („Jutro będzie słońce, wiatr zelżeje, ale też bardzo dobra informacja, bo jutro dzień będzie dłuższy od poprzedniego"). Joanna Mucha natomiast, przechadzając się po Sejmie ze smartfonem w ręku, mówiła do wbudowanej w niego kamery: „Być może to już ostatnia taka audycja". Do historii medialnego spektaklu przejdzie z pewnością Sławomir Nitras, stwierdzający, że przyjmuje rolę dziennikarza w czasie podjętego przez opozycyjne partie protestu: „Cała Polska wie, że posłowie pełnią obowiązki dziennikarskie pod nieobecność dziennikarzy" – tłumaczył, zapominając chyba, że media to czwarta władza, która powołana jest do kontrolowania polityków.

Medialność sejmowego protestu dawała szansę zaistnienia politykom, którzy do tej pory pozostawali w cieniu partyjnych tuzów. Zazwyczaj bowiem możliwości szeregowych polityków w promowaniu swoich „twarzy" są dość ograniczone. Sztaby partyjne zwykle koncentrują uwagę i środki na promowaniu wizerunku „osobowości medialnych", kreując je na liderów ugrupowania. Tak wypromowana „ikona" ma obowiązek toczyć wizerunkowe pojedynki z równorzędnymi partnerami z pozostałych partii.

Kampania permanentna

Niektórzy politycy opozycyjnych partii swoimi działaniami wpisali wydarzenia sejmowe z połowy grudnia 2016 roku w kontekst tzw. kampanii permanentnej. Określenia tego po raz pierwszy użył Sidney Blumenthal, doradca Billa Clintona, nazywając w ten sposób kombinację tworzenia wizerunku i strategicznej kalkulacji, służącą do tego, by podtrzymywać popularność polityków. Posłowie polskich partii opozycyjnych najwyraźniej uznali, że emocjonalne i ciągłe pokazywanie się w mediach, stwarza im okazję do zyskania i podtrzymania medialnej popularności. Jako produkty marketingu politycznego doskonale rozumieli, że ich zaistnienie i późniejsza obecność na wyborczym rynku, wymaga stałej, a nie tylko incydentalnej aktywności.

Na ile skuteczny w tym kontekście był śpiew i recytacje posłanki Joanny Muchy? Zdecydowana większość publicystów i ekspertów od medialnego wizerunku nie pozostawiła na jej zachowaniu suchej nitki. Nawet liderzy partii opozycyjnych publicznie odcinali się od tego typu zachowań. Wkrótce spadki popularności pokazały też sondaże. Zamiana ról z politycznej na dziennikarską, posłom aktywnym w internecie nie wyszła na dobre. W tym przypadku złota zasada „odróżnij się albo zgiń" przyniosła odwrotny od planowanego skutek. Siłę telewizyjnego „ciśnienia" wśród części partyjnych kolegów zauważył przewodniczący klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Sławomir Neumann: „Mógłbym zrobić listę 'bohaterów' od lansowania i gry na siebie" („Super Express" z 14.01.). Na to błyskawicznie odpowiedział Arkadiusz Myrcha, jeden z posłów PO aktywnych medialnie podczas sejmowego protestu: „Nie mam takiego wyobrażenia, żeby ktokolwiek mógł się lansować. Jedni korzystali z tych narzędzi częściej, niektórzy rzadziej".

Wideopolityka czyli uprawianie polityki w mediach, stanowi poważne wyzwanie dla liderów poszczególnych partii. Miano przywódcy bowiem należy się tej osobie, która szerszemu audytorium wyda się – w różnych działaniach – bardziej kompetentna, sprawna, zdecydowana, skuteczna i wiarygodna. Jednym słowem – charyzmatyczna. Nie jest to łatwe zadanie przede wszystkim dlatego, że przywódca już na wczesnych etapach musi wypracować sobie u reszty zwolenników pewien rodzaj kredytu. Będzie on w przyszłości legitymizacją jego władzy oraz pozwoli mu na odstępowanie od ustalonych zasad na rzecz reguł kreowanych przez siebie. Zdobywanie tego kredytu jest równoznaczne z poddawaniem się społecznej kontroli.

Wydarzenia sejmowe z połowy grudnia i początku stycznia 2017 roku ujawniły, że na politycznym, ale też wizerunkowym ringu, po stronie opozycyjnej, stanęli naprzeciw siebie dwaj pretendenci do miana tego prawdziwego, jedynego lidera. To załamanie stosunków między Nowoczesną a Platformą Obywatelską, nie uszło uwagi mediów. Raz Ryszard Petru, a raz Grzegorz Schetyna nadawali ton politycznej walce, w której zwycięstwo oznaczałoby poparcie elektoratu i status lidera całej opozycji. Tymczasem sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej" z 9 stycznia pokazywał, że zgodnie z ludowym przysłowiem - „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta" – Polacy wskazali w tych badaniach, że opozycja albo nie ma w ogóle lidera, a jak już ma, to jest nim... Paweł Kukiz.

Kultura idiotów

Medioznawca Wiesław Godzic prawie 20 lat temu przepowiadał nastanie ery rozrywki w polskim dyskursie politycznym. Skoro zatem telewizja rządzi się prawami dyskursu rozrywkowego, także politycy muszą wpisać się w jego wymogi. Carl Bernstein, amerykański dziennikarz śledczy (ten od afery Watergate) obawiał się, że dziennikarze przyczyniają się do kształtowania „kultury idiotów", opętanej dziwactwami, głupotą i ordynarnością. Wydarzenia sejmowe z grudnia 2016 roku skłaniają do smutnej refleksji, że do tego samego przyczyniają się też politycy.

Co bardziej rozsądni próbują przekonywać, że politycznego kapelusza niepodobna przekonująco nosić na zmianę z kapeluszem dziennikarza, komentatora, parodysty lub wodzireja. Tak słusznie zauważał na łamach „Rzeczpospolitej" politolog Sławomir Sowiński. Pytanie, czy nowe medialne gwiazdy na politycznym niebie wezmą te nauki do siebie.

Agnieszka Kamińska – adiunkt w Katedrze Dziennikarstwa Uniwersytetu SWPS

Andrzej Pomarański – ekspert ds. komunikacji, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations

Kiedy na początku grudnia 2016 roku jedna z posłanek Nowoczesnej, ku zaskoczeniu części mediów i opinii publicznej, próbowała zmusić dziennikarkę TVP do nagrania jej wypowiedzi – tzw. „setki" – zdawało się, że to jednorazowy happening, a nie próba odwrócenia ról w polityce i Sejmie. „Polityk ma prawo zadawać pytania, jeśli chce" – tłumaczyła swoją reakcję w mediach. To, co wydarzyło się dwa tygodnie później w Sejmie pokazało, że ten przypadek rozpoczął w polskim życiu publicznym nową erę – erę wideopolityki.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę