W rzeczywistości przestępcy pobierali jednak nie krew, a płyn rdzeniowy kobiet, który następnie próbowali sprzedawać na czarnym rynku. Wykorzystali w ten sposób 12 kobiet - w tym nastolatkę.
Władze wpadły na trop szajki po tym jak ojciec zauważył, że jego 17-letnia córka po rzekomym pobraniu krwi bardzo źle się czuje. Po zgłoszeniu się do lekarza okazało się, że - bez jej wiedzy - pobrano od niej płyn rdzeniowy.
Schemat działania przestępców wyglądał następująco: jeden z nich podawał się za pracownika szpitala rejonowego i wmawiał ofiarom, że muszą poddać się badaniu krwi, aby zakwalifikować się do pomocy z rządowego programu społecznego.
Zamiast jednak zabrać kobietę do szpitala jechał z nią do domu kobiety zaangażowanej w przestępczy proceder, gdzie przeprowadzano zabieg.
Nie jest jasne do czego miałby być wykorzystany skradziony płyn rdzeniowy. Płyn ten pobiera się w celach diagnostycznych. Jego rolą jest ochrona rdzenia kręgowego i mózgu przed urazami.