Rewolucja demokratyczna w Europie

Berlin przyjął francuskiego prezydenta z otwartymi ramionami, bo nigdy nie chciał sam odgrywać przywódczej roli w Unii Europejskiej. Jedność UE nie może być utrzymana jedynie przez Niemcy – pisze niemiecki politolog.

Aktualizacja: 06.08.2017 19:56 Publikacja: 06.08.2017 19:52

Rewolucja demokratyczna w Europie

Foto: AFP

Tegoroczne wybory prezydenckie i parlamentarne wyznaczyły we Francji głęboką polityczną cezurę. Odrzucając kontynuację w ramach dotychczasowego układu politycznego, Francuzi postawili na gruntowny przełom. Wystawili także rachunek politycznej elicie państwa, co położyło kres karierom znanych polityków, takich jak Nicolas Sarkozy, Alain Juppé czy François Fillon. Ten ostatni jako pierwszy konserwatywny kandydat na urząd prezydenta w Piątej Republice nie przeszedł do drugiej tury. Z kolei kandydat Partii Socjalistycznej Benoît Hamon odpadł z wyścigu w pierwszej turze z kompromitującym wynikiem 6 proc. Jednocześnie około połowy wyborców udzieliło poparcia kandydatom skrajnej prawicy albo lewicy, których łączyło odrzucenie integracji europejskiej i postulaty horrendalnych wydatków socjalnych. Wygrał polityk, który trzy lata temu był jeszcze we Francji w dużej mierze nieznany. Podczas gdy stare partie rozdarte są wewnętrznymi walkami frakcyjnymi, prezydencka partia La République en Marche! dysponuje w parlamencie bezwzględną większością. Jej deputowani to często polityczni nowicjusze ze społeczeństwa obywatelskiego. Francja przechodzi demokratyczną rewolucję.

Czekając na reformy

Przyczyny tego stanu są wielorakie, jednak dwa czynniki zasługują na podkreślenie. Z jednej strony we Francji od wielu lat pogłębia się rozłam w społeczeństwie. Ogólnie zła sytuacja gospodarcza, utrzymujące się wysokie bezrobocie młodych i nieudana integracja dużych grup społecznych na przedmieściach dużych ośrodków (banlieues) wywołała u wielu poczucie marginalizacji. Z drugiej strony rozpowszechniło się wrażenie, że elita skupiona jest przede wszystkim na zabezpieczeniu kariery i maksymalizacji własnych korzyści gospodarczych. Wielu Francuzów straciło zaufanie do znacznej części klasy politycznej.

W tej sytuacji szansę mieli tylko ci kandydaci, którzy pozycjonowali się jako fundamentalna opozycja do dotychczasowej francuskiej polityki. Poza politycznymi skrajnościami był to wyłącznie Emmanuel Macron, który ponadto jako jedyny połączył opozycyjne nastawienie do establishmentu ze zdecydowaną postawą proeuropejską, włącznie z jasnym opowiedzeniem się za euro. To przesłanie ostatecznie przyniosło mu zwycięstwo.

Nowy prezydent jest jednak pod ogromną presją. Już kilka tygodni po nominacjach pierwszego gabinetu czterech ministrów padło ofiarą jego nadrzędnego celu „moralizacji życia politycznego". W polityce wewnętrznej czekają na realizację kompleksowe reformy, o które rozbiły się już poprzednie rządy. Zapowiedziana reforma rynku pracy pokaże w pierwszej kolejności, czy poprzez połączenie inteligentnego moderowania i autorytarnej determinacji Macron będzie w stanie przezwyciężyć tradycyjne blokady i doprowadzić do trwałej poprawy konkurencyjności przedsiębiorstw. Chociaż w swoim programie wyborczym starał się o wyważenie środków popytowych i podażowych, to we Francji uchodzi za liberała, podczas gdy w Niemczech, i pewnie też w Polsce, zostałby uznany co najwyżej za socjalliberała. Równie ambitny, choć jeszcze nieskonkretyzowany, jest program europejski nowego prezydenta, obejmujący wzmocnienie wspólnej waluty i pogłębienie integracji w ramach strefy euro. Ogólnie rzecz biorąc, wzmocnienie Unii Europejskiej, także przez zróżnicowaną integrację, stanowi jego nadrzędny cel, przy czym wysoko na liście priorytetów znajduje się polityka bezpieczeństwa i obrony.

Nieufność i nadzieja Niemiec

W Niemczech wyborczą wygraną Emmanuela Macrona przyjęto z ulgą i nadzieją, ale też z nieufnością. Najpierw znaczny niepokój budził scenariusz niepewnej przyszłości Unii Europejskiej bez Wielkiej Brytanii i zwalczanej przez Francję pod ewentualnymi rządami Marine Le Pen. Skala odrzucenia podstawowych mechanizmów społecznej gospodarki rynkowej i otwartego systemu gospodarczego zarówno przez skrajną prawicę, jak i przez skrajną lewicę we Francji napotkała całkowity brak zrozumienia w niemal wszystkich niemieckich partiach (z wyjątkiem Partii Lewicy).

Centrowy program nowego prezydenta sprawia wrażenie znajomego w państwie, w którym socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder zarządził gruntowne reformy systemu opieki społecznej i rynku pracy, w państwie, które w ostatnich latach rządzone było przez dwie wielkie koalicje z należącą do obozu konserwatywnego kanclerz, postrzeganą przez wielu raczej jako socjaldemokratka. Mimo to Niemcy pozostają nieufni. Zdziwił ich wzlot nieznanej szerzej osoby na polityczne wyżyny, bo inaczej wyglądają kariery polityków w państwie demokracji partyjnej. Niezależnie od skali poparcia dla nowego prezydenta jego zapowiedź przeprowadzenia centralnej reformy rynku pracy na drodze dekretów wzbudziła głęboką konsternację ze względu na znaczenie przypisywane w Niemczech społecznemu konsensusowi.

To są jednak wewnętrzne, polityczne sprawy Francji. W Berlinie zatem dominuje nadzieja oparta na mocnych relacjach francusko-niemieckich. Już podczas kampanii wyborczej Emmanuel Macron nie pozostawił wątpliwości, że bliskie kontakty z Niemcami stanowić będą kluczowy element jego polityki europejskiej. Premier oraz wielu ministrów i zaufanych osób w jego otoczeniu mówią po niemiecku. Włączenie do rządu zarówno sił lewicowych, jak i konserwatywnych budzi powszechnie zaufanie w Niemczech. Mimo że Macronowi bliżej gospodarczo do Martina Schulza, nie będzie miało decydującego znaczenia, kto stanie na czele kolejnego niemieckiego rządu po jesiennych wyborach do Bundestagu. Ta perspektywa zwiększyła niezależność Macrona przy pierwszych krokach na francusko-niemieckim parkiecie.

Niemcy przyjęły francuskiego prezydenta z otwartymi ramionami również z innego powodu: nigdy nie chciały sam odgrywać przywódczej roli w Unii Europejskiej. Republika Federalna przeszła w XX wieku socjalizację w polityce europejskiej jako państwo o ograniczonej suwerenności. „Równowaga nierównowagi" między Francją i Niemcami, pomyślne balansowanie politycznych i gospodarczych ambicji między Paryżem i Berlinem stanowiły przez dekady element konstytutywny niemieckiej polityki europejskiej. Wobec wielowymiarowego kryzysu integracji europejskiej zakorzenione jest głęboko przekonanie, że jedność UE nie może być utrzymana wyłącznie przez Niemcy.

Miejsce dla Polski

Skomplikowane obecnie stosunki polsko-niemieckie wzmacniają dodatkowo gotowość Berlina do francusko-niemieckiego zbliżenia. Przy czym całkiem niedawno jeszcze trudny i zmienny, nie tylko w polityce europejskiej, prezydent Nicolas Sarkozy kierował zainteresowanie niektórych niemieckich aktorów politycznych w stronę Polski. Jednak obok ewidentnego dystansu i konfliktów w relacjach między Warszawą i Berlinem z jednej strony oraz politycznej bliskości między Niemcami i Francją z drugiej to przede wszystkim agenda europejska sprzyja zbliżeniu francusko-niemieckiemu. Pogłębienie strefy euro i wzmocnienie wspólnej waluty będą miały po wyborach do Bundestagu najwyższy priorytet. Przez ogół społeczeństwa niemal nie zostało dostrzeżone to, że Berlin i Paryż od początku kryzysu finansowego w 2008 r. zbliżyły się do siebie w europejskiej polityce walutowej. Stabilność euro i konieczność oszczędzania nie stanowią już we Francji tabu – i to nie dopiero od wyboru Macrona. Za to w Niemczech przebił się w znacznym stopniu pogląd, że zasadnicza konstrukcja unii walutowej nie wytrzyma próby czasu bez wspólnej polityki gospodarczej. Dlatego oba państwa, których społeczeństwa w znacznej większości bez zastrzeżeń popierają wspólną walutę, będą promować od początku 2018 r. wspólne i prawdopodobnie daleko idące inicjatywy reform. Pozostając poza strefą euro, Polska nie odegra w tej debacie istotnej roli. Przy późniejszej akcesji będzie jednak musiała zaakceptować decyzje podjęte przez jej aktualnych członków.

Unia Europejska napotka w nadchodzących latach kolejne znaczące wyzwania. Europejczyków zmusza do integracji Ameryka, na którą trudno już liczyć, oraz agresywna Rosja. Polsce przypadnie przy tym centralna rola. Zarówno w przypadku dopełnienia rynku wewnętrznego, jak i przy dalszym rozwoju polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE Berlin i Paryż będą zdane na konstruktywną współpracę z Warszawą. Można przy tym nawiązać do pozytywnych przykładów z przeszłości: francusko-niemiecko-polska propozycja wzmocnienia wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony UE z 2010 r. udaremniona została wówczas przez weto Wielkiej Brytanii. Jakkolwiek gorzki by był brexit dla UE, a zwłaszcza dla Polski, otwiera on również szanse na wzmocnienie UE jako aktora w polityce bezpieczeństwa. 13 lipca 2017 r., podczas pierwszego po wyborze Macrona wspólnego posiedzenia rady ministrów, Paryż i Berlin zaakcentowały wolę osiągnięcia postępów w polityce bezpieczeństwa poprzez projekt wspólnego europejskiego samolotu bojowego. Tego rodzaju przedsięwzięcia mają perspektywiczny sens tylko wtedy, gdy włączą się w nie najważniejsze państwa członkowskie UE, w tym Polska.

Prezydent Emmanuel Macron ma wysoce ambitny program reform wewnątrzpolitycznych, które odmienią Francję. Równie ambitny będzie też program reform UE, z silnym akcentem francusko-niemieckim. Na pewno konsensus obu państw nie będzie w każdym przypadku zagwarantowany. Zapowiedziany wspólnie zamiar nadania impulsów Europie w sferze gospodarczej i społecznej pozostanie pod wpływem znanych rozbieżności między Francją i Niemcami, przykładowo odnośnie do standardów socjalnych.

W polityce wewnętrznej Macron ma wygodną większość, która zapewnia mu znaczną swobodę decyzyjną, jest jednak świadom, że na poziomie europejskim musi dopiero uzyskać poparcie większości dla swoich pomysłów. Bliskość z Niemcami jest do tego warunkiem koniecznym, ale zdecydowanie niewystarczającym. Jeśli Polska otworzy się na europejskie inicjatywy i zacznie je aktywnie współkształtować, to także szwankujący Trójkąt Weimarski może odzyskać konstruktywną rolę. To byłoby w interesie wszystkich trzech państw i całej Unii Europejskiej.

Martin Koopmann jest dyrektorem działu politycznego Fundacji Genshagen i członkiem jej zarządu

Śródtytuły pochodzą od redakcji

Tegoroczne wybory prezydenckie i parlamentarne wyznaczyły we Francji głęboką polityczną cezurę. Odrzucając kontynuację w ramach dotychczasowego układu politycznego, Francuzi postawili na gruntowny przełom. Wystawili także rachunek politycznej elicie państwa, co położyło kres karierom znanych polityków, takich jak Nicolas Sarkozy, Alain Juppé czy François Fillon. Ten ostatni jako pierwszy konserwatywny kandydat na urząd prezydenta w Piątej Republice nie przeszedł do drugiej tury. Z kolei kandydat Partii Socjalistycznej Benoît Hamon odpadł z wyścigu w pierwszej turze z kompromitującym wynikiem 6 proc. Jednocześnie około połowy wyborców udzieliło poparcia kandydatom skrajnej prawicy albo lewicy, których łączyło odrzucenie integracji europejskiej i postulaty horrendalnych wydatków socjalnych. Wygrał polityk, który trzy lata temu był jeszcze we Francji w dużej mierze nieznany. Podczas gdy stare partie rozdarte są wewnętrznymi walkami frakcyjnymi, prezydencka partia La République en Marche! dysponuje w parlamencie bezwzględną większością. Jej deputowani to często polityczni nowicjusze ze społeczeństwa obywatelskiego. Francja przechodzi demokratyczną rewolucję.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę